Elektroniczne myto dla Polski

REKLAMA

Nadchodzi rewolucja w systemie poboru opłat dla samochodów o masie całkowitej powyżej 3,5 tony. Zgodnie z rozporządzeniem rządu z roku 2008, od 1 lipca 2011 wkraczamy w epokę elektronicznego systemu pobierania opłat. Oznacza to, że kierowcy ciężarówek pożegnają się z winietkami, natomiast będą musieli zaopatrzyć się w urządzenia rejestrujące ich poczynania na polskich szosach.

W pierwszym etapie system obejmie 650 km autostrad, 600 km dróg ekspresowych i około 600 km dróg krajowych. Jak na razie nie zapadło rozstrzygnięcie, która technologia zostanie zaimplementowana. Oferty na 8-letni kontrakt z GDDKiA zgłosiły dwa konsorcja, pierwsza firma oferuje technologię mikrofalową (DSCR) a druga – technologię satelitarną. Budżet projektu wg. GDDKiA wynosi 3,88 mld zł, tak więc jest o co walczyć. Przy wyborze systemu mają być wzięte pod uwagę przede wszystkim dwa kryteria: parametry techniczne oraz cena.

REKLAMA

Oferenci przedstawili wycenę na wdrożenie i obsługę sieci dróg w pięciu różnych wariantach, od podstawowego (wspomniany pierwszy etap) aż po rozbudowany do 6119 km. Staranne planowanie wydatków wskazuje, że właśnie koszt poboru opłat jest podstawowym kryterium, który zadecyduje o wyborze jednego bądź drugiego podmiotu.

Dwa systemy

Elektroniczny system pobierania opłat to spodziewany zysk dla budżetu państwa, lecz nie można zapominać o tym, że oznacza on także wzrost kosztów dla przedsiębiorców. W tym kontekście najważniejszy wydaję się być wybór opcji mniej dokuczliwej dla użytkowników dróg. W świetle ofert złożonych na ręce Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad system poboru opłat bazujący na technologii mikrofalowej jest tańszy o ponad 20 procent od technologii satelitarnej. Ma on otwarty charakter, tzn. może być stosunkowo łatwo rozszerzany na inne typy dróg i pojazdów, a także inne usługi, jak choćby zarządzanie ruchem drogowym w centrach miast czy systemy parkowania. Technologia ta została wykorzystana w wielu krajach (ponad 230 zrealizowanych projektów), w opinii ekspertów cechuje się wysoką dokładnością i skutecznością, gwarantując maksymalne wpływy z poboru opłat.

Profesor Jerzy Mikulski z Politechniki Śląskiej wskazuje jednak na wysokie koszty związane z budową licznych bramek z czujnikami w technologii mikrofalowej (DSRC), przyznając przy tym, że system ten wydaje się być per saldo bardziej opłacalny, gdyż „łączność DSRC jest bezpłatna, niskie są koszty urządzeń pokładowych i relatywnie długi czas ich pracy.” Analizując korzyści i straty związane z wyborem określonej technologii, prof. Mikulski zwraca uwagę, że „w technologii satelitarnej mniej kosztuje wprawdzie infrastruktura przydrożna, ale pojazdy trzeba wyposażyć w droższe urządzenia pokładowe. Technologia DSRC jest niezależna, podczas gdy właścicielami łączności GPS i GSM są obcy operatorzy.”

Wymiar praktyczny

System wyliczający opłatę za rzeczywiste zużycie dróg (bierze pod uwagę nie tylko ilość przejechanych kilometrów, ale także parametry pojazdu) wydaje się być rozwiązaniem bardziej sprawiedliwy od tego, w którym wszyscy podatnicy solidarnie łożą na utrzymanie i rozbudowę sieci dróg.

Według dr hab. Roberta Gwiazdowskiego, prezydenta Centrum im. Adama Smitha „to swoisty paradoks, że Polacy płacą myto w Austrii, Czechach, czy na Słowacji, a zagraniczne firmy transportowe w Polsce nie zostawiają ani złotówki.” W dyskusji na temat myta warto także zapoznać się z głosem branżowców, którzy podkreślają koszty związane z wprowadzeniem systemu. „To oznacza wzrost kosztów transportu w Polsce. W konsekwencji może to spowodować wzrost cen towarów i usług oraz obniżyć wpływy z podatków. Właśnie dlatego w przetargu trzeba wybrać ofertę najbardziej korzystną ekonomicznie. Korzystną dla gospodarki, a nie dla urzędników” – komentuje Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD).

„Polska powinna skorzystać z doświadczeń tych krajów, które wdrożyły system poboru opłat. (..) W 25 krajach działa rozwiązanie oparte na technologii mikrofalowej, a w Niemczech i na Słowacji jest system satelitarny. Ta statystyka o czymś mówi…” – dodaje Buczek. W rozmowie z redaktorem naczelnym portalu szoferzy.com.pl dowiadujemy się, że nie mniej istotna od samej technologii jest jej praktyczna aplikacja systemu w danym kraju. Wskazuje tutaj głównie na Słowację, która z początkiem 2010 roku zainicjowała system satelitarny. W zgodnej opinii branżowców obowiązuje tam filozofia uporczywego zatrzymywania i karania kierowców pod pretekstem nieopłaconego myta. Kierowcy skarżą się na urządzenia, które stanowczo zbyt późno informują o kończącym się limicie doładowania. „Często zdarza się aby doładować trzeba jechać niezmała 30km, a miga przy kwocie 12 euro. Mając przykładowo 13 euro przejeżdżacie 30km – 40km na autostradzie, to nawet wam nie mignie, bo za ten odcinek jest więcej niż 13 euro” – czytamy na witrynie szoferzy.com.pl.

Bardzo wysokie mandaty (sięgające nawet 1655 euro) czy wręcz czyhanie na polskich kierowców to ponura rzeczywistość, szczególnie strefy przygranicznej. Dla kontrastu, system obowiązujący w Czechach i w Austrii nie wzbudza podobnych kontrowersji. O tym, czy Polska zdecyduje pójść śladem Słowacji względnie Czech, dowiemy się w nieodległej przyszłości.

Autor jest ekspertem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)

REKLAMA