Kościół w USA. Msza trydencka. Świadectwo

REKLAMA

Znajomi zaprosili mnie na niezwykłą uroczystość do Newark w stanie New Jersey – stulecie parafii pod wezwaniem Świętego Kazimierza. Ksiądz proboszcz (podwójny doktor) Andrzej Ostaszewski, czyli Father Andrew, dał rozkaz, abym powiedział kilka słów parafianom i gościom. Tak też zrobiłem.

[nice_alert]Sytuacja była niezwykła, bowiem jeszcze niedawno diecezja w Newark chciała zlicytować Świętego Kazimierza. Parafia była w poważnych tarapatach, długi sięgały ponad pół miliona dolarów. Kościół tonął w kosztach związanych między innymi z pokryciem szkód spowodowanych pożarem dekadę temu.[/nice_alert]

REKLAMA

Teraz, dzięki parafianom i ks. Andrzejowi, długu nie ma, a nawet jest kilkusettysięczna rezerwa. Zdobyli, wygospodarowali, wyżebrali, wyprosili, zorganizowali, zaoszczędzili, zarobili. Wszystko oparte jest na wolontariacie. Na przykład trzeba było wyremontować proboszczówkę za 70 tys. dolarów i parafianie sami to uczynili. Taka działalność to najlepszy prezent na setną rocznicę parafii. Pokazuje wszystkim, że parafia, czyli społeczność, żyje.

I nie tylko trwa, ale rusza się, wykazuje dynamizm (mam nadzieję, że środowisko Radio Maryja zwraca na to uwagę i niedługo zmieni nazwę swej telewizji na „Działam”). Parafię i kościół założyła lokalna Polonia pod kierownictwem ks. Manteuffla w sąsiedztwie Ironbound w 1908 roku. Na patrona przyjęto św. Kazimierza, królewicza polskiego i kniazia litewskiego. Obok kościoła, jak przystało, powstała katolicka szkoła. Integrowała ona lokalną społeczność, podobnie jak działające na terenie parafii rozmaite stowarzyszenia, takie jak kółko różańcowe czy Bractwo Rycerzy Orła Białego. Skupieni wokół kościoła emigranci z Polski stawali się najpierw polskimi, a potem amerykańskimi patriotami.

Dlatego w typowy polsko-amerykański sposób parafia przesiąknięta jest podwójnym patriotyzmem – wobec Polski i USA. Podczas gdy Ameryka po prostu jest na co dzień, o starym kraju pamięta się szczególnie. Na ścianach kościoła, obok stacji Drogi Krzyżowej, umieszczone są rozmaite tabliczki intencyjne po polsku oraz herby miast RP. W czasie II wojny światowej kilku parafian walczyło w polskim lotnictwie w Anglii, ale ponad tysiąc miejscowych chłopaków znalazło się w siłach zbrojnych USA na wszystkich frontach – walcząc o wspólną sprawę, w tym o wolność dla Polski. Kilkudziesięciu zginęło. O tym wszystkim dowiedziałem się głównie z wykładu historyka-regionalistki Ulany Zakalak.

Byli też inni mówcy – ciekawe, wzruszające wspomnienia wielu pokoleń. Prawdziwa solidarność na dobre i na złe. A parafia to ich kotwica, ich siła. Wykłady i wspomnienia miały miejsce na uroczystym obiedzie. Ale najpierw była msza, w której uczestniczyło z tysiąc osób. Kościół był pełny, dostojnych gości wielu, m.in. arcybiskup Szczepan Wesoły, biskup Newark i jego biskup pomocniczy. Był też konsul RP. Znalazła się grupa księży – wszyscy bardzo sympatyczni. Najdłużej rozmawiałem na obiedzie z konserwatystą, ks. Dennisem, który od razu mnie zganił, że moja Alma Mater, Uniwersytet Columbia, jest lewacka. Szto dziełat’? – jak mawiał tow. Lenin… Jeszcze przed przyjazdem wiedziałem bardzo dobrze, że nie będę gadać o parafii św. Kazimierza, bo nic o niej nie wiedziałem, oprócz tego, co mój przyszywany wujo Tadzio Ungar, który mieszkał w pobliskim Irvington, coś kiedyś przed śmiercią wspominał o tamtejszych księżach.

