Nowy pomysł polityków na „niemiecką wielokulturowość”

REKLAMA

W związku z ogłoszeniem miesiąc temu „końca wielokulturowości” Niemiec rząd RFN usilnie zabiega o realizację nowego planu – lepszej „integracji cudzoziemców”. 27 października zatwierdzono liczne zmiany w ustawie o cudzoziemcach i w przepisach imigracyjnych. Podobno jednak sami niemieccy politycy nie są przekonani co do większej skuteczności tych przepisów i zmian prawnych. Dlaczego? Ano dlatego, że rząd zajmował się m.in. „sprawami” ochrony kobiet i nastolatków z rodzin imigrantów przed przymuszaniem ich do małżeństwa, fikcyjnymi małżeństwami Turków i innych oraz rzekomym „problemem” stanowczego sprzeciwiania się forsowanej przez państwo „integracji” przez większość samych Turków, Egipcjan czy Bośniaków. Zgodnie z nowelizacją ustawy, przymuszanie do małżeństwa ma mieć charakter czynu przestępczego, za który ma grozić kara więzienia od sześciu miesięcy do pięciu lat. A kobiety wychowane w RFN, które zmuszono do małżeństwa za granicą, np. w Turcji, mają otrzymać 10-letnie „prawo powrotu” do Niemiec.

Dla minister sprawiedliwości, Sabiny Leutheusser-Schnarrenberger (FDP), wciągnięcie tej kwestii do kodeksu prawa karnego jest „doprecyzowaniem dotychczasowych przepisów”, a więc „postępem”. Demoliberalna minister sama nie wierzy jednak, żeby miało to „dostateczny efekt odstraszający”. Sądzi również, że i ściganie takich rodzinnych przestępców nie będzie łatwe, „ponieważ policja jest zdana na informacje z rodzinnego otoczenia ofiary, a w tym środowisku przymusowe małżeństwo ani nie jest bezprawiem, ani też wyrządzaniem krzywdy”. Jednak niezrażeni tymi rodzinnymi realiami Turków czy innych muzułmanów politycy niemieccy (ze wszystkich parlamentarnych partii) uważają, że rodzicom „ofiar” trzeba koniecznie uzmysłowić „przestępczy charakter” takiego czynu. I pragnąc zwalczyć proceder licznych fikcyjnych małżeństw, rząd ustalił, że małżeństwo musi trwać co najmniej trzy lata, zanim „partner z zagranicy” otrzyma prawo stałego pobytu w Niemczech (dotychczas miał prawo do tego już po dwóch latach). Jednak w przypadkach szczególnych dana osoba ma takie prawo otrzymać wcześniej – np. jeśli „padnie ofiarą przemocy domowej”. Z kolei np. cudzoziemiec starający się o przedłużenie zezwolenia na pobyt w Niemczech otrzyma zgodę dopiero po zbadaniu jego „stosunku do kursów integracyjnych” i sprawdzeniu, czy „spełnił swój obowiązek uczestnictwa w takim kursie”. A jeżeli żyje z tzw. zasiłku Hartz IV (dla długotrwałych „bezrobotnych”), musi liczyć się z obcięciem „świadczeń socjalnych”.

REKLAMA

I takie są te wielkie „problemy integracyjne” – kosztujące niemieckich podatników co najmniej kilka miliardów euro rocznie (!) i absorbujące znacznie bardziej wielu polityków i urzędników niż samych imigrantów. Wg opinii szefa MSW, Thomasa de Maizière (CDU), tylko 10-15 proc. imigrantów nie chce się „integrować” i uczęszczać na prowadzone przez państwo kursy językowe i „zajęcia integracyjne”. Jest to zapewne kolejna wielka urzędnicza iluzja, bo ten procent jest z pewnością znacznie wyższy. Ale widocznie po upadku skrajnie lewicowej koncepcji „multi-kulti” i narastających teraz, a wielce kosztownych kłopotów z forsowaną od kilku lat i na ogół nieudaną „integracją” milionów cudzoziemców, socdemokratycznym politykom jest bardzo trudno przyznać się do kolejnej swej wielkiej porażki.

REKLAMA