Związkowcy: praca tylko dla polskich „ludzi pracy”

REKLAMA

Trzeba zamknąć granice dla imigrantów z Ukrainy i Białorusi – apelują polscy związkowcy do rządu.
Dlaczego? Bo zabierają pracę, którą w pierwszej kolejności powinni dostać Polacy powracający z zagranicy – pisze „Gazeta Wyborcza”.

[nice_alert]Powinniśmy chronić nasz rynek pracy poprzez ograniczenie możliwości sprowadzania pracowników spoza UE. Dziś otworzyliśmy za bardzo granice – mówi Jan Guz, szef OPZZ. OPZZ to jeden z największych w kraju związek zawodowy – zrzesza 4 tys. zakładowych organizacji związkowych, a w nich blisko milion pracowników.[/nice_alert]

REKLAMA

Skąd postulaty związkowców? Dotychczas OPZZ godził się, aby w Polsce pojawiali się imigranci: gosposie z Ukrainy, pracownicy budowlani z Białorusi itd. Bo – jak tłumaczyli – nie było wyjścia. Z powodu emigracji Polaków do Irlandii czy Wielkiej Brytanii nie miał kto pracować w kraju. Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Jest kryzys, na Zachodzie firmy zwalniają Polaków. Angielscy, irlandzcy, holenderscy związkowcy z transparentami w rękach domagają się zamknięcia granic dla cudzoziemców. Polscy związkowcy doszli więc do wniosku, że muszą reagować podobnie i „chronić nasz rynek pracy”.

[nice_info]Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan” obawy związkowców o miejsca pracy dla emigrantów rozumie, choć jego zdaniem ograniczenia dla cudzoziemców pracy Polakom wracającym z Anglii nie zapewnią. Bo kto, wracając z Wielkiej Brytanii, będzie chciał w Polsce sprzątać mieszkania, pracować na recepcji w hotelu, w polu czy na budowie? – pyta Mordasewicz. – Jakoś nie widzę chętnych. Owszem, na Wyspach mogą to robić, bo dostają pensję cztery razy wyższą niż w Polsce.[/nice_info]

Według Roberta Gwiazdowskiego z Centrum im. Adama Smitha recepta związkowców tylko na pierwszy rzut oka wygląda atrakcyjnie.

Przede wszystkim nie wiadomo, na ile zamknięcie drzwi dla cudzoziemców miałoby poprawić sytuację na rynku pracy. Na emigracji mamy według mniej lub bardziej oficjalnych szacunków nawet 2 mln rodaków. Imigrantów jest dużo, dużo mniej. Pracodawcy w ubiegłym roku zgłosili, że zamierzają krótkoterminowo (do trzech miesięcy) zatrudnić 156 tys. Ukraińców, Białorusinów oraz Rosjan. Do tego dochodzi jeszcze niecałe 20 tys. cudzoziemców, którzy w 2008 r. pracowali na podstawie umowy o pracę, oraz osoby zatrudnione na czarno. Tych ostatnich według szacunków fundacji FOR jest od kilkudziesięciu tysięcy do maksymalnie 100 tys.

Zatrudnienie obcokrajowca wbrew pozorom wcale nie jest tańsze niż zatrudnienie polskiego fachowca. – Musimy sfinansować im podróż, zorganizować mieszkanie, odpowiednie przeszkolenie, często potrzebni są tłumacze – twierdzi Maciej Gnoiński, doradca zarządu jednego z największych polskich deweloperów J.W. Construction Holding, który zatrudnia obecnie 100 cudzoziemców: Tadżyków, Uzbeków, Bułgarów, Meksykanów, Chińczyków, Czechów, Ukraińców. Jego zdaniem proponowane przez związki ograniczenia nie mają sensu, bo w budownictwie ciągle mimo kryzysu brakuje rąk do pracy. – Jeśli tylko Polacy będą chcieli u nas pracować, na pewno ich zatrudnimy.

[nice_download]źródło: Gazeta Wyborcza, materiały własne[/nice_download]

REKLAMA