Ruch wolnościowy skupiony wokół JKM – czy to w formie UPR, czy WiP, czy innych organizacji, fundacji, stowarzyszeń i redakcji – zawsze borykał się z jednym podstawowym problemem: nie miał struktury partii politycznej. Składał się z reguły z grupy kilkuset działaczy, którzy chcieli udzielać gorszych czy lepszych rad – gdy natomiast przychodziło do realnych działań wyborczych, grupa ta topniała o dwie trzecie i nawet „działaczy” zajmujących pierwsze miejsca na listach wyborczych często ciężko było skłonić do jakiejkolwiek aktywności. A już wszystkie pozostałe osoby funkcjonowały na tych listach jako klasyczni „zapychacze”, robiąc wielką łaskę, że można było się posłużyć ich nazwiskami.
W efekcie większość kampanii to była typowa „partyzantka” i ciężko powiedzieć, czy poprzez prowadzenie kampanii organizacje te w ogóle wpływały w jakiś sposób na swój wynik. Pierwszym krokiem do budowy nowej prawicy musi być więc próba utworzenia struktury o charakterze partii politycznej. A podstawową cechą takiej struktury jest jej oparcie terytorialne o kształt organizacyjny państwa, w którym ma być budowana. W przypadku Polski poziomem, na jakim trzeba zacząć budowanie struktury, są powiaty.
Partia, która chce odnieść liczący się sukces, musi posiadać co najmniej dwóch stałych przedstawicieli w każdym powiecie – np. szefa oddziału powiatowego i jego skarbnika. Ponieważ powiatów w Polsce jest ok. 380, wynika z tego, że aby pokryć siecią organizacyjną cały kraj, potrzeba minimum 800 działaczy. Zebranie ich w spójną całość to warunek sine qua non politycznej skuteczności – chociaż oczywiście nie gwarantujący jeszcze sukcesu. Jednak bez stworzenia takiego aparatu wszelkie próby działania wyborczego w zasadzie ograniczają się do zapewniania sobie dobrego samopoczucia i przekonania, że walczyło się o słuszną, choć w istocie beznadziejną sprawę.
Pierwszym etapem budowania nowej wolnościowej prawicy musi być zatem sprawienie, by żaden powiat w Polsce nie był pozbawiony jej przedstawicieli. Wiadomo, że z większości powiatów ktoś na pewno się zgłosi. Gdy jednak jakiś powiat pozostanie białą plamą, trzeba do niego dotrzeć i znaleźć osoby, które by do struktury wstąpiły. Czy takie działania mają szansę na realizację? Sam jestem ciekaw – a wybory samorządowe przecież już w listopadzie.