Czy branża energetyczna może być wolnorynkowa?

REKLAMA

Energetykę uważa się za branżę, która musi podlegać ścisłym regulacjom lub powinna wręcz należeć do państwa. Rządy negocjują międzynarodowe umowy dotyczące handlu surowcami energetycznymi, budowy gazociągów, ropociągów itd. Zaangażowanie państwa na rynku energetycznym ma rzekomo zapewnić bezpieczeństwo, ład i dobrobyt. Ministerstwa i agencje ochrony konsumentów czuwają nad tym, żeby prąd nie był za drogi i żeby go nie zabrakło.

W Polsce wpływy państwa na rynku energetycznym są wyjątkowo silne. Przez 20 lat od rozpoczęcia przekształceń własnościowych w sektorze energetycznym niewiele się zmieniło. Do skarbu państwa należą większościowe pakiety akcji Polskiej Grupy Energetycznej – 69,29 proc. czy Enea – 55,11 proc. akcji, w Tauronie państwo ma 32,8 proc. akcji, a PSE jest jednoosobową spółką skarbu państwa. Sprzedaż akcji Energi Polskiej Grupie Energetycznej jest kpiną z prywatyzacji w sytuacji, gdy jedna państwowa spółka przejmuje inną państwową spółkę. Zamiast tworzyć warunki do lepszej konkurencji, właśnie poprzez dopuszczenie do rynku większej liczby podmiotów prywatnych, łączy się firmy państwowe i w ten sposób utrwala postkomunistyczny skansen. Podobny charakter mają też inwestycje francuskiego państwowego monopolisty w branży energetycznej, czyli firmy EdF, czy szwedzkiego państwowego Vattenfalla. Dotychczasowe reformy też nie były pomyślne.

REKLAMA

– Integracja pionowa, która została przeprowadzona w energetyce (skupianie w jednym ręku produkcji i dystrybucji energii elektrycznej) prowadzi do oligopolizacji rynku, co jest na rękę lobby energetycznemu, ale jest niekorzystne dla konkurencyjności branży oraz całej gospodarki i doprowadzi w rezultacie do podwyżek cen energii elektrycznej – mówi „Najwyższemu CZASOWI!” prof. Jerzy Hausner, były wicepremier i minister gospodarki, a obecnie członek Rady Polityki Pieniężnej i kierownik Katedry Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. – Dotychczasowe reformy branży energetycznej cechuje „zygzakowatość”, brak konsekwencji, co jest wynikiem ingerencji w procesy decyzyjne i legislacyjne różnych grup lobbingowych. Nie jest to zjawisko korzystne – dodaje. Czy taki stan rzeczy rzeczywiście przyczynia się do bezpieczeństwa i stabilności rynku energetycznego? Nie. Według opinii ekspertów, w najbliższych latach możemy spodziewać się deficytu energii, ceny prądu rosną, a przestarzała infrastruktura grozi załamaniem rynku. Zaangażowanie państwa powoduje też inne negatywne zjawiska.

– Wiele sygnałów wskazuje na to, że na decyzje polityków w sprawach energetyki wpływają tajne wywiady realizujące interesy innych państw – mówi „Najwyższemu CZASOWI!” Witold Falkowski, prezes wolnorynkowego Instytutu Misesa. Falkowski zadaje pytanie, czy zaangażowanie państwa na rynku energetycznym jest rzeczywiście konieczne i korzystne dla obywateli? Skoro chleb mogą piec prywatne piekarnie, a domy budują prywatne przedsiębiorstwa budowlane, to dlaczego prądu nie może produkować i sprzedawać całkowicie prywatna firma? Na branże piekarniczą i budowlaną obce wywiady raczej nie wpływają, ponieważ nie są w stanie dotrzeć do tysięcy drobnych przedsiębiorców tych gałęzi gospodarki. Czy nie byłoby lepiej dla rynku energetyki, gdyby rząd miał jak najmniejszy wpływ na jej funkcjonowanie?

