Romantyczne przesłanie Jarosława Kaczyńskiego

REKLAMA

Wszyscy studiują „Posłanie Kaczyńskiego do ambasadorów i europosłów”. Jestem daleki od stwierdzenia, że „prezes orbituje”. Być może gdyby nie stan psychiczny prezesa PiS, nie napisałby on tego tak wprost, ale na pewno nie jest to tekst przypadkowy. Przeciwnie – to manifest pewnej znaczącej u nas tradycji politycznej. Istotę tej doktryny wyraża akapit drugi „Posłania”, którym krytykujący tekst komentatorzy prawie się nie zajęli, gdzie czytamy:

„Nasza polityka wpisywała się w tradycje polskiej »Solidarności«. Trzeba przypomnieć, że już w czasie pierwszego zjazdu związku zawodowego »Solidarność« (1981 r.) wystosowano specjalną odezwę do narodów Europy Środkowo-Wschodniej, co bardzo zdenerwowało Kreml i Układ Warszawski. Wielu Polaków – w tym członkowie mojego rządu – było zainspirowanych przekonaniami i tradycją narodową w duchu »za wolność Waszą i naszą«, uważając, że wolność naszego kraju jest ściśle związana z zapewnieniem wolności i demokracji w wielu regionach Europy”.

REKLAMA

Fragment ten to romantyzm polityczny w pigułce. To w imię hasła walki „za wolność Waszą i naszą” romantyczni rewolucjoniści wywołali idiotyczną rebelię w 1830 roku. Polska spłynęła krwią, aby zapewnić niepodległość Belgii, chroniąc Belgów przez interwencją wojsk rosyjskich w ramach akcji Świętego Przymierza. To w imię tego samego hasła piłsudczyzna posłała do walki młodzież w 1905 roku, aby „internacjonalistycznie” wspomóc rewolucjonistów rosyjskich. To wreszcie w imię tego politycznego frazesu tysiące Polaków walczyło, umierało i zapełniało więzienia europejskie w XIX wieku, gdy gromady naszych rodaków niechlubnie przyłączały się do wszystkich możliwych rewolucji. Niestety, inne narody nigdy nie siliły się, aby zasilić nasze szeregi powstańcze, ograniczając się rządowych depesz z ogólnikowymi wyrazami poparcia i apelem do obydwu stron „o pokojowe rozstrzygnięcie sporu”.

Warto zwrócić uwagę także na fragment mówiący, że Lech Kaczyński oraz „rząd partii Prawo i Sprawiedliwość konsekwentnie budowały sojusz dużych i mniejszych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Jego osią były kraje bałtyckie (Litwa, Łotwa, Estonia) oraz kraje Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry). Zrobiliśmy wiele, aby do struktur europejskich i NATO przybliżyć dawne republiki ZSRR, takie jak Ukraina, a także Gruzja, Azerbejdżan i Armenia oraz Mołdowa”.

To kolejna odsłona politycznego romantyzmu – mit międzymorza, próba wskrzeszenia piłsudczykowskiej koncepcji „federacyjnej”, która ma same zalety w teorii i jedną słabość w praktyce: nie jest nią zainteresowany kompletnie nikt poza Polską. Kraje Wyszehradzkie (Czechy, Słowacja i Węgry) obawiają się polskiej dominacji, więc chętniej orientują się na Niemcy, co stanowi ich tradycyjną geopolitykę; Litwini nas nienawidzą i budują swoją tożsamość narodową w opozycji do polskości; co sądzą o nas Ukraińcy, nawet nie warto mówić; w Azerbejdżanie, Armenii i Mołdowie pewnie nawet nie wiedzą, gdzie Polska leży na mapie. Została Gruzja ze swoim prezydentem o romantycznej mentalności, do złudzenia przypominającej Kaczyńskiego.

Ważny fragment tekstu Kaczyńskiego dotyczy demoliberalnego i prawoczłowieczego bełkotu, co nie jest dziwne, gdyż rusofobia naszych romantyków zawsze stanowiła misz-masz idei niepodległościowej i rewolucyjnej, gdzie Rosję nie mniej krytykowano za niechęć do naszej niepodległości niż za „reakcyjność” i niedemokratyzm. Wpisując się w ten rewolucyjno-lewacki dyskurs, Jarosław Kaczyński pisze, że zło Rosjan polega na tym, iż „nie uznają wartości demokratycznych i praw człowieka. Mogą wydawać się biznesowo atrakcyjnymi partnerami, ale nie przestrzegają wartości i standardów, które dominują w euroatlantyckiej przestrzeni politycznej”. Dalej zaś czytamy, że „aby polityka była skuteczna, musi być najpierw moralnie słuszna. (…) Należy wrócić do standardów i obyczajów, które były dla wielu ludzi i narodów podstawą wiary w lepszy świat. Należy odkurzyć drogowskazy wartości w polityce międzynarodowej”. Niestety, tekst Kaczyńskiego nie odwołuje się do jakichkolwiek realnych kategorii politycznych, interesów, układu sił, układu militarnego, geopolityki. Jest deklaracją rewolucyjnych zasad pomieszanych z prometeizmem. To tekst romantycznego rewolucjonisty.

Wielokrotnie krytykowałem Kaczyńskiego za jego politykę, ale uważałem go – aż do tej pory – za człowieka mogącego potencjalnie być mężem stanu (w odróżnieniu od „pijarowskiego” Tuska). Tekst „Posłania” wskazuje, że to nie jest polityk, ale romantyczny prorok, zachowujący się jak pastor na umoralniającym kazaniu. Taki drugi Wilson z Kongresu Wersalskiego, który ma wielkie doktryny, a nie wie, gdzie leży Cieszyn. „Winkelried ożył! Polska Chrystusem Narodów!”. Panie Prezesie, z przykrością zawiadamiam Pana, że rzeczywistość znacząco różni się od Pańskich marzeń, a wygląda następująco: Polska leży w strategicznym geopolitycznym miejscu w Europie, w miejscu gdzie Wschód styka się z Zachodem. Czyli leżymy między Niemcami i Rosją i żadne zaklinanie rzeczywistości nie jest zdolne zmienić tego faktu. Skoro leżymy między Niemcami a Rosją, to musimy wybrać sobie sojusznika-protektora. I nasza wolność, jaką mamy od 1989 roku, polega na tym, że możemy takiego wyboru dokonać. Jesteśmy za słabi, aby stanowić niezależne w swojej polityce państwo, skoro leżymy tu, gdzie leżymy; mamy potencjał, jaki mamy. Próba geopolitycznego wymknięcia się z rosyjsko-niemieckiego uścisku przez sojusz z USA skończyła się w momencie, gdy Waszyngton przestał być zainteresowany posiadaniem „niezatapialnego lotniskowca” nad Wisłą.

To co, Panie Prezesie, co Pan wybiera: Niemcy, Rosja czy atak z szablami na wszystkich? Wiem, że to ostatnie kusi Pana najbardziej. To byłoby powtórzenie polityki romantycznej z 1846 roku, gdy rewolucyjne władze Krakowa, mając kilkuset ludzi pod bronią, wypowiedziały wojnę równocześnie Rosji, Austrii i Prusom. To byli „prawdziwi patrioci”, nieprawdaż?!

REKLAMA