Chiny wypływają w świat

REKLAMA

Wydarzenia ostatnich tygodni pokazują, iż Chiny są już potężnym graczem, swobodnie poruszającym się po globalnej gospodarce, posiadającym swoje interesy i prowadzącym aktywną politykę na wszystkich kontynentach globu. W połowie czerwca przedstawiciele chińskiego koncernu energetycznego CNPC, przy okazji udziału prezydenta Hu Jintao w szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy, parafowali w Uzbekistanie i Kazachstanie porozumienia dotyczące zwiększenia ilości gazu przesyłanego rurociągiem Turkmenistan-Chiny. W tym samym czasie z wizytą w Grecji przebywała chińska delegacja pod przewodnictwem wicepremiera ChRL Zhanga Dejianga. Podpisała kilkanaście porozumień dotyczących inwestycji i współpracy w sektorze telekomunikacyjnym, transportu kolejowego, infrastruktury morskiej, turystyki i spożywczym o wartości przekraczającej 1 mld euro.

Niewykluczone, że za tymi inwestycjami pójdą kolejne. Między innymi wykup tanich greckich obligacji, których ratingi poszybowały w dół. Doczekaliśmy także czasów, gdy chińska taktyka stosowana w Afryce okazała się użyteczna w państwie europejskim.

REKLAMA

Podczas gdy Euroland i MFW stawiają Grecji warunki, a Wall Street próbuje na niej zarabiać, Chiny nie stawiają żadnych pytań i warunków. Przywożą tylko pieniądze i zaczynają biznes. Grecy i tak wahali się przez rok, zanim uznali, że nie mają lepszego wyjścia. Z myślą o zagranicznych inwestycjach utworzono w 2007 roku China Investment Corporation – narzędzie globalnej ekspansji Chin, państwową agendę, której przekazano stosunkowo niewielką kwotę 200 miliardów dolarów (chińskie rezerwy wynosiły ok. 2 bilionów $). Głównym celem była dywersyfikacja chińskich rezerw walutowych (osiąganych z nadwyżek eksportowych), dotychczas lokowanych głównie w amerykańskich obligacjach i papierach wartościowych.

Według Czech Invest, na Europę Wschodnia przeznaczono na początek zaledwie 2 miliardy, o które przyjdzie nam rywalizować z Czechami, Węgrami (duża diaspora chińska) i Słowacją. Na korzyść Polski przemawia jednak fakt, iż jest ona jest największym krajem regionu, z największym rynkiem wewnętrznym, a w dodatku prawie wcale nie odczuła skutków kryzysu.

Czy tak jak Grecja staje się chińskim przyczółkiem w Europie Południowej, Polska stanie się chińską bramą do Europy i strategicznym partnerem?

A takimi są między innymi: Nigeria, Argentyna, Pakistan, Rosja, Euroland, a także – od 2005 roku – Kanada, która w ostatnich dniach, po drodze na odbywający się tam szczyt G-20, okazała się kolejnym przystankiem chińskich przywódców. Jako że stosunki chińsko-kanadyjskie są dosyć ożywione (od 2004 roku wymiana handlowa wzrosła prawie dwukrotnie – z 15,5 mld do 30 mld dolarów), wizyta prezydenta Hu Jintao skupiła się nie tylko na polityce i gospodarce, ale także na współpracy w nauce, technologii, kulturze, zdrowiu i edukacji. Kanada w 2009 roku przyznała Chińczykom Approved Destination Status, który znosi restrykcje i ułatwia wizyty chińskich turystów. W 2008 roku stanowili oni zaledwie ok. 5 procent wszystkich zagranicznych gości (ale za to spędzali tam średnio 28 dni i wydali więcej niż turyści z jakiekolwiek innego kraju). Według szacunków Kanadyjczyków, w 2015 roku, po wprowadzeniu ułatwień, Chińczycy mają stanowić już ponad połowę turystów w kraju klonowego liścia.
Prezydent Hu Jintao tradycyjnie wspomniał o budowie bardziej równoprawnego systemu międzynarodowego (czyli „nie” dla hegemonii południowego sąsiada Kanady) i o tym, że obydwa państwa powinny „szanować podstawowe interesy swoich krajów i ich główne troski, we właściwy sposób rozwiązywać delikatne problemy, tak aby wzajemne stosunki posuwały się do przodu bez zakłóceń. Premier Martin oczywiście deklarował poparcie dla polityki jednych Chin (to jest z Tybetem i Tajwanem).