[nice_info]Postanowiłem powiedzieć więc o swoich parafiach i kościołach oraz o tym, czego mnie nauczyły. Gdy dorastałem w Polsce, wielbienia Boga, zapachu kadzidła, piękna muzyki, potrzeby patriotyzmu i wiedzy o historii (tablice wojenne na murach kościelnych!) uczyłem się w żoliborskich parafiach Św. Jana Kantego i Św. Stanisława Kostki u ks. proboszcza Teofila Boguckiego oraz księży: Henryka Michalaka i Jerzego Popiełuszki, a także – jako dzieciak – podczas wizyt u dziadków w Ciechanowie w kościele na Farnej Górze, gdzie zakrystian, p.Malinowski, ciągnął mnie za uszy. [/nice_info]
Pracy społecznej uczyłem się w kościele Św. Jacka, gdzie rozpakowywałem i roznosiłem dary dla Komitetu Prymasowskiego. Wtedy byłem zakotwiczony, tak jak parafianie od Św. Kazimierza w Newark. Po wyjeździe z PRL uczyłem się w San Francisco, jak się dzielić, bo katolicki kościół Nativity w tym mieście był chorwacki, a dopiero teraz, ostatnio stał się polski. W kaplicy przy Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley bywałem, bo moja szefowa z Amnesty International, Laola Hironaka, była siostrą zakonną. Zajmowałem się ofiarami komuny w Afganistanie, Kambodży i Korei Północnej, czyli dalej pracowałem społecznie pod egidą Kościoła. W Nowym Jorku szukałem azylu i spokoju od neopogańskiej postmoderny i wpadałem czasami do Our Lady of Lourdes przy Columbii i od święta do Św. Patryka. Gdy związałem się z University of Chicago Law School, chodziłem na mszę trydencką do St. John Cantius.

[nice_alert]Tam, u ks. Karłowicza, doceniłem uniwersalizm chrześcijaństwa, gdy widziałem mężczyzn, kobiety, dzieci, Europejczyków, Latynosów, czarnych (a wśród nich Allen keys) zgodnie modlących się pod jednym dachem. Po co komu nadęta lewacka „tolerancja”? Powtarzaliśmy sobie dowcip: „Uniwersytet Chicagowski – słynna instytucja założona przez WASP-ów, gdzie profesorowie-ateiści nawracają swoich żydowskich studentów na rzymski katolicyzm”.[/nice_alert]

I rzeczywiście – jedna z moich młodszych koleżanek z The Antient and Honourable Edmund Burke Society przechrzciła się.

[nice_info]U dominikanów przy The University of Virginia, gdzie uczyłem, wyszedł mi bokiem ekumenizm i hipisowska liturgia; trochę lepiej było w uniwersyteckiej kaplicy na Loyola Marymount University w Los Angeles. Ale gdy mieszkałem w Westwood, przestałem chodzić do Św. Pawła Apostoła – dosłownie 20 metrów od mego domu na Wilkins i Ohio – bo ksiądz swego chłopaka sprowadzał i odprawiał „wesołkowe” msze.[/nice_info]

Wolałem jechać dwie godziny na mszę łacińską do Our Lady by the Sea w Huntington Beach. W rozszalałym Los Angeles była to kotwica. I nauczyło mnie to dokonywania wyborów.

