PIS i rozłamowcy jak szyici i sunnici

REKLAMA

Od dawna frakcja tzw. liberałów w PiS określała stronników Zbigniewa Ziobry czy Jacka Kurskiego mianem „talibów” lub „talibanu”. Należy więc domniemywać, że opuszczenie partii przez zwolenników Joanny Kluzik-Rostkowskiej należy oceniać w kategoriach religijnych. W sumie słusznie, bowiem po zadymie pod krzyżem („substytutem” – jako rzecze Prezes), rzeczywiście należy na PiS patrzeć na zjawisko bardziej religijne i sekciarskie niźli polityczne. Zanalizujmy więc sytuację w tym środowisku z punktu widzenia nie politycznego, lecz religijnego – chciałoby się rzec: z punktu widzenia teologii politycznej.

Prawdę mówiąc, dawno nie widziałem czegoś tak dziwacznego jak „Polska Jest Najważniejsza” Kluzik-Rostkowskiej. Wszyscy komentatorzy spodziewali się, że nowa partia wyjdzie z propozycją nowego programu, będącego alternatywą dla PiS i PO lub też rodzajem syntezy programów obydwu partii w duchu „popisowym”. Ja tam czułem, że z tą alternatywą programową może być trudno, skoro w nowym ugrupowaniu są zarówno elementy lewicowo-nihilistyczne (Kluzik-Rostkowska), łże-liberalne (Paweł Poncyljusz), jak i narodowo-katolickie (Michał Kamiński, Filip Libicki). Kierownictwo nowego ugrupowania zaproponowało coś niezwykle dziwnego: próbę pokazania wyborcom PiS, że to partia PJN jest „prawdziwym interpretatorem” wielkiej i historycznej myśli śp. Lecha Kaczyńskiego, a nie jego brat-bliźniak Jarosław. Istota tej partii sprowadza zaś się do tego, aby odwołując się do budowanego przez Jarosława Kaczyńskiego mitu zmarłego Prezydenta, ustawić się w roli „najwierniejszych uczniów” i „najbardziej ortodoksyjnych” interpretatorów kaczyzmu w wersji Lecha.

REKLAMA

Skoro po 10 kwietnia kaczyzm począł się mutować w ruch religijny i mitologiczny, mający własne miejsca kultu (przed Pałacem Prezydenckim), własne symbole parareligijne, proroka, interpretatorów itd., to być może faktycznie spór Kluzikowej z Jarosławem Kaczyńskim należy traktować jako sekciarskie przepychanki „biegłych w piśmie” uczniów i interpreterów. W końcu patrząc na to zjawisko, trudno nie pamiętać, że religioznawcy twierdzą, iż kulty pogańskie często za swoje źródło miały cześć i pamięć dla zmarłego władcy lub herosa. Nie mam wątpliwości, że gdyby te wydarzenia miały miejsce 2500 lat temu, powstałaby z tego religia lechosławna, a gdyby to miało miejsce 1000 lat temu, mielibyśmy św. Lecha i cały tłum pątników chodziłby do Smoleńska jak do Santiago de Compostela.

Dosyć łatwo mi znaleźć wielką historyczną analogię pomiędzy sporami Jarosława Kaczyńskiego i Kluzik-Rostkowskiej. Chodzi mi o szyitów i sunnitów. Jak wiadomo, szyici oddzielili się od reszty mahometan, ponieważ nie uznali nowego kalifa po śmierci Alego, uważając, że prawowiernymi interpretatorami Proroka są wyłącznie potomkowie zmarłego kalifa, a nie nowi kalifowie z innej rodziny. Tutaj mamy podobną sytuację: „szyici” uznają, że interpretacja „testamentu” Lecha Kaczyńskiego zachowana jest wyłącznie w rodzinie Kaczyńskich, czyli wykładni kanonicznej dokonuje Jarosław, podczas gdy „sunnici” uznają, że interpretacji tej dokonuje nowy kalif, kimkolwiek by był – nawet gdyby to była „kalifka” w postaci Kluzik-Rostkowskiej. W ten sposób obydwie grupy, zachowując jednaką Literę świętych tekstów – słowa Lecha Kaczyńskiego – mają inne autorytety dokonujące ostatecznej interpretacji świętych słów zmarłego Prezydenta. A jak wiadomo, władzę ma nie ten, kto jest zbrojny w Literę, lecz ten, kto dokonuje jej wykładni. I dlatego właśnie PJN skazana jest na porażkę.

Brat-bliźniak z natury jest postrzegany jako ten, który jest lepszym interpretatorem Litery niźli najbliżsi nawet współpracownicy zmarłego. Nie zmienia tego fakt, że to współpracownicy mają obiektywnie rację w tym sporze, gdyż Lech Kaczyński był laickim i lewicowym politykiem, o poglądach podobnych do Kluzikowej. Ważne jest, kogo wyznawcy uznają za interpretatora bardziej wiarygodnego. Poza tym w ruchach religijnych „nowego typu” liczy się charyzma proroka. Tę posiada wyłącznie Jarosław Kaczyński. Kluzikowa lub Poncyliusz być może są biegli w egzegezie Litery, ale to nie oni, lecz Jarosław poprowadzi wiernych. To jego będzie zwycięstwo.

Jeśli zaś ktoś nie wierzy w prorocze zdolności Jarosława, trzeba mu zacytować słowa z ostatniego wywiadu w „Newsweeku” z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem: „chcę powiedzieć, że Jarosław Kaczyński też już staje się, a nawet stał się symbolem. Dlatego na początku naszej rozmowy porównałem go do walecznego Władysława Łokietka, który przegrywał, wygrywał i znów przegrywał, i znów wygrywał – i tak przez całe swoje życie, bitwa po bitwie, z Krzyżakami, z Wacławem II, aż zrekonstruował zrujnowane Królestwo Polaków. Co do wzrostu, to też zachodzi wyraźne podobieństwo. Jarosław Kaczyński jest świetnym, zręcznym politykiem, ale to już nie jest takie ważne, bo ważniejsze jest teraz coś innego. Otóż ten człowiek, już niemłody, ale przecież też nie stary, któremu nie wszystko się udawało, który musiał znieść wiele upokorzeń i porażek, pewnie wcale nie myśląc o tym, że zmierza w takim właśnie kierunku, stał się obecnie żywym symbolem niepodległej Polski, którą ma dla nas wywalczyć.

Jak Łokietek ze swojej rycerskiej groty pod Ojcowem, tak on wyszedł ze swojej inteligenckiej żoliborskiej groty, żeby walczyć z wrogami Polski. Patrzę teraz na niego i widzę mitycznego bohatera Polaków. Niech się Pan trzyma, Drogi Panie Jarosławie”. Dla kogoś, kto w takich kategoriach myśli o Jarosławie Kaczyńskim – a jest to jedna czwarta Polaków biorących udział w wyborach – Kluzikowa i jej „sunnici” to wyłącznie schizmatycka sekta. Potwierdza to Rymkiewicz: „Jeśli mamy jedną partię, która służy niepodległości Polski, nie może być tak, żeby ktoś, kto działa w tej partii, myślał o własnych korzyściach i powodował się własnymi ambicjami. Jeśli to jest jedyna taka partia w Polsce, to musi ona być silna, spójna i zdolna do skutecznego działania. Kto szkodzi Prawu i Sprawiedliwości, ten szkodzi niepodległości Polski”. Allah akbar!

REKLAMA