Jak Państwo być może wiedzą, trochę wbrew własnej woli (bo chciałem przede wszystkim prowadzić kampanię JKM w Warszawie) zostałem pełnomocnikiem wyborczym Ruchu Wyborców JKM w zbliżających się wyborach samorządowych. Choć dodało mi to pracy w wymiarze całego etatu, jednocześnie otworzyło oczy na to, jak w praktyce działa system wyborczy w Polsce – co może, a czego nie może taka spontaniczna, choć ugruntowana w pewnej instytucjonalnej tradycji, organizacja jak nasza. Oto moje wnioski.
Po pierwsze – uważam, że jest możliwe wystawienie kandydatów na wszelkich możliwych poziomach w całym kraju, nawet dysponując tak niewielkimi siłami jak nasze. W praktyce oznaczałoby to mobilizację ok. 30 tys. ludzi (wszystkich wybieralnych stanowisk jest ok. 45 tys., ale można wystawiać minimalnie 5 kandydatów na jednej liście, co powoduje, że nie trzeba zgłaszać pełnej obsady).
My przyjęliśmy założenie, że wystawimy listy tylko do sejmików, czyli minimalnie 445 kandydatów, i – choć nie mam jeszcze pewności, że wszędzie udało się to zrobić – uważam teraz to założenie za zbyt ostrożne. Wystawienie ludzi na wszystkich możliwych poziomach byłoby przecież pokazem siły i sprawności, który mógłby istotnie zwiększyć nasz elektorat.
Po drugie – wydaje się, że obecny system partyjny w Polsce spowodował, że dla organizacji wschodzących funkcjonowanie jako partia jest złym wyborem. Wiąże się bowiem z całym szeregiem ograniczeń i wymogów – takich jak istnienie sformalizowanych władz, statutów, składanie sprawozdań itp. – które są w stanie pochłonąć energię ludzi, której potem może zabraknąć dla celów wyborczych.
Dodatkowo sytuacje konfliktowe, rozliczane zgodnie z prawem przez władze zewnętrzne, prowadzą do długotrwałego paraliżu całej organizacji – jak to ma miejsce w przypadku UPR. Sądzę więc, że łatwiej jest działać środowisku konserwatywno-liberalnemu w sposób jak najmniej sformalizowany, co zresztą jest zgodne z wyznawaną przez nas ideologią.
Na koniec trochę matematyki. W wyborach prezydenckich JKM uzyskał poparcie niecałych 420 tys. wyborców. By dostać się do parlamentu, trzeba to poparcie podwoić. Początkiem drogi mogącej prowadzić do takiego wyniku są wybory samorządowe. Serdecznie dziękuję wszystkim regionalnym koordynatorom Ruchu, którzy przy współpracy Jerzego Keniga oraz Waldemara Rajcy zarejestrowali listy wyborcze do sejmików, rozpoczynając tym samym walkę o osiągnięcie tego celu.