Wybrałem Trydent. Chodziłem też do kilku kościołów pomisyjnych, założonych przez franciszkanów w czasach kolonialnych. Ale modlitwy po angielsku nie są uniwersalne. Teraz w Waszyngtonie uczęszczam do katedry Św. Mateusza, bo to przy mojej uczelni, chociaż jest to Novus Ordo. Jak chcę mszę trydencką, udaję się do Św. Anny w Chinatown. Byłem też w polonijnym kościele w Silver Spring – ale to za daleko i inna bajka. Nowe doświadczenie – Kościół w stolicy imperium. U nas na wsi chodzimy najczęściej do kaplicy przy klasztorze trapistów. Spokojnie i bez nowinek.

Ponieważ stale gdzieś podróżuję, modliłem się już w rozmaitych częściach świata – od Moskwy przez Frankfurt, Londyn, Toronto, Hawaje, Tijuanę po Tokio. Raz na Fidżi w Boże Narodzenie śpiewałem z
tubylczymi katolickimi dziećmi „Adeste fideles”. Podobnie serdecznego przyjęcia w kościele katolickim doświadczyłem na Wielkanoc na wyspie Aruba. Innym razem filipińskie dziewczyny zabrały mnie na pasterkę w Singapurze – na szczęście nie po chińsku, lecz po angielsku i łacinie.

[nice_info]Prawie zawsze i prawie w każdym z nawiedzonych przeze mnie kościołów czułem się jak u siebie w domu. Dotyczy to również polonijnego Św. Kazimierza. Mimo że funkcjonuję w zupełnie innym świecie niż jego parafianie, podziwiam ich, bo są zakotwiczeni jak trzeba.[/nice_info]

I będę zawsze ich bronić, bowiem mamy przynajmniej jedną rzecz wspólną – Kościół Powszechny. Łatwiej naturalnie czuć tę powszechność, gdy msza jest odprawiana po łacinie.

Trydencka raczej niż Novus Ordo. Jak to powiedział Jan Paweł II: „Nie lękajcie się”. Będzie.

[nice_download]Nowe książki w księgarnii NCZ!:[/nice_download]

● „Fakty i Mity W Ekonomii” (Thomas Sowell): Autor udowadnia, ze ani bieda, ani bogactwo nie sa skutkiem wyzysku; pracodawcy rzadko kiedy dyskryminuja kobiety, a powodem wysokiego czesnego jest na wiekszosci uniwerkow zwykle marnotrawstwo. Czyta sie z wypiekami na twarzy!

● „Wykonczyc bogatych!” (Patrick Jake): Autor uczy ekonomii przez… zabawe! Ci, ktorzy na codzien nie zajmuja sie funkcjonowaniem bankow, akcjami, gielda, wskaznikami wzrostu i innymi „nudnymi” rzeczami nie beda sie mogli oderwac od tego barwnego wykladu….

● „Ortodoksja” (Gilbert Keith Chesterton): Ksiaza jest uznawana za kamien milowy w rozwoju mysli chrzescijanskiej, arcydzielo retoryki i jedna z najwazniejszych ksiazek XX w.!

● „Heretycy” (Gilbert Keith Chesterton): Ksiazka od dziesiatków lat jest wznawiana na Zachodzie i cieszy sie niezmienna popularnoscia. Autor poddaje krytycznej analizie rozmaite opinie, postawy i swiatopoglady, szeroko rozpowszechnione w literaturze literaturze prasie. Lektura dla ludzi inteligentnych, lekka, ale dajaca wiele do myslenia.

● „Wiekuisty czlowiek” (Gilbert Keith Chesterton): Ksiazka napisana przez Chestertona trzy lata po nawroceniu na katolicyzm. Pelna rozmachu, erudycji i slownej wirtuozerii proba ukazania chrzescijanskiej wizji dziejow od czasow prehistorycznych az po wspolczesnosc.

Zachęcamy do złożenia zamówienia!

[nice_link]UWAGA: Przedruk artykułów (w całości lub części), jest możliwy jedynie: a) za podaniem klikalnego źródła b) tylko w niezmienionej formie: artykuł + informacje poniżej artykułu np. o ewydaniu, nowych publikacjach w sklepie, itp.[/nice_link]

REKLAMA