Waldemar Andzel (PiS) zaapelował do Ministerstwa Edukacji, aby resort przyjrzał się niecnym praktykom szkolnych sklepików. Do posła dotarły bowiem informacje, że uczniowie wyjątkowo chętnie wydają swoje kieszonkowe na „chipsy, żelki, batony i lizaki”. Ponieważ rzeczone produkty uchodzą za niezdrowe p. Andzel zaproponował wprowadzenie administracyjnego zakazu ich sprzedaży na terenie placówek edukacyjnych. Zapewne większość Czytelników pomyśli, że nawet gdyby ten absurdalny zakaz wszedł w życie to dzieci w „niezdrowe przekąski” zaopatrzą się w pierwszym lepszym spożywczym pod szkołą. Jednak przenikliwy umysł posła Waldemara znalazł sposób na przeciwdziałanie ewentualnej kontrabandzie. Zdaniem członka PIS wystarczy… urzędowo zakazać uczniom przynoszenia słodyczy w tornistrach. Proszę się nie uśmiechać pod nosem – pan poseł na antenie TVP-info zauważył, że „podobne kroki zostały już wprowadzone w Wielkiej Brytanii”. Skoro udało się na zachodzie – to uda się u nas.
Całe szczęście P. Andzel nie zamierza stawiać pod murem sklepikarzy żerujących na dziecięcych żołądkach. Przeciwnie: w bufetach „powinna zostać wprowadzona możliwość zakupu kanapek za przystępną cenę„. Stosowna „kampania edukacyjna dotycząca odżywania” sprawi, że szkolne jadłodajnie nie pójdą z torbami a dzieci będą rosły szybko i zdrowo.
Jak przypomniał Dziennik Gazeta Prawna poseł PIS już raz zasłynął prozdrowotną inicjatywą. Z godnym podziwu zapałem próbował przekonać Ministerstwo Zdrowia do narzucenia obowiązku imiennego (!) ewidencjonowania klientów korzystających z… solariów! Gdyby resort uległ solaria musiałyby również rozlepiać informacje „o szkodliwości sztucznego promieniowania słonecznego” (zbliżone formą do tych, jakie widnieją na reklamach tytoniu). Nawet poseł Lewicy – Bartosz Arłukowicz – złapał się za głowę gdy p. Waldemar optował za administracyjnym nakazem instalowania w solariach tzw. melanometrów – urządzeń badających odporność skóry na działanie promieni ultrafioletowych.
