Sommer w Moskwie o Smoleńsku i Gradzie

REKLAMA

Miniony tydzień spędziłem w Moskwie, gdzie kończyłem rozpracowywanie sprawy masowych mordów dokonanych przez Sowietów na Polakach w latach 1937-1938. Wydaje mi się, że dotarłem do wystarczającej liczby materiałów i być może na koniec roku uda mi się skończyć pierwszą w historiografii monografię poświęconą tym wydarzeniom. Przy okazji dowiedziałem się, że moskiewska Polonia od lat stara się zainteresować tym mordem polskie władze – a ma ku temu specjalne powody, bo dosłownie każda polska rodzina w Moskwie straciła kogoś w wyniku tego ludobójstwa. Niestety starania te nie przyniosły żadnego rezultatu. Po prostu polscy dyplomaci najwyraźniej boją się poruszania tego tematu. I są już tego efekty.

Otóż naszym rodakom nie udało się w Moskwie odzyskać dosłownie nic z przedrewolucyjnej własności, podczas gdy inne narodowości odzyskały – i to całkiem sporo. Wysyłani na placówkę do Moskwy przedstawiciele RP robią bowiem wszystko, by „nie jątrzyć”, wskutek czego nie mają żadnego wpływu i Rosjanie traktują ich jako „pożytecznych idiotów”. Podczas rozmów z Rosjanami oczywiście zawsze wypływał temat katastrofy smoleńskiej. Rosjanie doskonale rozumieją, że Polacy przypisują im odpowiedzialność, a ustalenia tzw. oficjalnych komisji ds. badania katastrofy nie mają tu żadnego znaczenia.

REKLAMA

– Moim zdaniem, sam Putin by tego nie zrobił; musiał mieć jakieś porozumienie z jakimiś Polakami – powiedział mi nawet jeden ze współpracowników moskiewskiego „Memoriału”, nie wiedząc zapewne, że taką opinią wpisuje się w retorykę „Zeszytów Smoleńskich”. Nie upierał się zresztą przy tej tezie – gdy powiedziałem, że równie dobrze mógł w tej sprawie zawinić polsko-rosyjski bardak, czyli bałagan, bezproblemowo zgodził się i z takim wyjaśnieniem katastrofy.

Oczywiście podczas wizyty w Moskwie nie mogło się obejść bez typowego „razgawora o żyzni”, który przeciągnął się do później nocy. Podczas tej rozmowy opowiedziałem swojemu interlokutorowi m.in. o procesie, jaki „Najwyższemu CZASOWI!” wytoczyła firma małżonki ministra Aleksandra Grada. Strasznie go to rozśmieszyło. – U nas też była firma żony mera Łużkowa, a teraz firmy nie ma, żona uciekła, a i sam Łużkow szykuje się do ucieczki. A tyle procesów wcześniej powygrywała! Ciekawe, czy u was też tak będzie – powiedział.

O tym pewnie przekonamy się za jakieś pół roku. Na razie zbliża się przeniesiona ze stycznia kolejna rozprawa. Konkretnie odbędzie się 1 kwietnia 2011 roku o godzinie 11.00 w Sądzie Okręgowym w Warszawie, al. Solidarności 127, w sali 117. Jeśli ktoś z Państwa chciałby wystąpić na rozprawie w charakterze publiczności w sam Prima Aprilis, to zapraszam serdecznie! UWAGA! AKTUALIZACJA: Rozprawa po raz DRUGI została przełożona! Tym razem z powodu „choroby sędziego”. O fakcie zostaliśmy poinformowani przed dziś (czwartek), przed południem. Nowy termin rozprawy został ustalony na czerwiec.

REKLAMA