Realny ogląd sytuacji politycznej

REKLAMA

W chwili gdy Janusz Palikot ogłosił, że zakłada własny ruch, można chyba ogłosić niedługie zakończenie tego, co Stanisław Michalkiewicz nazwał kiedyś „porządkowaniem sceny politycznej”. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, czteropartyjny polski system przekształci się w tzw. system partyjny hegemoniczny. Ruch Palikota nie jest jego własną inicjatywą. Tak jak i inne, tak i to posunięcie jest uzgodnione z Donaldem Tuskiem.

A w ocenie premiera sytuacja wygląda tak:

REKLAMA

1) Kaczyński popełnił polityczne samobójstwo. Po śmierci brata miał niepowtarzalną szansę zmiany języka i wizerunku. Podjął tę próbę i dostał w pierwszej turze prawie 40% głosów. Jednak po wyborach zachowuje się jak szalony i przekształca partię w sektę polityczno-religijną. Sekta ta ma stały elektorat na poziomie 20-25%. To fanatycy, którzy nie opuszczą Kaczyńskiego. Odebranie tych ludzi PiS-owi jest niemożliwe. Ale ta retoryka powoduje, że PiS nie ma też szans na odebranie wyborców PO. Kaczyński stworzył 20-25-procentowe getto i odgrodził się murem od świata.

2) Koalicyjne PSL może nie przekroczyć 5% w wyborach parlamentarnych i istnieje groźba, że PO zostanie zmuszona do zawiązania koalicji rządowej z SLD, co byłoby kompromitujące. Niewielka jest szansa, że PO samodzielnie zdobędzie 231 mandatów.

3) Na lewicy od dna odbiło się SLD. Zamiast marginalizacji na 5% kandydat SLD dostał prawie trzy razy więcej głosów. Po zabetonowaniu się PiS, to SLD stanowi alternatywę dla PO. A więc tu jest wróg.

I tu wchodzi do walki Palikot, który radykalnie skręcił w lewo, ku tradycyjnym tematom socjalistycznym: aborcja, krzyż, państwo-Kościół, in vitro itd. Zapewne Palikot dostał od Tuska proste polecenie: „Panie Januszu, Napieralski urósł w siłę. Proszę zrobić mi w partii kontrolowany rozłam, ogłosić się lewicą i spuścić Napieralskiego na 5-7%”. Palikot dostanie zaraz mocne wsparcie, bowiem Napieralski wycina z SLD partyjnych „liberałów” na czele z Kaliszem i Olejniczakiem. Ludzie ci szybko zrobią rozłam w SLD i z błogosławieństwem Aleksandra Kwaśniewskiego utworzą lewicę z Palikotem. Jeśli tak się stanie, scena polityczna w Polsce zostanie zamknięta: na prawej flance 20-25-procentowe getto Kaczyńskiego, pozbawione kompletnie szans na dojście do władzy, na lewej flance 5-7-procentowe getto SLD. Jeśli dodamy do tego ok. 10% głosów oddanych na partie, które nie wejdą do Sejmu (PSL, WiP i pomniejszy plankton), razem daje to 35-42%. Reszta głosów dla PO-„prawicy” z Tuskiem i PO-„lewicy” z Palikotem. Czyli władza absolutna.

Jak długo system ten się utrzyma? Do rezygnacji Kaczyńskiego z kierowania PiS. Nie wierzę w plotki o jego odejściu, dlatego system Tuska utrzyma się aż do naturalnych zmian pokoleniowych w PiS, czyli przez ok. 10 lat. Póki Kaczyński kieruje PiS i przemienia tę partię w sektę, póty Tuskowi nic nie zagraża, o ile zepchnie Napieralskiego do narożnika. Taka jest moja ocena ogólnej sytuacji politycznej. A co to oznacza dla prawicy? Prawda jest brutalna: skoro getto Kaczyńskiego będzie trwale odcięte od możliwości dojścia do władzy, jedyną mającą wpływ na państwo „prawicą” będzie nurt w PO reprezentowany przez Jarosława Gowina. Skoro przez lata szykują się nam samodzielne rządy PO-„prawicy” i PO-„lewicy”, to o obliczu Polski będzie decydować układ sił pomiędzy Gowinem i Palikotem. To, co nie będzie w PO, będzie mogło tylko przyglądać się temu, co realnie dzieje się w polityce.

Wielokrotnie słyszałem, że na punkcie PiS mam „obsesję” i czynię rzecz odwrotną, niźli głoszę – nauczając, że istotą konserwatyzmu jest realizm polityczny, sam zachowuję się „nierealistycznie”, bowiem jedyną realną siłą na prawicy jest PiS. A więc – mimo wszystkich zastrzeżeń – w imię realizmu politycznego należy ją poprzeć, a może i zapisać się do niej. Dlatego też poparcie Jarosława Kaczyńskiego w drugiej turze wyborów miałoby być „mniejszym złem”. Z takim poglądem nie zgadzam się, bowiem popieranie PiS jest stanowiskiem zaprzeczającym politycznemu realizmowi. Od 2007 roku jest oczywiste, że PiS nigdy już nie dojdzie do władzy i nie będzie miał wpływu na losy Polski. Generał Jaruzelski – autentyczny mistrz politycznego realizmu (aż do zaprzaństwa) – naucza, że w polityce trzeba zawsze „iść z głównym nurtem”,
a tenże „główny nurt” jest w PO, a nie pośród werbalnych radykałów ze Stronnictwa Smoleńskiego, skazanych na polityczne getto.

Jeśli kierujący się politycznym realizmem konserwatysta ma ochotę taplać się w bagienku, to może zapisać się do PiS, ale to nie jest realistyczne stanowisko, bowiem partia ta nie ma perspektyw dojścia do władzy. Wpływ na Polskę PiS będzie miało zerowy. Realizm to zapisać się do nowego Frontu Jedności Narodu, czyli do PO, i wesprzeć „prawicę” tej partii na czele z Gowinem przeciwko „lewicy” na czele z Palikotem, broniąc jakoś w ten sposób (niemrawo – jak to w PO) katolicyzmu
i tradycji narodowej.

To w sporze PO-„prawicy” i PO-„lewicy” jest przyszłość Polski. Zamiast zapisywać się do PiS, lepiej wstąpić do WiP – szanse dojścia do władzy podobne, a przynajmniej nie będą człowieka zmuszać do ośmieszania się w postaci obrony socjalizmu i udziału w „śledztwie” smoleńskim Macierewicza. Aby nie było nieporozumień: proszę tych przemyśleń nie odczytywać, że oto Adam Wielomski wstępuje do PO. Nigdzie nie mam zamiaru się zapisywać. Mam zawód, pracy mi nie brakuje i nie mam powodu taplać się w tym bagienku. Nie interesuje mnie ani dieta poselska, ani radnego, ani stanowisko w administracji rządowej. Z polityki „czynnej” zrezygnowałem. Popierałem i popieram nadal wszystkie inicjatywy mające na celu odtworzenie polskiej prawicy. Dlatego popierałem Libertas w eurowyborach, a JKM w wyborach prezydenckich. I będę czynił to dalej. Mam jednak świadomość, że droga do odtworzenia prawicy jest usłana cierniami, a wynik jest mocno niepewny. Komentuję politykę wyłącznie „hobbystycznie”. Uważam jednak, że jeśli konserwatysta chce autentycznie mieć wpływ na przyszłość Polski, to przyszłość ta będzie się rozstrzygać w PO. Niestety.

REKLAMA