Wzmożona aktywność Miedwiediewa w kontekście wizyty w Polsce

REKLAMA

Zimą niedźwiedzie zapadają zwykle w sen – te brunatne oczywiście, bo białych misiów widok pospolitego śniegu raczej nie usypia. Niedźwiedzie, które nie ułożą się do snu zimowego, snują się po tajdze w nastroju znanym osobom cierpiącym na bezsenność. Myśliwi nazywają je szatunami i uważają za wyjątkowo groźne bestie, podstępne i wielce niebezpieczne.

Niedźwiedź jest totemem Rosji, choć na przykład w niektórych proroctwach symbolizuje on także Niemcy, co skłania do zestawiania ciekawych analogii. Miedwiediew, noszący wymowne nazwisko, ze względu na swoją charakterystyczną aparycję bywa najczęściej jednak przedstawiany przez karykaturzystów w formie skrzyżowania pandy z koalą lub w najlepszym wypadku jako Kubuś Puchatek (jak wiadomo, samcem alfa jest na Wschodzie kto inny, liderujący partii posiadającej w swoim znaku także niedźwiedzia). To ostatnie wcielenie prezydenta Rosji zresztą dobrze wróży jego warszawskiej wizycie – można bowiem przypuszczać, że kto jak kto, ale bohater znanej kreskówki łatwo dogada się z innymi animkami, takimi jak kot Garfield albo jakaś myszka Miki czy inny Donald.

REKLAMA

Inspekcja rewizora

W przeciwieństwie do obyczajów powszechnych u niedźwiedzi, Miedwiediew u progu zimy wykazuje wzmożoną aktywność. Niedawno wizytował najbardziej na wschód wysunięte krańce swojego imperium imperium, a teraz wybrał się do Polski, której położona nad środkową Wisłą ważna część była przecież przez sto lat zachodnimi kresami Cesarstwa Rosyjskiego. Od 1945 roku instrukcje moskiewskich przywódców traktowano w Warszawie jako dogmaty. Jedynym wyjątkiem był chyba legendarny spór dwóch łysych jegomościów na warszawskim lotnisku jesienią 1956 roku, szybko zresztą zakończony porozumieniem. W związku z wizytą dostojnego gościa z Moskwy wśród gospodarzy zapewne zapanował nastrój podniecenia porównywalny z tym, jaki trafnie oddał w swojej sztuce „Rewizor” Mikołaj Gogol.

Niewątpliwie władze warszawskie spijają z ust dostojnego gościa każde jego słowo. Tym bardziej więc warto się przyjrzeć, jakie to podarki dla nas trafiły do worka dobrego Dziadka Mroza, który w gorącym okresie przedświątecznym znalazł czas, aby zawitać również do krainy położonej na peryferiach jego dziedziny.

Wrak samolotu ze Smoleńska do tego worka na razie się nie zmieścił. Kolejne tomy akt katyńskich – tradycyjny już upominek wręczany przedstawicielom Polski przy odpowiednich okazjach przez kremlowskich przywódców – można tymczasem odłożyć na bok, gdyż trudno spodziewać się tutaj jakichś rewelacji. Warto jednak przyjrzeć się posłaniu, z jakim kilka dni temu zwrócił się do Rady Federacji prezydent Rosji. Nauki płynące ze Wschodu ceniono u nas przecież szczególnie.

Ot choćby taki pouczający drobiazg, egzotyczny w kraju nadwiślańskim, gdzie biurokracja dławi biznes, a podatnikom dokłada ciężarów: Miedwiediew, bądź co bądź także użerającym się kryzysem, pańskim gestem żył aż o 8 procent stawki obowiązkowych ubezpieczeń społecznych dla pracowników zatrudnianych przez małych przedsiębiorców. Odtąd składki te będą w stosunku do płacy ponad dwa razy mniejsze niż haracz wydzierany przez polski ZUS. Kolejne niegłupie posunięcie moskiewskiego przywódcy, warte, aby wzięli je sobie do serca polscy samorządowcy u progu nowej kadencji, to żądanie sprywatyzowania przez władze regionalne i municypalne niedochodowych aktywów.

– Należy pozbyć się majątku, który nie jest bezpośrednio związany z wypełnianymi obowiązkami – powiedział Miedwiediew. – Organy władzy nie powinny być właścicielami fabryk, gazet czy parostatków – każdy powinien zajmować się swoimi sprawami. To się tylko tak wydaje, że majątek nie bywa zbędny – w istocie zarządzanie zbyteczną własnością zabiera wiele czasu, pochłania siły, a często także niemałe środki.

