Biurokratyczni jeźdźcy apokalipsy

REKLAMA

Prof. Witold J. Kieżun w sławnym emigracyjnym miesięczniku „Kultura” (nr 630) opublikował tekst o czterech jeźdźcach apokalipsy polskiej biurokracji: gigantomanii, luksusomanii, korupcji i arogancji władzy. Mimo że tekst ukazał się prawie 11 lat temu, w jednym z ostatnich wydań pisma, którego redaktorem naczelnym przez ponad 50 lat był Jerzy Giedroyc, prawie nic nie stracił ze swojej aktualności. Na łamach „NCz!” regularnie demaskujemy luksusomanię i korupcję, które na każdym szczeblu władzy przejawiają się w wielu formach. W czasie rządów Platformy Obywatelskiej gmach na Wiejskiej wyjątkowo często nawiedza również arogancja. Do kanonu pijarowskiego nadęcia przeszła m.in. sławna wypowiedź Donalda Tuska o braku konkurencji, z którą można by przegrać. Wciąż niestety z procesem transformacji administracji publicznej wiąże się „systematyczny wzrost zatrudnienia, a jego skala może być określana jako gigantyczna”. Profesor Kieżun krytykował rozrost z 46 tys. do 126,2 tys. urzędników, jaki miał miejsce od 1990 do 1998 roku. Obecnie podatnicy muszą wykarmić 462,9 tys. biurokratów, którzy rocznie produkują tysiące aktów prawnych!

Jak wyliczył Marcin Bonicki (przetargipubliczne.pl), inflacja prawa jest gigantyczna: w roku poprzedzającym wprowadzenie stanu wojennego wydano 117 aktów prawnych; w rekordowym 2004 roku z sejmowych komisji wypełzło ich 2889 (21.032 strony w Dzienniku Ustaw). Prawie siedem lat po akcesji do struktur unijnych Dzienniki Ustaw wciąż zawierają średnio 14 tys. stron prawnych regulacji (np. 18.350 w 2009 roku).

REKLAMA

Urzędnicy – dzieci państwowej gigantomanii – często całkiem nieźle żyją z prowadzenia szkoleń i wykładów, na których uczą, jak wykorzystać luki w przepisach, stworzonych często przez nich samych (w tekście „Biurokratyczny rekord świata” zjawisko napędzanej przez biurokrację luksusomanii opisał Henryk Roliński). Na inflację prawa zareagowało samo Ministerstwo Finansów! Zamiast jednak zapowiedzi ukręcenia głowy ustawodawczej gigantomanii, podwładni Jacka Rostowskiego dali wyraz wyjątkowej arogancji.

Resort domaga się bowiem podwyżki opłat za wydanie przez fiskusa interpretacji przepisów prawa podatkowego! Według ustaleń serwisu wyborcza.biz, firmy zamiast 40 zł miałyby płacić… 1000 zł za każdą pomoc w przeprawie przez legislacyjną dżunglę! Podwyżkę o 2400 proc. ministerstwo uzasadniło… chęcią urealnienia rzeczywistych kosztów wydania interpretacji, za które doradcy podatkowi, radcy prawni i adwokacji biorą znacznie większe pieniądze!

Innymi słowy: urzędnicy – często współautorzy prawniczej gmatwaniny – pozazdrościli większych pieniędzy pracującym komercyjnie kolegom! Według wyliczeń ministerstwa, w 2009 roku średni koszt wydania interpretacji podatkowej wyniósł 1072 złote. Utrzymanie Biura Krajowej Informacji Podatkowej, do którego tylko dwa lata temu zdesperowane i poirytowane jakością polskiego prawa podmioty gospodarcze zapukały 30 tys. razy (!), kosztowało 30 mln złotych…

Jerzy Giedroyc umieścił w swoim gabinecie we francuskim Maisons-Laffitte okładkę ostatniego wydania pisma „Le Combat”, na którym wzorowała się emigracyjna „Kultura”.
Z pierwszej strony współtworzonego przez Alberta Camusa pisma do końca życia Giedroycia spoglądał nagłówek: Silence, on coule! („Cisza, toniemy!”). Niestety również Polska przedsiębiorczość – rozszarpywana przez biurokratycznych jeźdźców apokalipsy – powoli tonie w morzu regulacji kolejnych Dzienników Ustaw…

REKLAMA