Francuski etatyzm a kadra kierownicza

REKLAMA

Jak przystało na etatystyczny kraj, we Francji wejście do rządzącej elity oznacza, że się już z niej praktycznie nie wypada. Polityków „zagospodarowuje” się na różne sposoby. Rzecz jasna, niemal zawsze za pieniądze publiczne. Dobrym przykładem są tu losy ministrów, którzy obejmowali i tracili stanowiska od czasu objęcia urzędu prezydenta przez Sarkozy’ego, czyli od roku 2007. Od tego czasu pracę straciło 33 szefów resortów. Zaledwie dwóch po opuszczeniu swoich rządowych gabinetów poszło pracować w sektorze prywatnym. 17 wróciło do parlamentu, czterech otrzymało jakieś rządowe misje, trzech mianowano ambasadorami, trzech znalazło wysokie stanowiska w administracji państwowej, dwóch po okresie przerwy wróciło do rządu, jeden został eurokomisarzem, a jeden eurodeputowanym. Niemal każdy z nich zarabia, razem z różnymi dodatkami funkcyjnymi, ponad 10 tys. euro miesięcznie.

Politycy francuscy jednak oszczędzają. Właśnie wpadli na pomysł obniżenia górnego pułapu zasiłków wypłacanych bezrobotnym. Dyskusja na temat tych pieniędzy zrodziła się po wysłaniu na „bezrobocie” trenera piłkarskiej kadry Francji – Rajmunda Domenecha. Jego miesięczny „zasiłek” w wysokości 5,8 tys. euro wywołał do tablicy polityków. Piotr Mehaignerie z UMP sugeruje obniżkę zasiłków i dodaje, że „Francja jest jedynym krajem oferującym 23 miesiące wypłacania bezrobotnym stałych sum, które nie podlegają redukcji i mogą wynosić nawet 5,8 tys. euro”. Deputowany przypomniał też, że zajmujący się wyplata zasiłków UNEDIC miał na koniec 2010 roku deficyt w wysokości 3 miliardów euro. Krytycy tego pomysłu wskazują jednak, że bezrobocie wśród osób o bardzo wysokich dochodach stanowi margines i dość rzadko ludzie ci wykorzystują cały ustawowy okres pobierania zasiłków. Przypomina się także, że płacone przez nich składki na fundusz bezrobocia są proporcjonalnie wyższe od składek pozostałych osób. Zapewne jednak populizm zatriumfuje…

REKLAMA
REKLAMA