Spis powszechny okiem libertarianina

REKLAMA

Ponieważ każde państwo błądzi po omacku, nie wiedząc, w jaki sposób zagospodarować dostępne mu zasoby, skazane jest na statystykę. Uczciwy przedsiębiorca obserwuje, które jego działania przynoszą mu zysk i dają satysfakcję klientom, zaś zarządca państwa musi sięgać po żmudne przeprowadzanie spisów i wypełnianie miliona tabelek, co jeszcze bardziej uprzykrza życie jego przymusowym klientom.

Mimo istnienia Głównego Urzędu Statystycznego oraz setki innych urzędów prowadzących swoje własne statystyki, Lewiatan chce się dowiedzieć o swych niewolnikach coraz więcej. Rzecz jasna, przed Narodowym Spisem Powszechnym AD 2011 nie można uciec – odpowiednia ustawa reguluje obowiązek uczestniczenia w nim. Przy okazji poprzedniego spisu z 2002 roku Marek Raczkowski zamieścił w „Polityce” prześmiewczy rysunek, pokazujący mieszkańców wsi schowanych w lesie w obawie przed ankieterami. Nadworni intelektualiści państwa wiedzą, że udział w spisie to rzecz służąca jego interesom, więc już teraz trwa kampania pouczeń o tym, jak to „naszym obywatelskim obowiązkiem” itd. W związku z tym wszyscy libertarianie mogą wykorzystać spis do manifestacji swojej niezgody na istnienie państwa.

REKLAMA

W spisie można wziąć udział telefonicznie, internetowo bądź przyjmując ankietera do własnego domu. Wszystkim zwolennikom wolności polecam tą ostatnią opcję, gdyż może ona posłużyć do zamanifestowania swojej niezgody na bycie niewolnikiem. Nie obawiajmy się, że ucierpią ankieterzy – za swoją „pracę” zostaną sowicie wynagrodzeni (po 3 zł za prawidłowo wypełniony formularz pełny i 10 zł za szczegółowy). Nowy spis powszechny to element wielkiego spisu europejskiego, który został zarządzony w całej Unii Europejskiej. Jak zauważył Llewelyn Rockwell, uprzednio w historii spisu dokonywali zawsze twórcy wielkich i zbrodniczych mocarstw. Przy okazji narodzin Jezusa na wielki spis mieszkańców Imperium Romanum wzywał Oktawian August, w 1066 roku mieszkańców nowo podbitych Wysp Brytyjskich liczył Wilhelm Zdobywca, a w 1941 roku hitlerowcy chcieli zarządzić w Rumunii wielki spis w celu namierzenia żyjących tam Żydów. Na szczęście dla tych ostatnich Rumuni odmówili.

Wszystko wskazuje na to, że w 2011 roku Unia Europejska także chce nas policzyć ze względu na swoje mocarstwowe plany. Już dziś w celu ratowania swojej eurowaluty Niemcy i Francja zaczynają bezpośrednio sterować budżetami pozostałych krajów członkowskich, a brukselskie dyrektywy stają się coraz bardziej apodyktyczne. Wszystko to, w połączeniu z antydyskryminacyjnym ustawodawstwem oraz nachalną egalitarystyczną propagandą, sprawia, że powinniśmy coraz bardziej obawiać się zagrożenia ze strony unijnego totalitaryzmu. Od kwietnia przedstawiciele brukselskiego aparatu przemocy będą mogli zjawić się w naszych domach. Choć możliwe jest ułatwienie sobie życia poprzez wypełnienie ankiety przez internet, wszystkim osobom, którym los wolności nie jest obojętny, polecam przyjęcie wścibskiego państwa do domu i przedstawienie swojego światopoglądu.

Mimo iż państwo może nas za odmówienie wypełnienia ankiety niesłusznie ukarać (ze względu na zapis w narzuconej przez siebie ustawie o Narodowym Spisie Powszechnym Ludności i Mieszkań), możemy wykorzystać 30 minut, w czasie których ankieter ma nam zadać wszystkie pytania, do uświadomienia mu i jego mocodawcom, że istnieją ludzie, którzy nie chcą być osobnikiem X w obmyślanym przez tych mocodawców systemie uszczęśliwiana ludzi na siłę. Nie zachęcam bynajmniej nikogo do obrażania ankieterów ani obsypywania ich obelgami, ale do kulturalnej rozmowy i zakomunikowania im i uświadomienia, że nie wszyscy zgadzają się na państwową niewolę.

Bez chociażby jednej takiej rozmowy Lewiatan mógłby bowiem pomyśleć, że może swoje spisy urządzać bez żadnych ograniczeń i z pominięciem woli zainteresowanych. W czasach Jezusa honor społeczeństwa izraelskiego ratowali zeloci, którzy aktywnie nakłaniali do nieuczestniczenia w spisie cały naród żydowski.

Ponieważ jednak nasi współcześni cezarowie każą nam posłusznie udzielać odpowiedzi, postarajmy się nawet i ten fakt wykorzystać do polepszenia własnego losu. Wszystkim mieszkańcom Śląska, Kaszub lub terenów przygranicznych polecam nieukrywanie swojej odrębnej tożsamości – im więcej będzie Ślązaków i Kaszubów, tym większa szansa na to, że regiony przez nich zamieszkane uzyskają wreszcie zasłużoną autonomię, która znacznie osłabiłaby władzę centralnego Lewiatana.

Zazwyczaj nasz kontakt z państwem polega na naszej wizycie w jaskini lwa – zjawiamy się w urzędzie, gdzie jesteśmy zdani na łaskę urzędniczej hydry. Tym razem urzędnicy przyjdą do nas do domu – i to w pojedynkę. Jeżeli mamy honor i cenimy swoją wolność, urządźmy z własnych czterech ścian najbardziej nieprzystępny urząd dla osamotnionych wysłanników Lewiatana. Tego typu lekcja empatii na pewno wyjdzie im na dobre…

REKLAMA