O tym, że na to pytanie należy odpowiedzieć twierdząco, świadczy choćby przykład Kalifornii, gdzie kryzys energetyczny zażegnano, wycofując się z rządowych regulacji. – Polski rząd nie wie, co zrobić, żeby obywatelom zapewnić tanią energię i dać gwarancję stabilności jej dostaw i cen. Od 20 lat podejmuje chaotyczne, niespójne, nieprzemyślane decyzje pod wpływem zmiennych nastrojów politycznych i w zależności od bieżących kalkulacji dyplomatycznych – ocenia Falkowski. – W tej sytuacji eksperci specjalizujący się w problematyce energetycznej powinni odpowiedzieć na pytanie, jak odsunąć rząd od decyzji dotyczących energetyki. Jest bowiem oczywiste, że rząd powinien ograniczyć swoją aktywność w tej sferze. Pozostaje tylko kwestia, jak doprowadzić do tego ograniczenia, z jakich wzorców czerpać, jak uniknąć błędów i pułapek w trakcie przekształceń legislacyjnych i własnościowych.

Czy w Polsce są eksperci, którzy zechcieliby podjąć to wyzwanie? – zastanawia się prezes Instytutu Misesa. Za mniejszą ingerencją państwa w energetykę opowiada się także prof. Hausner: – Państwo powinno mieć nadzór nad energetyką, co nie znaczy, że w związku z tym ma być jej właścicielem. Dlatego należałoby ją sprywatyzować, ale należy zwrócić uwagę, że konsekwentnie państwo powinno jednocześnie sprywatyzować także branżę, która dostarcza polskim elektrowniom paliwa, czyli górnictwo węglowe – mówi profesor. Zdaniem prof. Hausnera, Polsce potrzebna jest ponadto lokalizacja, rozproszenie w branży energetycznej, aby mogli rozwijać się także mali, lokalni producenci, a państwo tego faktycznie nie ułatwia. – Nie ma racjonalnego powodu, by branża energetyczna nie została całkowicie sprywatyzowana i nadal pozostawała w rękach państwa. Mało tego, nie ma żadnych powodów, które uzasadniałyby szczególne uprawnienia państwa wobec spółek z branży energetycznej – uważa Witold Falkowski. – Tylko wolny rynek energetyki zapewniałby bezpieczną i tanią energię dzięki innowacyjności, dywersyfikacji i dynamice – immanentnym zaletom kapitalizmu – argumentuje.

Nieco inaczej problemy branży przedstawia Przemysław Wipler, prezes Fundacji Republikańskiej, były dyrektor Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii w Ministerstwie Gospodarki. – Z uwagi na słabość polityki regulacyjnej, organów regulacyjnych i zaplecza w Polsce model, kiedy państwo wychodzi z energetyki, jest modelem odległym i dlatego obecność właścicielska państwa, szczególnie w infrastrukturze, jest potrzebna. Z uwagi na niestabilność branży oraz morze regulacji, głównie pochodzących z Brukseli (m.in. regulacje ekologiczne), które Polska musi wdrażać, nie jest możliwe całkowite urynkowienie energetyki – mówi „Najwyższemu CZASOWI!” Wipler.

Na liście spółek strategicznych znajdują się takie podmioty z branży energetycznej jak Tauron Polska Energia z siedzibą w Katowicach, PGE Polska Grupa Energetyczna z siedzibą w Lublinie i PSE-Operator z siedzibą w Warszawie. Oznacza to, że wobec tych spółek minister skarbu państwa w wypadku wielu ważnych decyzji, podjętych przez legalne władze spółki, może wyrazić sprzeciw. Jednak znalezienie się spółki na tej liście nie oznacza, że spółka taka nie może zostać sprywatyzowana. Może, jednak taki podmiot obciążony ministerialnym nadzorem z pewnością będzie przedstawiał mniejszą wartość dla potencjalnego inwestora. Państwowe spółki z branży energetycznej borykają się z tymi samymi problemami, co wszelkie inne firmy państwowe. Przykładem jest choćby Energa, w której co chwilę słyszymy o kolejnych absurdalnych żądaniach związków zawodowych.

