A co się stanie, jeśli Mr. Deficyt, czyli minister finansów z nadania PO, Jacek Vincent-Rostowski, przejdzie samego siebie i w przyszłym roku zrobi 200 miliardów złotych deficytu? Odpowiedź jest prosta: podatki wzrosną jeszcze bardziej, Polska pewnie zbankrutuje, a Mr. Deficyt wróci sobie spokojnie do Londynu bądź na uczelnię George’a Sorosa do Budapesztu. Polskie państwo nie posiada bowiem żadnej sankcji dla nieudolnego ministra. Wprawdzie istnieje Trybunał Stanu, ale w ciągu 91 lat istnienia tej instytucji udało się jej skazać 2 (słownie: dwie) osoby – i to na jakże poważną karę „5 lat utraty biernego prawa wyborczego i tyleż lat zakazu zajmowania stanowisk kierowniczych”.
Tyle dostali dygnitarze z okresu schyłkowego PRL-u, Dominik Jastrzębski i Jerzy Ćwiek, za „aferę alkoholową”, która zresztą polegała w gruncie rzeczy na nieco zbyt sprawnie kontrolowanym uwolnieniu rynku alkoholi, więc była w gruncie rzeczy całkiem zbożnym dziełem. Zresztą nie ma się co dziwić, że Trybunał Stanu skazać nikogo nie może, bo w teorii skazuje on ministrów głównie za naruszenia konstytucji lub ustaw oraz za „przestępstwa związane z pełnioną przez nich funkcją”, a jak powszechnie wiadomo, Mr. Deficyt na przykład budował deficyt i pogłębiał zadłużenie w pełnej zgodności z konstytucją i ustawami.
Do bankructwa doprowadzi nas też w pełni zgodnie z przepisami i może na koniec nawet wystawi nam zaświadczenie o bankructwie – oczywiście po wniesieniu stosownej opłaty skarbowej. Widać z tego wyraźnie, że Trybunał Stanu jest instytucją-parawanem, który służy nie prawdziwej odpowiedzialności wysoko postawionych urzędników z premierem i prezydentem na czele, tylko stwarzaniu pozorów, że mogą oni taką odpowiedzialność ponieść. Choć tak naprawdę nie mogą.
Zadłużający nas Mr. Deficyt jednak w sensie prawnym nie jest bezkarny. Doprowadzenie do tak wielkiego manka jest wszak ewidentną niegospodarnością, ale przecież takiego zarzutu w obecnej sytuacji politycznej ministrowi nikt postawić się nie ośmieli. Tak więc wychodzi na to, że nawet formalnie gospodarcze przestępstwa są w gruncie rzeczy przestępstwami politycznymi. I pojawia się pytanie: czy kiedyś dojdzie do władzy ktoś, kto popełnienie takiego przestępstwa odważy się Rostowskiemu zarzucić? A przy okazji sprawdzania informacji o Trybunale Stanu dowiedziałem się niesamowitej rzeczy: otóż przez kilka lat przed Wielkim Kryzysem II Rzeczpospolita miała nadwyżkę budżetową, czasem nawet 30-procentową! Niestety korzystał z tego głównie Józef Piłsudski, który bez zbytnich skrupułów rabował te pieniądze. I wydawał na umacnianie swojej władzy.