O wzrastającej roli Chin może świadczyć spotkanie G8, które bez ich udziału odbyło się w Kanadzie jeszcze przed spotkaniem G20. Wszystkie uzgodnienia dotyczyły kwestii bezpieczeństwa – Iranu i Korei Północnej. A w żadnej z tych spraw (a zwłaszcza w przypadku Phenianu, który wraca do czasów cesarstwa i de facto staje się chińskim protektoratem) nic nie dzieje się bez zgody Chin. Dlatego też po naradzie G8 Obama zapowiedział, że w tej sprawie porozmawia z… Hu Jintao.

Zdaniem obserwatorów, większość spraw dotyczyć będzie kondycji światowej gospodarki, wychodzącej powoli z kryzysu. Chiny starają się prezentować jako „stabilizator światowej gospodarki”, na którego będą zwrócone oczy zarówno rozwiniętych, jak i rozwijających się krajów G20. Mimo iż są krajem rozwijającym się, wygenerowały połowę światowego wzrostu PKB, a w obliczu zapaści USA, Europy i Japonii okazały się nadzieją na wydobycie z kryzysu. Rozmowy dotyczyć też będą na pewno rewaluacji juana, na co presję wywierały zwłaszcza USA i Indie. Pekin poczynił już pierwsze kroki w tym kierunku, rozluźniając kontrolę nad kursem swojej waluty. Jak jednak jak twierdzi wielu komentatorów, Chiny zachowają nad nim kontrolę, by skutki zbyt szybkiej rewaluacji nie okazały się niekorzystne dla ich wciąż jeszcze proeskportowej gospodarki. Rewaluacja juana na pewno zmniejszy konkurencyjność chińskiego eksportu na rynkach wewnętrznych krajów rozwiniętych, ale stworzy też szansę dla innych krajów, takich jak np. Wietnam (gość szczytu G20).

Kraje G20 (19 państw plus Unia Europejska) to 85 procent światowego PKB. Decyzje, które zapadną podczas zjazdu ich przywódców, na pewno będą miały wpływ na losy globu. W czasie szczytu odbędzie się wiele spotkań kuluarowych. Szkoda, że mimo iż swoje delegacje wysyłają największe kraje europejskie – takie jak Niemcy, Francja, Włochy, Wielka Brytania – Polska nie uzyskała nawet statusu gościa (jak Holandia i Hiszpania).

Jesteśmy zatem na szczycie reprezentowani przez Unię Europejską, Hermana Van Rompuya i Józefa Manuela Barroso, mimo iż polski PKB mieście się w pierwszej dwudziestce (zarówno liczony nominalnie, jak i według parytetu siły nabywczej), a Polska jest jednym z liderów wychodzenia z kryzysu. W dodatku wśród państw G20 nie ma żadnego kraju Europy Wschodniej, a klucz geograficzny odgrywa istotne znaczenie w organizacjach międzynarodowych.

Temperatura polskiej debaty publicznej, która koncentruję się wokół wielu innych kwestii, a całkowicie pomijała (i pomija) nasz ewentualny udział w G20, świadczy o abdykacji Polski na rzecz UE i czołowych państw europejskich, które na szczycie jednak są. Słabość UE i wzrastające znaczenie Państwa Środka powinny jednak przygotowywać nas do odpowiedzi na inne kluczowe pytanie: co wkrótce zrobią z nami Chiny?

REKLAMA