UE kupuje poparcie społeczne dla polityki ekologicznej

REKLAMA

Dziewięć na dziesięć największych organizacji ekologicznych w Unii Europejskiej jest uzależnionych od dotacji z Komisji Europejskiej. W ten sposób kupowane jest poparcie społeczne dla ekologicznej polityki Brukseli.

Przepis na zapewnienie sobie poparcia społecznego jest banalnie prosty. Zakładamy kilka dużych organizacji ekologicznych. Dajemy im 66 mln euro, oczywiście z kieszeni podatnika. Gotowe. Poparcie ze strony organizacji pozarządowych mamy zapewnione. Tę bulwersującą praktykę ujawnił w zeszłym tygodniu brytyjski think tank International Policy Network.

REKLAMA

– Niestety w ten sposób tworzy się poparcie dla polityki UE – komentuje prof. Julian Morris, prezes IPN. Analitycy think tanku wykryli, że aż dziewięć z dziesięciu największych organizacji ekologicznych w Europie, tworzących koalicję Green 10, otrzymało w latach 1998-2009 publiczne dotacje, wynoszące łącznie 66 mln euro. Były to bezpośrednie dotacje z Komisji Europejskiej. Jakby tego było mało, poparcie dla ekologicznej polityki UE rosło wraz ze wzrostem otrzymywanych dotacji. Średnio wzrastały one w tempie 13 proc. rocznie. Choć były wyjątki. Organizacja Birdlife Europe zwiększyła swe dochody o 900 proc., Friends of the Earth Europe – o 325 proc., a WWF European Policy Offi ce – o 270 procent. Na co wydawały pieniądze organizacje ekologiczne? Głównie na lobbing w instytucjach UE! Koło więc zamyka się: Komisja Europejska daje pieniądze organizacji WWF, a ta za pieniądze podatnika lobbuje w KE. Do Green 10 należą jeszcze m.in. Climate Action Network Europe – organizacja zajmująca się walką z „globalnym ociepleniem” – oraz Greenpeace, jako jedyna nie otrzymująca dotacji z KE.

W przypadku ośmiu organizacji z tej grupy można mówić o uzależnieniu od publicznych pieniędzy, ponieważ dotacje KE stanowią więcej niż 1/3 otrzymywanych środków. Dla pięciu z nich dotacje KE to aż 50 proc. rocznego budżetu. Są to budżety rzędu 1-4 mln euro rocznie. Na lobbing w instytucjach europejskich wydawane jest średnio 0,5 mln euro rocznie w ramach jednej organizacji. Po co więc Komisja Europejska dotuje organizacje ekologiczne, które z kolei lobbują z powrotem w Komisji? Odpowiedź może być tylko jedna: dla zapewnienia sobie bezwarunkowego poparcia dla prowadzonej polityki. Właściwie KE i wymienione organizacje ekologiczne prowadzą politykę ekologiczną ręka w rękę. Warto przypomnieć, że jest to bardzo istotna polityka, bowiem polityka wobec zmian klimatu, skutkująca utworzeniem paneuropejskiego systemu redukcji emisji gazów cieplarnianych, ma niebagatelne znaczenie dla konkurencyjności każdego europejskiego przedsiębiorstwa, dla gospodarek narodowych poszczególnych państw i wreszcie dla każdego konsumenta, który płaci za to wszystko wyższymi podatkami i rachunkami za prąd, wodę i gaz. Istnieje też inna odpowiedź: organizacje lobbują w KE, aby co roku otrzymywać coraz więcej dotacji. Jak widać, tak właśnie się dzieje. Za pieniądze podatnika ekolodzy lobbują, aby podatnik łożył na szerzenie ich destrukcyjnej ideologii zastępowania Boga bożkiem natury i eksterminacji życia ludzkiego w imię ograniczania emisji dwutlenku węgla. Jeśli ekolodzy, jak sami twierdzą, działają w interesie społeczeństwa, to społeczeństwo powinno wspierać ich działania, ale w sposób dobrowolny, a nie podatkami. Czy tak ma wyglądać budowanie społeczeństwa obywatelskiego według Brukseli? Niestety potwierdzają się najgorsze przypuszczenia, że UE nieuchronnie zmierza w stronę kolejnego totalitaryzmu. Unijny aparat władzy staje się coraz silniejszy, pozbawiony społecznej kontroli, coraz bardziej bezczelny i bezkarny w swoich działaniach i coraz śmielej korumpujący opinię publiczną.

REKLAMA