OFE w kontekście definicji własności

REKLAMA

Spór o Otwarte Fundusze Emerytalne wszedł w fazę rozstrzygającą, czego znamieniem było starcie ministra Jacka Vincent-Rostowskiego z prof. Leszkiem Balcerowiczem. Widzę, że dużo osób nawet dało się na ten wielki cyrk nabrać i pasjonowało się tą debatą, w której Balcerowicz twierdził, że broni własności prywatnej, a Rostowski ripostował, że wcale na nią nie nastaje. Zacznijmy więc od zdefiniowania terminu „własność prywatna”. W sposób klasyczny zdefiniował ją Kodeks Napoleona (art. 544): „własność jest swobodą używania i nadużywania rzeczy”. Innymi słowy: jeśli coś jest moje, to mogę to zgodnie z prawem sprzedać, zniszczyć, podpalić, oddać, zapisać w spadku. Czyli mogę tego czegoś „używać”, a nawet „nadużywać”. Pytanie: czy pieniądze zgromadzone w ZUS lub OFE są własnością?

Sprawa ZUS jest prosta: to klasyczna socjalistyczna (złodziejska) instytucja, gdzie można wpłacić każdą kwotę, aby potem otrzymać groszową zapomogę na „pogodną starość”. Wpłacać pieniądze do ZUS to jakby je wrzucić to miski klozetowej i spuścić wodę. Sytuacja w przypadku OFE jest niewiadoma – o ile bowiem ZUS jest złodziejstwem w czystej postaci, to OFE sprawia wrażenie „niezależnego” i „prywatnego”. Nie kierują nim bowiem politycy, lecz menedżerowie o dobrych powiązaniach polityczno-biznesowych. Kim są ci menedżerowie, nie wiem, bowiem nikt ich na oczy nie widział. Powierzenie im pieniędzy to jak kupowanie kota w worku. Ale nie ma problemu: jeśli ktoś chce, może trzymać sobie pieniądze na emeryturę czy to w ZUS, czy to OFE.

REKLAMA

Rzecz tylko w tym, że nie wolno mnie do tego zmuszać. Jeśli własność jest „swobodą używania i nadużywania rzeczy”, to mam prawo moje 100 złotych wpłacić na ZUS, do OFE lub nie wpłacić nigdzie. Własność polega na tym, że jest moja i tylko moja w sposób absolutny. Jeśli więc chcę, mogę w ogóle się nie ubezpieczyć. Jeśli państwo zmusza mnie, abym część pieniędzy wpłacał na jakikolwiek fundusz emerytalny, to pozbawia mnie własności. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy mam „osobiste konto”. Z OFE co roku przychodzi do mnie wydruk zgromadzonych składek. Ooooo, mam tam równowartość dobrego samochodu. Rzecz tylko w tym, że te pieniądze są moje tylko tytularnie.

Użytkuje je OFE lub ZUS i nie pyta się, czy ja w ogóle sobie tego życzę. Liberalna reforma systemu emerytalnego musi zacząć się od zniesienia przymusu ubezpieczeń społecznych. Jeśli pieniądze w OFE czy ZUS rzeczywiście są moje, to muszę mieć prawo je wycofać w każdej chwili. Jestem gotowy podpisać przy tym zobowiązanie, że: „Wycofując moje pieniądze z osobistego konta oszczędnościowego, zobowiązuje się nie wysuwać roszczeń względem budżetu państwa po zakończeniu pracy zawodowej”. Proszę bardzo – zabieram moje pieniądze i podpisuję wam taki kwit! Jeśli nie mogę wycofać swoich wpłat, to znaczy to, że te pieniądze nie są moje, a mam do nich tylko pusty tytuł własności.

Oglądając debatę Balcerowicz-Rostowski, czułem się jak osoba okradziona, która ogląda dwóch mafiosów kłócących się o walizkę ze zrabowanymi mi pieniędzmi. W amerykańskich filmach gangsterskich często jest taka scena, jak dwaj gangsterzy ganiają się samochodami i gdy zrównają się na drodze, wzajemnie próbują się z niej wypchnąć, uderzając się bokami pojazdów. I tak było w tym przypadku: reprezentujący interesy OFE Balcerowicz uciekał przed reprezentującym ZUS Rostowskim, który co chwila uderzał go w bok samochodu, krzycząc: „Oddaj pieniądze!”.

Po której stronie jestem w tym kryminale? Po niczyjej, gdyż oni walczą o (pierwotnie) moje pieniądze, które mi wspólnie odebrali. Dlaczego mam kibicować jednemu gangowi przeciwko drugiemu, gdy obie mafie są zgodne, że pieniędzy mi nie oddadzą? To spektakl dla gawiedzi, gdzie każdy „broni interesu emerytów”, a w sumie ma ich w wiadomym miejscu.

Na gruncie logiki socjalizmu propozycja Rostowskiego jest słuszna. Po co socjalistyczne państwo ma się dzielić zyskami z jakimiś OFE? Po co wpłacać pieniądze do OFE, aby potem te ostatnie kupowały państwowe obligacje? Nie lepiej każdemu z nas dać co roku państwową obligację? Po cholerę nam taki przymusowy pośrednik? OFE pomnażają (podobno) nasze pieniądze, lokując je w obligacjach i akcjach. Te pierwsze mają dawać lokatę pewną, te drugie są lokatami wyższego ryzyka. Tak tłumaczy nam to Balcerowicz, dowodząc, że OFE są niezbędne. Byłem ostatnio w moim banku, gdzie m.in. chciałem założyć lokatę terminową. Sympatyczna pani w okienku powiedziała mi te oto słowa: „Dziś lokat nikt nie zakłada. Proponuję Panu albo lokatę niższego ryzyka, gdzie kupujemy głównie obligacje, albo lokatę wyższego ryzyka, którą będziemy grać na giełdzie”.

Po debacie Balcerowicz-Rostowski zrozumiałem, że ta Pani zaproponowała mi dokładnie to samo, co proponują mi OFE: inwestycję w obligacje lub inwestycję w akcje. W takim razie pytanie: po co mi OFE, często mieszczące się aż w dalekich krajach, skoro dokładnie tę samą usługę oferują 300 metrów od mojego domu? Więcej – oferują mi lepszą usługę, bowiem mogę w każdej chwili te lokaty skasować i zrezygnować z dalszego oszczędzania. Mój bank oferuje mi dokładnie to samo, co OFE, nie żądając w zamian przymusu wpłat. Bank obiecuje mi ten sam, ale liberalny i wolnościowy system gromadzenia własności z myślą o emeryturze.

Niestety, jakieś 98% ludzi w Polsce kompletnie nie rozumie, że spór Balcerowicza z Rostowskim to tylko zasłona dymna i dyskusja nie dotyczy tego, co naprawdę jest ważne, czyli istoty własności prywatnej, którą jest „swobodą używania i nadużywania rzeczy”. Warunkiem szacunku dla własności jest zniesienie przymusu ubezpieczeń społecznych. No tak, ale wtedy nie pożywiliby się naszymi pieniędzmi ani politycy obsadzający ZUS, ani koledzy polityków obsadzający OFE. Jak patrzę dookoła, ludek zrozumiał z debaty tylko tyle, że Rostowski „nie miał racji, bo przerywał Balcerowiczowi”. Dodam, że specjalista od pijaru powiedziałby jeszcze, że stracił dwa punkty, gdyż dwukrotnie pił wodę, co jest klasycznym błędem marketingowym. Tyle lud zrozumiał i kropka!

REKLAMA