Wreszcie Miedwiediew polecił rządowi rosyjskiemu przygotowanie konkretnych przepisów dotyczących odpowiedzialności urzędników za przekroczenie terminów określonych dla załatwienia danej sprawy. – Należy osiągnąć pełną transparentność codziennych relacji pomiędzy państwem i obywatelem – uważa rosyjski prezydent. – Zrozumienie, że urzędnicy służą ludowi, a nie krępują jego wolność, to podstawa ustroju demokratycznego. Dla obywatela państwo reprezentuje urzędnik, z którym styka się on w urzędzie, sędzia, który wydaje wyrok w jego sprawie, inspektor podatkowy czy milicjant. Ich główne zadanie to polepszanie warunków życia ludzi.

Nie wszystko złoto…

Złote słowa prezydenta Rosji można by naturalnie przyjąć za dobrą monetę, trzeba jednak pamiętać, że jego poprzednicy wielokrotnie składali różne deklaracje, które brzmiały jeszcze piękniej. Jeden z wybitniejszych lokatorów Kremla mówił na przykład o tym, że życie stało się lepsze i weselsze – i równocześnie pozbawiał tego życia miliony swoich poddanych. Wodzowie bolszewiccy powtarzali górnolotne frazesy o dyktaturze proletariatu, spełnianiu internacjonalistycznych obowiązków czy też osiągnięciach w budowie komunizmu, a i tak wszyscy wiedzieli, co naprawdę się za tym kryje. Tak też jest i z obietnicami Miedwiediewa – pożyjemy, zobaczymy. Tyczy się to także rzekomej destalinizacji, do jakiej podobno przymierza się prezydent Rosji.

No cóż, nie ma w tym nic fenomenalnego – historię Rosji od ponad pół wieku można przedstawić za pomocą wykresu następujących po sobie amplitud odwilży (Chruszczow, Gorbaczow, może Miedwiediew?) i kolejnych zlodowaceń (Breżniew, Putin). Sam prezydent Rosji zdaje sobie sprawę, iż nie wszystkie jego inicjatywy kończą się powodzeniem. W innym miejscu skierowanego do Rady Federacji posłania Miedwiediew powrócił do tematu walki z korupcją, którą zapowiedział na początku swojej prezydentury. Ze zdziwieniem i rozczarowaniem skonstatował, że „niektórych ludzi nie odstrasza nawet groźba pozbawienia wolności na 12 lat”.

Wobec tego głowa państwa rosyjskiego wpadła na inny koncept: łapowników należy karać grzywną. Najlepiej w wysokości stukrotnej wartości wziątki. Oczekiwanego efektu nie przyniosło także ujęcie w ramy systemu przetargów dokonywanych przez struktury państwowe. Według najskromniejszych szacunków machinacje z tym związane, wliczając otwarte złodziejstwo, wynoszą setki miliardów rubli. Nadal priorytetem rosyjskiej gospodarki pozostaje modernizacja, jednak i w tej dziedzinie, potężnie dofinansowywanej z budżetu federalnego, wyniki są dalekie od zadowalających.

Z oryginalniejszych propozycji zawartych w prezydenckim posłaniu wymienić jeszcze należy pomysł oparty na trawestacji znanego bolszewickiego hasła. Tym razem jednak, zamiast oddawać ziemię chłopom, przywódca Rosji zamierza nadzielić ją rodzinom wielodzietnym. Miedwiediew zapowiedział także umocnienie i reorganizację obrony powietrznej Rosji. Ma zamiar powołać jedno strategiczne dowództwo dla wojsk przeciwlotniczych, antyrakietowych i kosmicznych. Uwaga, jaką Rosjanie przywiązują do tego rodzaju sił, może okazać się znamienna. Kto wie, czy niebawem Moskwa nie zaproponuje władzom warszawskim umieszczenia w Polsce własnej tarczy antyrakietowej – w celu wyłapywania pocisków, które mogłyby nadlecieć z południowo-zachodniej Azji, czy też, powiedzmy, z Libii albo nawet z Wenezueli.

Przyjazd prezydenta Rosji do Polski niewątpliwie zasługuje na miano wydarzenia historycznego. Nie co dzień zdarzają się bowiem odwiedziny głowy państwa, które nasi jak dotąd oficjalni sojusznicy uważają za mafijne. Za takie potraktowanie przez Waszyngton odgryzł się Miedwiediew wypowiedzią o cynizmie Amerykanów. Tak czy inaczej wobec fermentu politycznego i medialnego, jaki od wiosny tego roku powstał w naszym kraju – chciałoby się naiwnie wierzyć, że to wytwór nowy, efekt nagłego zaćmienia umysłów i pamięci, nie zaś dawna uległość, która w formie utajonej przetrwała ostatnie dwie dekady – wizyta Miedwiediewa w Polsce z pewnością jest skazana na sukces.

Gromko odtrąbiony zostanie kolejny milowy krok na drodze pojednania dwóch bratnich narodów.

REKLAMA