Plan działania dla UPR-WIP

REKLAMA

Od 1989 roku, przy każdych kolejnych wyborach, wmawia się nam, że winniśmy zagłosować na kolejne „mniejsze zło”, a to z tej racji, że jedno „mniejsze zło” jest bardziej na prawo od „większego zła”, które jest bardziej na lewo. Dziś sytuacja ta powtarza się. Jesteśmy moralnie terroryzowani przez polityków PiS, którzy mówią nam, że są „patriotami”, więc winniśmy głosować na nich przeciwko „złodziejom”, „agentom”, „sługom Rosjan”, „niemieckiej piątej kolumnie”. Z drugiej strony politycy PO wmawiają nam, że to oni są „mniejszym złem”, bo choć niczego nie dokonali, a liberalizm ośmieszyli, to przecież jeśli nie oni, to do władzy powrócą ludzie „szaleni”, którzy „wywołają wojnę z Rosją”, których zajmuje wyłącznie pytanie: „kto rozpylił mgłę nad Smoleńskiem?”. Pojawia się pytanie: jak długo będziemy skazani na wybór pomiędzy „złodziejami” i „agentami” a „szaleńcami” i „sekciarzami”?

Zresztą co to za wybór? Co to za 40-milionowe państwo, gdzie obywatelom zadaje się pytanie: czy wolisz rządy złodziei czy wariatów? Jakkolwiek specjaliści od marketingu politycznego uważają obecną sytuację za wymarzoną, to nie jest ona taką dla przeciętnego Polaka, który nie czerpie dochodów z pracy w agencji pijarowskiej. Musimy sobie postawić, tu i teraz, otwarte pytanie: czy Polskę stać na coś więcej niż sejmowa „banda czworga”? Czy stać Polskę na prawicę? Czy rzeczywiście 40 milionów ludzi nie ma ważniejszych problemów niż zapiekłe polemiki w sprawie pomnika przed Pałacem Prezydenckim lub mgła z 10 kwietnia?

REKLAMA

Musimy wyrwać się z zaklętego kręgu dwóch partii, które same siebie przedstawiają jako „centroprawicowe”, i zaproponować nowy rodzaj dyskursu politycznego, a przede wszystkim mieć rzeczywistą wolę przeprowadzenia w naszym kraju głębokich zmian strukturalnych. Od mielenia językami o wolnym rynku i deregulacji gospodarki – co czyni od trzech lat Platforma Obywatelska – podatki nam się nie zmniejszyły, a liczba regulacji nie spadła. Wprost przeciwnie – pomimo liberalnych haseł socjalizm został mocno pogłębiony, czego jaskrawym i wprost bezczelnym wyrazem była podwyżka VAT-u. Od podobnego mielenia językiem o „patriotyzmie”, tym razem w wykonaniu PiS, także niczego nam nie przybyło. I nie przybędzie, bowiem socjalizm, nawet „patriotyczny”, nadal pozostaje systemem złodziejskim.

Nie chcę przez to powiedzieć, że nie powinniśmy w ogóle interesować się bieżącym życiem politycznym, samoizolować się i trzymać na uboczu, tworząc tym samym „sympatyczne ideowe getto”. Wprost przeciwnie – zresztą każdy, kto czyta moją publicystykę, wie, że polityka obcego mi w końcu świata demoliberalnego jako żywo mnie interesuje. Interesują nas przecież sprawy Polski i świata, dlatego winniśmy doraźnie wspierać czy to „złodziei”, czy to „szaleńców”, nawet „komuchów”, gdy wymaga tego interes naszego kraju, gdy dotykane są istotne kwestie światopoglądowe czy polityki zagranicznej.

Musimy jednak mieć świadomość, że od partii systemowych oczekiwać możemy co najwyżej retuszy istniejącej obecnie szarej, socjalistycznej, polskiej rzeczywistości. Jeśli spojrzymy sobie na Sejm i zasiadających tam posłów – proszę zamknąć oczy i przypomnieć sobie te widziane ciągle w telewizorach zacięte twarze Kaczyńskiego,
Tuska, Brudzińskiego, Napieralskiego, Pawlaka, Schetyny, Kempy czy Grasia – to czy oczekujemy jeszcze od nich wolnorynkowych reform? Obniżki podatków? Zbudowania normalnego państwa?

Być może, nie wykluczam tego, jest już zbyt późno. Być może w Polsce nie ma zapotrzebowania na autentyczną prawicę, a system polityczny „domknął się” ostatecznie, wsparty przez ustawę o finansowaniu partii politycznych i wielkie media. Być może prawica może już istnieć tylko jako rodzaj małego PAX-u przy PZPR, wybierając sobie za patrona PiS (oferta dla „patriotów”) lub PO (oferta dla „liberałów”). Być może i tak jest. Wtenczas polityczny realizm będzie wymagał odegrania od nas tej roli, w nadziei na załamanie się systemu partyjnego i nowe rozdanie polityczne.

Nic przecież nie trwa wiecznie.

Ale może nie jest jeszcze za późno. Nie wierzę w to, że za pomocą wyborów można obalić socjalizm. Jeśli ktoś w to wierzy, to jest to mrzonka. Musimy jednak spróbować dostać się do oficjalnego systemu partyjnego III RP. A więc plan maksimum to przekroczenie 5-procentowego progu. Plan minimum to magiczne 3%, które daje dostęp do środków wydawanych przez socjalistyczne państwo na utrzymanie establishmentu oraz dostęp do państwowych mediów. Kto nie dostaje tych 3%, ten politycznie nie istnieje.

Gdzie szukać tych procentów? Tylko tworząc wiarygodną alternatywę dla czterech oligarchicznych partii systemowych. Trzeba ich szukać pośród ludzi zmęczonych widokiem warczących na siebie Niesiołowskiego z Brudzińskim. Trzeba ich szukać pośród tych, którzy chcą normalnego państwa, gdzie prawo jest egzekwowane, gdzie podatki są niskie i gdzie firmę można zarejestrować w jednym okienku w urzędzie.

Minęło już ponad 20 lat od powstania społeczeństwa, którego oficjalną doktryną jest wolny rynek i indywidualna przedsiębiorczość. Jest dużo ludzi zmęczonych polityką, którzy nie wierzą już politykom. Muszą jednak uwierzyć, że jest realna alternatywa. Muszą uwierzyć, że głos na prawicę stojącą poza sporem PO z PiS nie jest głosem „straconym”. W demagogii nie przebijemy „bandy czworga”. Nawet gdybyśmy tego próbowali, to media tego nie pokażą, bowiem są w tej kwestii lepsi od nas specjaliści od „polityki miłości”, „patriotyzmu”, rozdawania jabłek lub obrony KRUS-u.

Musimy rzucić jedno proste hasło, musimy uznać się za obrońcę grupy społecznej dosyć licznej i uciskanej przez demoliberalne państwo. Czy jest taka grupa? Tak, to podatnicy. Jedyną szansą formacji konserwatywno-liberalnej jest przebicie się z hasłami zmniejszenia podatków. Wszystkie pozostałe tematy nie tylko są dziś zajęte, ale i doszczętnie skompromitowane przez tych 460 jegomości mieniących się naszymi „przedstawicielami”.

REKLAMA