PO podnosi m.in. VAT i daninę od… kartek papieru!

REKLAMA

Platformy Obywatelskiej nie wypada określać przymiotnikiem „liberalna”, aby nie pogłębiać zaawansowanej degeneracji desygnatu tego pojęcia. Co najwyżej – wzorem europejskiej tzw. nowoczesnej prawicy – partię Donalda Tuska można klasyfikować na obrzeżach „liberalizmu socjalnego”, który po raz pierwszy zaistniał na przełomie XIX i XX wieku jako „ideologiczna alternatywa dla krajów rozwijających się”. Ideową bazę „socjalliberalizmu” stanowi luźna kompilacja wybranych poglądów J. Benthama i J.S.Milla z… drobnomieszczańskim socjalizmem. Za autora rzeczonej kompilacji uważa się brytyjskiego polityka Leonarda T. Hobhouse’a, który zasłynął m.in. powszechnym dziś przekonaniem o „konieczności zapewnienia przez państwo równych szans w dostępie do podstawowych dóbr” np. edukacji i służby zdrowia (powyższe stanowi tzw. paradygmat „wolności od biedy”).

Leszek Nowak w artykule „Lewica, prawica i podklasa” (por. Kwartalnik Kulturalno-Polityczny Bez Dogmatu) za główną różnicę między klasycznym liberalizmem a liberalizmem socjalnym uznał arogancję tego pierwszego wobec „przegrywających w grze życiowej”. To socjalliberalizm „optuje za bezpieczeństwem socjalnym wszystkich ludzi, a jako minimum wymaga tego, aby ci, którym powiodło się w grze życiowej, służyli ludziom z nizin społecznych ochroną i pomocą”. Chociaż „źródło postępu społecznego ma leżeć w elitach” to „masy zasługują na współczucie i pomoc”. Chociaż liberalizm socjalny chętnie sięga po „mechanizm konkurencji” (uważa go za „optimum organizacji społecznej”) to duża wagę przykłada do „doraźnych koncesji na rzecz mas pracowniczych”. Brzmi znajomo? Niestety Platforma Obywatelska już dawno rozwiodła się z wolnym rynkiem, a i deklarowane małżeństwo było w znacznej mierze tylko na papierze. Niestety – dla Polski – partii Tuska znacznie bliżej do amerykańskich Demokratów niż Republikanów (nota bene: tym ostatnim również zdarza się dystansować od klasycznego liberalizmu).

REKLAMA

Aby bazę programu PO (tego praktycznego!) uczynić pełniejszą, warto do aksjomatów socjalnego liberalizmu dorzucić keynesowskie przywiązanie np. do elastycznej polityki podatkowej. To właśnie o majstrowaniu rządu przy podatkach pohukiwały media i nieśmiało przebąkiwali partyjni działacze. Wczoraj (wtorek, 03.08) faktem stał się Wieloletni Plan Finansowy zakładający trzy stawki podatku VAT: 5, 8 i 23 proc. Chociaż za podwyżkę premier pokajał się przed kamerami („przepraszam za to, że czasami takie decyzje trzeba podejmować, ale rzeczywiście innego wyjścia nie było”) to równocześnie zapowiedział kolejną podwyżkę (!) podatku od towarów i usług, która może przytrafić się polskiej gospodarce w 2012 lub 2013 r! Oczywiście dalszy wzrost daniny to „czarny scenariusz”, który premier „w zasadzie wykluczył” (sic!) ale nasze kieszenie muszą się liczyć z kolejnym wzrostem VAT-u jako „jednym z awaryjnych sposobów dyscyplinowania finansów”.

O tym, że liberalizm Platformy opiera się nie na łacińskim liberalis („wolność”) ale na angielskim liberation („wyzwolenie”) przypomniało Ministerstwo Kultury z Bogdanem Zdrojewskim na czele. Urzędnicy postanowili uwolnić wszystkich posiadaczy drukarek i aparatów cyfrowych od nadmiaru gotówki. Wespół ze Stowarzyszeniem Wydawców zaproponowali wzrost (1 do 3%) tzw. opłaty reprograficznej, która od 2003 roku jest doliczana do ceny sprzętu elektronicznego, ponieważ umożliwia on „łatwe utrwalanie w wersji elektronicznej dzieł twórców”. Jak przypomniała Rzeczpospolita pozyskane w ten sposób środki stanowią „formę rekompensaty za kopiowanie utworów chronionych”. Najwyższy bo 3% wzrost daniny na rzecz organizacji reprezentujących twórców ma dotyczyć „wszelkich kopiarek, urządzeń wielofunkcyjnych, drukarek, a nawet faksów”. Co ciekawe, planowany jest również wzrost podatku od… papieru (!) w rozmiarach A3 i A4 (obecnie wynosi on 0,001%.; ma wzrosnąć do 1,5%). Jak widać samo posiadanie sprzętu elektronicznego jest dla PO równoznaczne z łamaniem praw autorskich!

Niestety rację ma Rafał Ziemkiewicz, że polska władza gnije, bo nawet mając w ręku wszystko, w istocie nie jest w stanie zrobić nic, poza zatkaniem dziury tonącego statku starymi gaciami… Dla Donalda Tuska (i stojącej za nim sitwy) podwyżka podatków to rozwiązanie optymalne, które sprawi, że choć nasza polska łódka dalej będzie nabierać wody, to na tyle wolno, aby nie zakłócić beztroski na pokładach pasażerskich.

REKLAMA