Zdrowotna porażka Obamy

REKLAMA

23 marca 2010 roku prezydent Barack Husajn Obama podpisał ustawę reformującą zasady działania amerykańskiej służby zdrowia i ubezpieczenia zdrowotnego. Ustawa miała za zadanie zapewnić dostęp do opieki zdrowotnej milionom nieubezpieczonych Amerykanów. Cel ustawy był szlachetny, ale jej ostateczny kształt – katastrofalny dla amerykańskiego budżetu.

Jeszcze nigdy nie widziałem prezydenta tak szczęśliwego” – zdradził 23 marca dziennikarzowi CNN prezydencki doradca Daniel Axelrod. Ciekawe, jak czuje się prezydent po blisko pół roku funkcjonowania ustawy zdrowotnej. Kilka dni temu ubezpieczyciele medyczni w całych Stanach Zjednoczonych zapowiedzieli drastyczne podwyżki stawek ubezpieczeniowych ze względu na skutki działania reformy ochrony zdrowia przeforsowanej przez administrację Baracka Obamy. Podwyżki wprowadzą najwięksi dostarczyciele ubezpieczeń medycznych w USA: Aetna Inc., BlueCross BlueShield i kilka mniejszych firm.

REKLAMA

„Wall Street Journal” wyliczył, że podwyżki stawek mogą wynieść nawet 20 procent. Firmy ubezpieczeniowe muszą podnieść ceny w celu pokrycia kosztów dodatkowych usług przewidzianych w reformie ochrony zdrowia. Przedstawicielka Białego Domu, Nancy-Ann DeParle, w ostrych słowach wyraziła opinię, że firmy ubezpieczeniowe używają reformy ochrony zdrowia jako pretekstu do podwyższenia cen.

Kiedy zwrócono jej uwagę, że przyczyną podwyżek są między innymi zawarte w reformie regulacje zabraniające firmom ubezpieczeniowym określania maksymalnej sumy, do jakiej pokrywać będą wydatki na leczenie osoby ubezpieczanej, przedstawicielka Białego Domu uznała te argumenty za całkowicie nieuzasadnione. Najwyraźniej socjaliści z otoczenia Obamy uważają, że gospodarką można kierować za pomocą dekretów i ustaw. Dziwi więc, dlaczego Barack Obama nie przeforsował jeszcze na Kapitolu ustawy dekretującej powszechną szczęśliwość i dobrobyt.

Demokraci zdają się nie rozumieć lub nie chcą przyjąć do wiadomości, że przewidziany w ustawie zdrowotnej obowiązek objęcia ubezpieczeniem dzieci osób posiadających polisę do 26 roku życia, a także likwidacja tzw. pre-existing conditions, czyli możliwości odmówienia zawarcia umowy przez firmę ubezpieczeniową z osobą mającą przed przystąpieniem do ubezpieczenia poważne schorzenia, prowadzi w linii prostej do konieczności podniesienia stawek.

Ekonomiści ostrzegali Obamę przed takim scenariuszem, jednak każda próba krytyki reformy zdrowotnej spotykała się z natychmiastowym atakiem lewicowych mediów. Dzisiaj demokraci udają święte oburzenie decyzjami ubezpieczycieli, a zachłystująca się z zachwytu nad Obamą reszta świata milczy. Niestety to nie koniec absurdalnych pomysłów Obamy. Kilka dni temu w agresywnym, typowym dla kampanii wyborczej przemówieniu wygłoszonym w Parmie, w stanie Ohio, Obama zapowiedział wprowadzenie drugiego planu stymulującego gospodarkę USA.

Nasuwa się skojarzenie z potworkiem intelektualnym, który rząd Zbigniewa Messnera nazwał w 1987 roku „drugim etapem reformy gospodarczej”. Obama zapowiedział wydatki rzędu 100-150 mld dolarów. Pocieszające jest, że ten pomysł spotkał się z natychmiastową krytyką zarówno opozycji, jak i partii rządzącej. Demokrata z Kolorado, senator Michael Bennet, już zapowiedział, że nie poprze tego pomysłu. Podobnie demokratyczny kongresman Joe Sestak uznał, że propozycje Obamy są spóźnione o 18 miesięcy. Te dwa głosy oznaczają groźną rysę na nieskazitelnym obrazie jedności Partii Demokratycznej. Barack Obama zaczyna antagonizować własne szeregi, a to prowadzi do osłabienia Demokratów na kilka tygodni przed wyborami do Kongresu.

Najnowsze sondaże wskazują, że tylko 40 proc. Amerykanów uważa, iż Barack Obama radzi sobie z gospodarką. Po raz pierwszy większość respondentów badań opinii publicznej uważa, że z kryzysem budżetowym lepiej daliby sobie radę Republikanie niż Demokraci.

REKLAMA