Rządy w Białym Domu dla zwolenników redukcji CO2

REKLAMA

Stany Zjednoczone przyłączają się do „walki z globalnym ociepleniem”. Prezydent-elekt Barack Obama zapowiedział w sobotę mianowanie na kluczowe stanowiska w swojej administracji zdecydowanych zwolenników redukcji emisji dwutlenku węgla. To radykalna zmiana kursu w stosunku do polityki prowadzonej przez George’a Busha – czytamy w DZIENNIKU.

[nice_alert]Odchodzący prezydent konsekwentnie odrzucał twierdzenia tych „naukowców”, którzy ostrzegali przed katastrofalnymi skutkami wzrostu średniej temperatury globu. Aby utrzymać konkurencyjność amerykańskiego przemysłu, ODMÓWIŁ przystąpienia USA do porozumienia z Kioto o redukcji gazów cieplarnianych.[/nice_alert]

REKLAMA

Teraz wszystko ma się zmienić. „Promowanie nauki nie tylko pozwoli nam na zachowanie zasobów Ziemi, ale także na utrzymanie bezstronnych i wolnych badań. Tylko tak upewnimy się, że fakty i dowody nie będą naginane w imię ideologii (sic!). Dziś bardziej niż kiedykolwiek nauka jest kluczem dla przetrwania naszej planety, a także bezpieczeństwa i dobrobytu naszego narodu” – mówił w sobotę Obama.

[nice_info]Przede wszystkim jednak przyszły prezydent mianował na kluczowych stanowiskach cenionych naukowców, którzy dali się poznać jako zdecydowani zwolennicy powstrzymania ocieplenia klimatycznego. John Holdren z Uniwersytetu Harvarda, który doradzał już Billowi Clintonowi, pokieruje prezydencką radą doradców naukowych i technologicznych. „Sądzę, że większość ludzi, nawet naukowców, nadal nie zdaje sobie sprawy, jak daleko zabrnęliśmy jako ludzkość na drodze do klimatycznej katastrofy” – mówił latem Holdren.[/nice_info]

Jakie mogą być praktyczne konsekwencje nowej polityki Obamy? Już wiosną w trakcie ONZ-owskiej konferencji dotyczącej zmian klimatycznych w Kopenhadze amerykański prezydent powinien ogłosić przyłączenie się USA do międzynarodowego traktatu o redukcji dwutlenku węgla. John Kerry, członek senackiej komisji ds. zagranicznych i bliski współpracownik Obamy, zapowiada, że Waszyngton zgodzi się na sprowadzenie do 2020 r. emisji szkodliwych gazów do poziomu z 1990 r., co oznacza ich redukcję o 15 proc.

Eksperci spodziewają się, że nowy prezydent będzie także chciał wprowadzić w samych Stanach bardziej restrykcyjne normy ekologiczne. Nie będzie to łatwe do przeforsowania w Kongresie, gdzie priorytetem jest przełamanie kryzysu. Ale Barack Obama może wiele zdziałać, omijając deputowanych, np. przez wprowadzenie regulacji rządowych.

REKLAMA