Ważne! Klauzula „schodów ruchomych” w traktacie lizbońskim

REKLAMA

PiS-owskie i okoliczne projekty nowej polskiej konstytucji zawierają obostrzenia w kwestii ratyfikacji umów międzynarodowych. Będzie to przedstawiane patriotycznym wyborcom jako blokada wobec dalszego ograniczania suwerenności Polski. Polacy nie powinni uwierzyć w tę propagandę. Bracia Kaczyńscy mogli sobie pozwolić na pseudoniepodległościowe pomysły w projekcie tylko dlatego, że ich eksperci konstytucyjni znają traktat lizboński i jego sprytne klauzule. Jedna z nich, zwana klauzulą kładki (passerelle) lub klauzulą schodów ruchomych, przewiduje, iż dalsze zmiany ustroju Unii nie będą już wymagały traktatów ratyfikowanych przez parlamenty i prezydentów. Lech Kaczyński, wiedząc o tym, podpisał się pod traktatem, który w perspektywie kilku lat ma odebrać. Polsce do reszty suwerenność, czyniąc z niej riespublikę Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Jeśli obecny prezydent resztek Rzeczypospolitej zrobił to nieświadomie, powinien o swojej ignorancji publicznie poinformować.

Co to jest kładka?

REKLAMA

Wyjaśnienie należy się nie tylko Czytelnikom. Większość polskich polityków nie wie, czym ona jest. Generalnie klauzula (czyli postanowienie umowne, traktatowe) zwane kładką – to furtka dla Rady Europejskiej (zgromadzenia głów państw) umożliwiająca im jednogłośne upoważnienie rady ministrów (czyli ministrów od jednej sprawy zgromadzonych razem) do głosowania kwalifikowaną większością we wskazanych (mniej lub bardziej precyzyjnie) sprawach. Dla organizacji grupujących suwerenów jedynym dotąd przez wieki dopuszczalnym sposobem decydowania była jednomyślność. Żadna grupa suwerenów w historii nie zgodziła się na głosowanie we własnym gronie większością głosów. Już samo złamanie tej tradycji pokazuje, że w unijnym ustroju Polska nie jest suwerenem. Ba! Jeśli przyjąć prawnicze rozróżnienie, iż nie ma „częściowej suwerenności”, czy też „suwerenności dzielonej”, a państwo albo jest całkiem suwerenne, albo nie jest takie w ogóle, pozostaje tylko jedna wykładnia tego ładu prawnego: Polska już nie jest suwerennym państwem, bo się swojej suwerenności zrzekła. O tym pisaliśmy w „NCz” jesienią. Pozostaje zatem pytaniem, czy wysokie prawdopodobieństwo sfałszowania referendum akcesyjnego osłabia tę wykładnię.

Przypomnijmy, że zgodnie z aktem wykonawczym do ustawy archiwalnej, wydanym przez ministra kultury (sic!), osławionego Waldemara Dąbrowskiego, dokumentacja referendum została pośpiesznie zniszczona. Klauzula kładki od 1992 roku dotyczy policji i współpracy wymiaru sprawiedliwości. Od 2001 roku – imigracji i azylu, polityki społecznej i ekologii. W 2004 roku Rada Europejska zastosowała ją w praktyce do polityki imigracyjnej. Traktat lizboński rozciąga ją na wszystkie dziedziny, wyjąwszy obronę. Oczywiście – można powiedzieć, że bez zgody polskiego uczestnika Rady Europejskiej wejście na kładkę będzie niemożliwe, ale nadal wysoce prawdopodobne jest, że prezydentem lub premierem (a więc tym właśnie uczestnikiem) będzie zwolennik Polski jako powiatu na skraju Europaństwa. Ponadto klimat Rad Europejskich nie sprzyja sprzeciwom. Istnieje wiele sposobów, żeby pojedynczego człowieka – i to nie monarchę, tylko wybranego na parę chwil urzędnika – omotać i skłonić do zgubnej decyzji.

Na kładce decydujące będą realne atrybuty suwerenności. Państwo pozbawione pieniędzy, armii, policji, wywiadu i służby dyplomatycznej jest z góry skazane na porażkę. Na plus panom Tuskowi i Sikorskiemu można zapisać, że przynajmniej polskiej dyplomacji nie postawili do rozporządzenia czerwonej baronessie, zwanej w PO trafnie „Eurofotygą”. Co do innych atrybutów… po prostu Polska ich nie ma.

Schluss!

Klauzulę kładki porządek lizboński poddaje innej klauzuli – wyższej hierarchicznie. Jest to klauzula parasola, która upoważnia do stosowania klauzuli kładki. W zasadzie tę pierwszą nazwę możemy zapomnieć. Zacznijmy o początku. Poprawki do traktatów unijnych w sposób zwyczajny można będzie wnosić ścieżką wiodąca od konferencji międzyrządowej aż do ratyfikacji przez poszczególne państwa członkowskie. W nieco uproszczonej procedurze będzie to decyzja Rady Europejskiej poddana ratyfikacji. W najbardziej uproszczonym postępowaniu (a gwarantuję, że będzie to właśnie procedura najczęstsza), Rada Europejska jednogłośnie zgodzi się na rezygnację z procedury traktatowej. Wtedy zmiana ustroju superpaństwa nastąpi w drodze tajnych, gabinetowych przetargów. Głosowanie większościowe na forum Rady Ministrów na razie miałoby być rozstrzygane według nicejskiej, a nie lizbońskiej, kalkulacji głosów, ale to i tak oznacza koniec państwa polskiego w jego znanej dotąd formie.

Zanim jednak walec integracji do końca zgniecie suwerenność mniejszych państw narodowych, zdarzyć się może wiele rzeczy. Katastrofa finansów publicznych w Grecji, Hiszpanii, Irlandii, być może we Włoszech, a nawet w Wielkiej Brytanii, może skłonić niemieckie kręgi gospodarcze do buntu. Niemcy, potężnie dotknięte depresją, coraz mają coraz mniejszą ochotę finansować eurokołchoz. Powiedzą: „Schluss!” Zażądają prawa do autentycznej ekspansji, której od 1945 roku odmawiały im mocarstwa zwycięskie, albo stworzą nową konstelację według własnego interesu. Akurat na to mają dość kapitału i inteligencji. I wtedy kładka poprowadzi Unię wśród mgły ku bagnistej toni bez wyjścia.

REKLAMA