Jak podaje „Rzeczpospolita”, w wyniku działania związków zawodowych w ciągu najbliższych lat państwowe firmy energetyczne nie mają innego sposobu na zmniejszenie zatrudnienia jak dobrowolne odejścia. Związane z tym odprawy są na gigantycznym poziomie – szef jednej z państwowych grup energetycznych powiedział anonimowo „Rzeczpospolitej”, że 100-120 tys. zł to minimalna propozycja odprawy dla pracownika, który zgodzi się odejść z firmy! Tymczasem w polskiej energetyce na 1 MW mocy elektrowni zatrudnione są średnio trzy osoby, podczas gdy w krajach rozwiniętych – jedna. Za fanaberie związkowców płacą oczywiście konsumenci prądu, czyli osoby indywidualne i cała gospodarka. Nie dziwi więc ocena prof. Jana Winieckiego, który uważa, że dzisiaj całej polskiej gospodarce najbardziej zagrażają właśnie związki zawodowe działające w energetyce. Dodaje, że sektor ten trzeba jak najszybciej sprywatyzować, co będzie dosyć trudne z uwagi na panującą tam związkokrację. Po drugie – nie od dzisiaj wiadomo, że firmy kierowane przez władze z nadania politycznego osiągają znacznie gorsze wyniki ekonomiczne niż spółki nie podlegające politycznemu władztwu. Sprywatyzowana branża energetyczna w sytuacji większej konkurencji nie obarczonej niepotrzebnym politycznym nadzorem będzie produkowała i sprzedawała energię elektryczną znacznie taniej i na znacznie lepszych warunkach dla klientów końcowych.

Prąd to taki sam towar jak ubranie czy masło. Firma prywatna w warunkach konkurencji rynkowej produkuje i sprzedaje tańsze i lepsze buty niż firma państwowa. To samo z prądem. Prof. Ludwig von Mises, wybitny przedstawiciel austriackiej szkoły ekonomicznej, udowadnia, że nawet przemysł zbrojeniowy – właśnie dlatego, że jest taki istotny – powinien być prywatny, by lepiej funkcjonować. W czasach pokoju jedną z najważniejszych branż jest właśnie energetyka, która produkuje energię konieczną dla prawidłowego funkcjonowania całej gospodarki. Aby jednak rynek mógł prawidłowo funkcjonować, oprócz prywatyzacji branży konieczna jest także jej deregulacja, która powinna zostać przeprowadzona przed pierwszymi przekształceniami własnościowymi. Nie dokonano tego przed sprzedażą Stoenu niemieckiemu koncernowi RWE w 2002 roku czy Górnośląskiego Zakładu Energetycznego szwedzkiej firmie Vattenfall. Tak zrobiono natomiast w Nowej Zelandii. Po dokonaniu deregulacji i komercjalizacji branży poprawiły się wszystkie wskaźniki. Zwolniono niepotrzebnych pracowników. W ciągu pięciu lat od dokonania przekształceń wydajność spółki ElectriCorp zwiększyła się dwukrotnie. Znacznie spadła liczba dni straconych w związku z wypadkami i zranieniami. Mimo lat recesji firmie udało się zwiększyć sprzedaż energii i jej udział w całym rynku energetycznym, a dochody firmy rosły w tempie 2 proc. rocznie. Roczne dywidendy płacone państwu wzrosły z początkowych 60 mln do 200 mln dolarów nowozelandzkich.

Pod koniec 1992 roku Nowa Zelandia miała najniższe ceny energii spośród 19 krajów OECD. Tymczasem polska energetyka dobijana jest dodatkowo wysokim opodatkowaniem. Zgodnie z Dyrektywą 2003/96/WE, minimalna akcyza na prąd w krajach unijnych powinna wynosić: dla firm 0,5 euro za 1 MWh, a dla pozostałych podmiotów 1 euro za 1 MWh. Jednak polskie prawo obciąża akcyzą znacznie bardziej – mianowicie wynosi ona aż 20 zł za 1 MWh. Oznacza to, że podatek akcyzowy od energii elektrycznej w Polsce jest dla firm dziesięciokrotnie (!), a dla pozostałych podmiotów pięciokrotnie wyższy od unijnej stawki minimalnej. Polska jest w gronie pięciu państw pobierających najwyższą akcyzę od energii elektrycznej w UE! Oprócz podatku akcyzowego energia elektryczna w Polsce jest dodatkowo obłożona wysokim podatkiem VAT. Co więcej, wspomniana unijna dyrektywa wyłączyła z harmonizacji w tym zakresie energię elektryczną zużywaną w szczególnie energochłonnych procesach technologicznych.

