Chodakiewicz: Źródła przemocy w rodzinie

REKLAMA

Jakiś czas temu pewien feministyczny komisarz politycznej poprawności (femi-kom-pol-pop) wprowadził na grunt polski „jedwabinizm” w zakresie stosunków wewnątrzrodzinnych. Według „Rzeczpospolitej” (16 czerwca): „Czy ktoś, kto w czasie wojny wraz z kolegami zgwałcił ukrywającą się Żydówkę, po czym skatowaną odtransportował na gestapo, a potem opijał z kolegami swoje czyny – mógł być później dobrym i czułym mężem oraz ojcem? Zbrodnie (kazirodczego pedofila) Fritzla, które niedawno wstrząsnęły austriackimi i polskimi mediami, miały swoje korzenie w hitleryzmie jego rodziców. W Austrii to zauważono. Związku między »jak się żony nie bije, to jej wątroba gnije« albo obroną prawa do »klapsów« a kondycją moralną odziedziczoną po okrucieństwach wojny – nie potrafi my dostrzec. Dla naszego dobra warto rozważyć, czy wysoka tolerancja dla przemocy (słownej i fizycznej) w naszym społeczeństwie nie ma swojego źródła właśnie w wojennej przeszłości”.

Femi-kom-pol-pop sugeruje więc, że po pierwsze – właściwie zło pochodzi głównie z Holokaustu. Po drugie – że genetycznie po rodzicach dziedziczy się odpowiedzialność za zbrodnie (a w tym i myślozbrodnie, czyli poparcie zbrodniczej ideologii). Po trzecie – że bezpośrednia i pośrednia (odziedziczona) spuścizna zbrodni uzewnętrznia się dalszymi zbrodniami, w tym i skierowanymi przeciw rodzinie, szczególnie przemocą wobec kobiet. A po czwarte – co z powyższego wynika – ofiary zbrodni Holokaustu nie mogą popełniać przemocy w rodzinie.

REKLAMA

Skądinąd ciekawa jest kwestia źródeł przemocy. To prawda, że wojna zwykle radykalizuje uczestników, a tym bardziej masowy mord, jakim był Holokaust bezbronnych Żydów. To prawda, że typy patologiczne przemocą się podniecają i nakręcają jej spiralę, nie potrafi ąc jej zatrzymać. Czekałem jednak, aż ktoś merytorycznie odpowie na powyższe teorie, ale odezwał się jedynie Rafał Ziemkiewicz z polemicznym tekstem, którego tezy w dobie moralnego relatywizmu można łatwo zbić, szczególnie że: a) był tylko po polsku i przekonywał tylko konserwatywnych Polaków, b) stał w zupełnej sprzeczności z liberalną wykładnią dominującą na Zachodzie.

A jak się ma sprawa Jedwabnego do przemocy w rodzinie? Pomińmy na razie fakt, że komendant Auschwitz Rudolf Höß był wzorowym ojcem i kochającym mężem. Również odepchnijmy obecnie na bok cywilizacje pozachrześcijańskie, takie jak chińska, której główny guru, Konfucjusz, powiada: „Bij żonę codziennie; jak ty nie wiesz za co, to ona będzie wiedziała”.

Spójrzmy jednak na statystyki przemocy w Izraelu. Jest to państwo spadkobierców ofi ar, powstałe z popiołów Holokaustu. Według polskiego femi-kom-pol-popu, w państwie żydowskim nie ma prawa być przemocy. Rzeczywistość jest inna. W 1995 roku Ruth Geva, dyrektorka Wydziału Obsługi Informacji i Spraw Międzynarodowych Ministerstwa Policji Izraela, w raporcie „Zapobieganie przemocy (prześladowaniu w małżeństwie) w Izraelu” („Preventing Violence (Spouse Abuse) in Israel”) pisała: „codziennie policja i gorące linie telefoniczne oraz schroniska dla bitych kobiet otrzymują prośby o pomoc od ofi ar prześladowań i agresji. (…) W ciągu ostatnich czterech lat odnotowano 104 przypadki morderstw popełnionych na kobietach przez ich partnerów lub chłopaków. Tylko w zeszłym roku (1994) było 19 takich przypadków”.

