Prywatyzacja mienia Lasów Państwowych – model wzorcowy?

REKLAMA

W ostatnich latach ruszyła wreszcie prywatyzacja mieszkań należących do Lasów Państwowych. Trafiają w ręce leśników na specjalnych warunkach, w cenie nawet jedynie 5% ich wartości. Czy mamy do czynienia z idealną reprywatyzacją z (niemal) minimalną rekompensatą dla państwa, czy raczej z wielkim przekrętem?

Jeśli opierać się na faktach podawanych w prasie i telewizji, stała się rzecz niecodzienna. Zamiast wielkich transakcji, w ramach których najczęściej zagraniczny inwestor wykupuje od skarbu państwa wielką firmę, a pieniądze zasilają państwową kabzę, w przypadku lasów pracownicy mają przejmować swoje mieszkania na preferencyjnych warunkach. Teoretycznie więc jesteśmy bardzo blisko libertariańskiego ideału, w ramach którego prywatyzacja polegać powinna na braku rekompensaty dla uzurpatora (państwa). Na dodatek pojawia się tu także opisywany przez Hansa-Hermanna Hoppego model prywatyzacji wielkich przedsiębiorstw socjalistycznych – mienie powinno trafiać w ręce przymusowych pracowników państwa, którzy własnymi rękami tworzyli dane budowle i przedmioty. Jednakże tu pojawia się pewna komplikacja: od czasów niemalże 100-procentowej dominacji państwa w gospodarce minęło ponad 20 lat. Przez cały ten czas praca w państwowych firmach nie była już przymusowa: leśnicy mogli przejść do uczciwej pracy.

REKLAMA

Ponadto od 1989 roku przez Lasy Państwowe przewinęła się cała masa nowych pracowników, których także nikt nie zmuszał do pracy dla Lewiatana. Czy i im należy się uprzywilejowana pozycja w procesie prywatyzacji? Z pewnością nie – mogli pracować w sektorze prywatnym, więc preferencyjne zajmowanie mienia państwowego należy się jedynie tym, którzy pracowali w PRL. Tak samo zresztą jak górnikom należą się kopalnie, a pielęgniarkom i lekarzom szpitale. Niestety, obecna ustawa nie dokonuje tego rozróżnienia i dlatego jest wadliwa. Mienie państwowe w postaci leśniczówek, lasów i budynków, których właściciele już nie żyją, powinno zostać przekazane ich spadkobiercom albo pozostawione do czyjegoś zawłaszczenia. Niewątpliwie nawet ustawa w obecnym kształcie przyczyni się do poprawy sytuacji w leśnictwie, która – mówiąc najoględniej – nie jest zbyt ciekawa.

Struktura własnościowa lasów w Polsce nadal bardziej przypomina bardziej wschód Europy niż zachód (patrz mapka). Szacuje się, że obecnie lasy prywatne stanowią jedynie 17,9% całkowitej powierzchni lasów w Polsce, podczas gdy przykładowo we Francji – ponad 75%. Obecne tendencje polityczne nie wskazują niestety na to, żeby w najbliższym czasie struktura ta miała ulec zmianie na lepsze, aczkolwiek uwłaszczenie leśników w ich mieszkaniach stanowi krok w dobrym kierunku. Jakiś czas temu dziennik „Rzeczpospolita” doniósł o nieprawidłowościach w procesie uwłaszczania. Dyrektor Lasów Państwowych, Marian Pigan, zakupił dla siebie 34-arową działkę pod Pszczyną za 6 tys. złotych. Podniosły się głosy protestu i do akcji wkroczyło CBA.

Sytuacja ta pokazuje najdobitniej, że opinia publiczna generalnie wyraża pewną aprobatę dla procesu prywatyzacji, ale z drugiej strony przeraża ją przytoczenie sumy, za jaką przejmuje się państwowy dotąd majątek. W rzeczywistości jednak prawdziwa prywatyzacja powinna polegać na zerowej rekompensacie dla państwa. Skoro mienie zostało zajęte na drodze przymusu albo powstało ze środków pochodzących z podatków, dlaczego państwo miałoby otrzymywać cokolwiek w zamian? Nie znaczy to oczywiście, że wyczyn dyrektora LP jest godny pochwały, ale powinniśmy odzwyczaić się od myślenia o prywatyzacji jako źródle dochodów dla budżetu państwa.

Prywatyzacja mieszkań leśników przechodzi dla opinii publicznej zupełnie niezauważona właśnie dlatego, że jest (połowicznym, ale jednak) sukcesem wolnego rynku. Klasyczna prywatyzacja w krajach postkomunistycznych polega na wielomilionowym zysku, wielkiej konferencji prasowej z udziałem premiera oraz pochlebnych artykułach w prasie. W tym wypadku leśniczówki zostaną sprzedane za nawet 5% wartości – z tak uzyskanych pieniędzy nie zatka się dziury w budżecie ani nie uciuła się na podwyżki dla pielęgniarek i górników. Na leśników patrzy się więc z nieufnością i tropi przekręty. Niewątpliwie w całej sytuacji obecna jest spora dawka hipokryzji. Sprywatyzowane nie zostaną przecież liczące wiele tysięcy hektarów obszary leśne, szkółki drzewne, tartaki, leśniczówki, domy wypoczynkowe ani pozostałe nieruchomości. W świetle nowej ustawy mieszkanie będą dalej mieli zapewnione nadleśniczy i leśnicy. Nie zostanie zlikwidowane Ministerstwo Ochrony Środowiska oraz Lasy Państwowe. Prywatyzacja mieszkań LP to krok całkowicie pragmatyczny – utrzymanie i remont kilkudziesięciu tysięcy lokali stanowi wielomilionowe obciążenie finansowe.

Rdzeń systemu państwowej dominacji na rynku leśnictwa pozostanie więc nienaruszony; polepszy się jedynie nieco sytuacja na rynku mieszkaniowym, gdyż uwolnione zostaną spore zasoby. Najnowsza ustawa prywatyzacyjna stanowi jednak krok w dobrym kierunku. Oczywiste są jej niedociągnięcia i nieuczciwe zawężenie grona beneficjentów, ale i tak w sporej mierze trafi a w sedno idei prywatyzacji. Dziś możemy powiedzieć, że uchwalono ją co najmniej o 20 lat za późno, komplikując wiele kwestii. Co najważniejsze jednak, za sprawą prywatyzacji nieruchomości Lasów Państwowych przypomniano wszystkim o najlepszym modelu prywatyzacyjnym. Na sprywatyzowanie swoich branż czekają w kolejce nauczyciele, lekarze, policjanci, stoczniowcy, zawodowi kierowcy i setki tysięcy innych ludzi.

REKLAMA