Dawno nie grano na deskach polskiej polityki tak żenującego spektaklu jak przy sprawie Eriki Steinbach. Oto okazało się, że dzięki rządowi PO-PSL prezydium niemieckiego Związku Wypędzonych zrezygnowało z nominowania swojej szefowej, Eriki Steinbach, do rady fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”.
[nice_info]Ojcem sukcesu odtrąbiono Władysława Bartoszewskiego, ministra w rządzie Donalda Tuska, który rzekomo dyplomatycznie wymógł na Angeli Merkel odsunięcie pani Eriki. Pod „sukces” szybko podpiął się premier Donald Tusk. Tymczasem Erika Steinbach nadal jest członkiem Rady Honorowej w Oświęcimiu, popieranej przez tego samego prof. Bartoszewskiego, będącego z kolei szefem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.[/nice_info]
W interesie Polski nie leży to, żeby Steinbach zakneblować usta, ale żeby w ogóle nie powstało Centrum przeciwko Wypędzeniom „Widoczny Znak” czy jakakolwiek inna instytucja zacierająca granice pomiędzy katem a ofiarami II wojny światowej. Ponadto okazuje się, że priorytetem dla Polski nie stała się sprawa budowy Gazociągu Północnego z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku, z pominięciem Polski, nie fakt, że Niemcy planują przesunąć otwarcie swojego rynku pracy dla Polaków, co miało nastąpić 1 maja tego roku, nie skandaliczny zapis obecnej konstytucji Niemiec (art. 116), która w sprawach prawa obywatelstwa tego kraju zakłada fikcyjne istnienie Niemiec w granicach sprzed 1937 roku, nie roszczenia niemieckie do polskich majątków, nie traktowanie Polaków w Niemczech jak obywateli UE drugiej i trzeciej kategorii i np. zakazywanie im przez niemieckie sądy zwracania się do swoich własnych dzieci po polsku – nie to wszystko, lecz osoba pani Steinbach okazała się najpilniejszą sprawą do załatwienia dla polityków rządzących dzisiaj Polską!
[nice_alert]Pozostaje skwitować całą tę groteskę stwierdzeniem: jaki rząd, takie sukcesy. Wracając do rewizjonistów jak Steinbach i jej podobni, przypomnę, że strona internetowa Centrum przeciwko Wypędzeniom, mówiąc „dla równowagi” o wypędzeniach z winy Niemiec, podaje, że wypędzonych Polaków (określonych słowem „deportowani”!) było zaledwie 460 tysięcy.[/nice_alert]
Tymczasem liczba ta szacowana jest na 2 mln 478 tys., nie licząc 2 mln 800 tys. Polaków przesiedlonych do Niemiec do niewolniczej pracy! Takich przykładów zakłamywania historii są setki. Obowiązkiem polskiego polityka jest więc kategoryczne powiedzenie „NIE” antypolskim potwarzom pilotowanym przez organizacje wspierane przez rząd Niemiec, a nie targowanie się o jedną nie najważniejszą w sprawie Niemkę.