Spośród 27 krajów Unii Europejskiej 22 stosują zdecydowanie niższe stawki podatku akcyzowego na energię do „procesów energochłonnych” (poprzez preferencyjne stawki, wyłączenia lub zwrot zapłaconego podatku akcyzowego) niż Polska. Obniżenie akcyzy na prąd oznaczałby zwiększenie konkurencyjności polskiej gospodarki, a to z kolei przyniosłoby także więcej wpływów do budżetu państwa.

Do tego dochodzą unijne regulacje ekologiczne dotyczące ograniczeń emisji dwutlenku węgla oraz wymuszanie produkcji drogiej energii ze źródeł odnawialnych, co nie tylko dodatkowo podnosi koszty produkcji prądu, ale zagraża nawet egzystencji całej branży. – Jesteśmy w przeddzień zawału; zawał zacznie się, jak będziemy musieli importować prąd. Kara śmierci na energetyce zacznie być wykonywana w 2013 roku w związku z regulacjami ekologicznymi dotyczącymi redukcji dwutlenku węgla. Do każdego megawata energii będzie trzeba dopłacać ogromne pieniądze tylko dlatego, że jest ona produkowana z nieekologicznego węgla. Skutkiem tej dyskryminacji zabraknie inwestorów zainteresowanych inwestycjami w branży, nastąpi deficyt energii, co w rezultacie wpłynie negatywnie na konkurencyjność całej polskiej gospodarki – przewiduje Wipler. Z kolei jak podkreśla Robert Bradley, założyciel i szef Instytutu Badań Energetycznych i współpracownik waszyngtońskiego Instytutu Katona, narzucanie wytwarzania energii z tzw. źródeł odnawialnych to zniekształcające rynek interwencje, prowadzące do podwyżki cen energii. W Kanadzie przejście na „ekologiczną” energię spowoduje wzrost cen prądu nawet do 50 procent. Dlatego Bradley opowiada się za ograniczeniem interwencjonizmu w branży energetycznej i wprowadzeniem wolnego rynku w sektorze. Polskiej branży energetycznej nie pomaga też fakt, że wydobycie i sprzedaż głównego surowca wykorzystywanego do produkcji energii elektrycznej, czyli węgla – zarówno kamiennego, jak i brunatnego – znajduje się także w rękach państwowych (z drobnymi wyjątkami).

Należy jednak pamiętać, że alternatywa dla węgla w postaci gazu, ropy czy uranu również jest w rękach państw i umowy na kupno tych surowców zawiera się na szczeblu rządowym, a firmy (czy to prywatne, czy państwowe) są jedynie ich wykonawcami. Przemysław Wipler wymienia reformy potrzebne polskiej energetyce. – Konieczne jest zniesienie taryfowania cen prądu i skonstruowanie taryf na świadczenie usług infrastrukturalnych, takich jak przesył, dystrybucja energii na poziomie zachęcającym do inwestycji, modernizacji sieci i umożliwiającym realne konkurowanie między dostawcami energii. Należy ustabilizować politykę regulacyjną dotyczącą obowiązków nakładanych na producentów energii elektrycznej związanych ze zobowiązaniami podjętymi przez Polskę w ramach UE, takimi jak dochodzenie do wytwarzania 15 proc. energii ze źródeł odnawialnych w 2020 roku (obecnie niespełna 5 proc.) i zmuszenie firm do nabywania świadectw emisji gazów cieplarnianych. Zwłaszcza należy wskazać, w jaki sposób koszty tych regulacji zostaną przerzucone na finalnych konsumentów energii. Bez ustabilizowania warunków makroekonomicznych działania tego biznesu, wynikających nie z konkurencji na rynku, a z decyzji politycznych, każda decyzja o inwestycji w infrastrukturę będzie decyzją polityczną i podejmować ją będą firmy państwowe – uważa Wipler.

Sam fakt nadmiernych regulacji państwowych sprawia, że polska branża energetyczna jest daleka od wolnorynkowego ideału. Koncesjonowanie produkcji prądu, utrzymywanie własności państwowej w branży, regulowanie cen prądu przez URE, sankcjonowana przepisami silna pozycja związków zawodowych czy szczególnie wysokie opodatkowanie energii elektrycznej powodują nie tylko małą konkurencyjność polskiej branży energetycznej, ale wpływają negatywnie na konkurencyjność całej polskiej gospodarki.

[nggallery id=5]

REKLAMA