Koniec epoki Jana Marii Le Pena

REKLAMA

Kongres Frontu Narodowego w Tours okazał się końcem epoki Jana Marii Le Pena. Ten 83-letni polityk zszedł z głównej sceny, pozostając jedynie honorowym przewodniczącym partii.

Zaczynał jako poujadysta, w 1972 roku założył zaś Front Narodowy, któremu przez cały czas przewodniczył. Ma też za sobą piękną karierę wojskową. Był pięciokrotnym kandydatem w wyborach prezydenckich (w 1981 roku uniemożliwiono mu start, wstrzymując podpisy z poparciem), a największy sukces osiągnął w roku 2002, pokonując socjalistę Jospina i wchodząc do drugiej tury, gdzie przegrał dopiero z Chirakiem. Jan Maria Le Pen to cała epoka polityki Francji. Jest ostatnim ze starej generacji polityków powojennych, którzy wyznaczali przez lata dzieje Francji. Każdy wzrost popularności Le Pena oznaczał medialną nagonkę, a jego partia funkcjonowała zawsze z etykietką „skrajnej prawicy” i była w republikańskiej demokracji traktowana gorzej niż – antysystemowi przecież przez lata – komuniści.

REKLAMA

Jednak nawet wrogowie Le Pena nie są w stanie odmówić mu politycznej charyzmy. Z pewnością przewodniczącemu FN można zarzucić… zmienność poglądów. W latach 80. – czasach mody na Reagana i Thatcher – Le Pen był niemal konserwatywnym liberałem, krytykował etatyzm, rozbuchanie państwa, podatki. Kilka lat później jego program gospodarczy był już gdzieś na lewicy, z żądaniami podwyżek zasiłków, płacy minimalnej, krytyką niszczenia francuskiego przemysłu.

Z pewnością stałe były jego poglądy dotyczące obrony wartości narodowych, tradycyjnego pojęcia narodu i co za tym idzie choćby niechęci wobec masowej emigracji.

Na wygraną to jednak za mało, a wyborczy system Francji stawiał FN praktycznie zawsze poza parlamentem. Pozostawały jedynie mandaty deputowanych w Parlamencie Europejskim, gdzie stosuje się zasadę wyborczej proporcjonalności.

Do walki o schedę po Le Penie ruszyła dwójka polityków: córka przewodniczącego, Maryna, adwokatka, oraz nieco mniej popularny prof. Bruno Gollnisch. Ta pierwsza otrzymała 67,5% głosów, jej rywal – 32,2%. Pierwsze sondaże podają, że Maryna Le Pen może liczyć w przyszłorocznych wyborach prezydenckich na około 17% glosów. Dla wielu działaczy Frontu jest ona nadzieją na przełamanie politycznego bojkotu partii i wyjście z getta. Tuż po wyborze podkreślała, że Front jest „wielką partią republikańską” i „nie obawia się demokracji”. Po wyborze Maryny Le Pen duża część wyborców rządzącej UMP uważa, że sojusz polityczny z Frontem byłby jak najbardziej możliwy. Spośród kandydatów na prezydenta Francji Maryna Le Pen jest popularniejsza od Sarkozy’ego i kandydatów socjalistycznych wśród robotników (28%) i przedstawicieli klasy średniej – 25% (Aubry – 23%, Sarkozy – 21%). Wśród aktywnych młodych ludzi zajmuje na liście popularności pozycję drugą (22%).

Podejrzliwie na nową przewodniczącą Frontu patrzy jednak część środowisk prawicowych. W swoich poglądach na np. aborcję stała się już, zdaniem wielu, zbyt „republikańska”. Nie wszystkim podoba się także zbliżenie z UMP w pojmowaniu idei laickości państwa. Jej kontrkandydat Gollnisch był bliższy konserwatywnemu skrzydłu FN, które kwestionuje „założycielskie” dla republiki idee rewolucji z 1789 roku i akcentuje swoje przywiązanie do zasad katolicyzmu. Oficjalnie Maryna zapowiada kontynuację polityki ojca. Czy uda się jej pogodzić różne środowiska i jednocześnie wyprowadzić Front z politycznej izolacji bez utraty jego tożsamości?

Wątpię. Ale przecież ponoć tam, gdzie sam diabeł nie może… itd.

REKLAMA