Janet Silver Ghent napisała w Jweekly. com (7 sierpnia 1998 r.), że „przemoc domowa w Izraelu rośnie. Według Izraelskiej Sieci Kobiet, rocznie około 200 tys. kobiet jest w tym kraju bitych. Prawie 40 tys. z nich trafi a na ostry dyżur. W zeszłym roku 15 ofi ar przemocy zmarło. Tylko około 2 tys. takich kobiet składa ofi cjalne skargi u władz albo szuka pomocy w takich instytucjach jak Jerozolimskie Schronisko dla Bitych Kobiet, które corocznie obsługuje 70 kobiet i 100 dzieci”. Według ofi -cjalnych statystyk, na „1,5 miliona dzieci 20 tys. jest corocznie molestowanych bądź bitych (abused), a około 230 z nich trafi a do dwóch szpitali organizacji Hadassah”. W 2004 roku w opracowanej przez Kathleen Malley-Morrison publikacji „International Perspectives on Family Violence and Abuse: A Cognitive Ecological Approach” (Lawrence Earlbaum Associates, Inc., Publishers, Mahwah, NJ, 2004) Odelya Pagovich podała, że około 200 tys. (11%) kobiet izraelskich doświadczyło prześladowań fizycznych i psychicznych (spousal abuse). Ponoć prawie 30% dzieci doznaje różnych form przemocy, a 31% kobiet podaje, że jako dzieci padły ofi arami rozmaitych form molestowania seksualnego. Na ponad 20 tys. dzieci, które zgłoszono jako ofi ary do władz, 33% zaznało „przemocy fizycznej”, 31% „ostrego zaniedbania”, 29% „emocjonalnego prześladowania”, a 7% „molestowania seksualnego”.

Izraelskie feministki twierdzą, że wzrost liczby przypadków tych patologii wynika z kilku czynników. Jeden z nich to zmiany społeczne podminowujące tradycyjną pozycję kobiety w rodzinie. Ale ważne są też, przynajmniej do pewnego stopnia, zmiany demograficzne. Po pierwsze – zjawili się Sowieci, którzy piją ostro, czego rezultatem jest przemoc (przykładowo: w jednym ze schronisk ponad 30% kobiet to postSowietki). Po drugie – przybyli Falasze, czyli Żydzi etiopscy, którzy wywodzą się z kultury patriarchalnej, nie dopuszczającej do emancypacji kobiet. Obie grupy imigranckie są słabo zintegrowane, kiepsko mówią po hebrajsku, a Falasze do tego często są niepiśmienni. Po trzecie – konkluduje Pagovich: „Powstały z przemocy i czujący groźbę zewnętrznej przemocy Izrael nie jest wolny od przemocy w domu” („Born out of violence, and feeling a constant threat of external violence, Israel has not been free of violence within the home” – str. 202). Czyli winna jest przemoc oraz – tak się sugeruje – sam Izrael, a głównie chyba ideologia narodowa, syjonistyczna, z której czynu zbrojnego powstało to państwo.

Z tego wszystkiego mimo wszystko wyłania się nie prostacki „jedwabinizm”, a skomplikowany obraz społeczny, do którego należy dorzucić indywidualne patologie. Oczywiście powinniśmy być bardzo ostrożni w sprawie tych raportów i konkluzji. Przecież niektórzy – jak pisze Pagovich – zaliczają do prześladowania (abuse) takie sprawy jak nakazywanie dzieciom posprzątania domu czy odrabiania lekcji bądź karanie ich za krnąbrność i nieposłuszeństwo na przykład zakazem wyjścia na dyskotekę czy wyjazdu na wycieczkę. Ponadto feministyczna czujność powoduje, że kategorie „przemocy” stają się bardzo elastyczne. Na przykład w Izraelu „9 procent kobiet stwierdziło, iż mąż straszył je, że je uderzy, 7% – że je uderzył, 6% – że rzucił w nie jakimś przedmiotem, 5% – że mąż zmusił je do stosunku wbrew ich woli, a 2% – że mąż starał się je udusić” (str. 195).

Najważniejsze jest nie to, że problem przemocy istnieje, ale że dyskusja na jego temat jest mocno przeideologizowana. I zmonopolizowana przez ideologów politycznej poprawności. W związku z tym bardzo trudno stworzyć prawne, polityczne i społeczne mechanizmy obrony ofi ar, bowiem zdrowa część społeczeństwa i elity konserwatywne słusznie podejrzewają, że nie o pomoc ofi arom chodzi, a o kolejne szantaże moralne i eksperymenty z zakresu inżynierii społecznej, przepychane pod szczytnymi hasłami walki z „patriarchatem”, „faszyzmem”, „rasizmem” etc. Już nie walka ras, a walka płci i pokoleń śni się po nocach nowoczesnym politrukom. Bo im chodzi o władzę. Wszędzie na świecie, w tym w Izraelu i Polsce. I znów po trupie tradycji mamy dojść do kolejnej utopii. Lewacy rozwalili gospodarkę, państwo, naród, solidarność, a teraz zabierają się za rodzinę.

REKLAMA