CIA tryumfalnie oznajmiła, że udało się znaleźć i zamordować śp. Usamę ibn Ladina (jak każą pisać orientaliści). Kto chce, niech im wierzy. Ja nie! Żeby nie było niejasności: nie miałbym nic przeciwko zamordowaniu Ladinowicza. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Nie ma wprawdzie pewności, czy to On zorganizował zamach 11września, ale z całą pewnością zmontował kilka innych, w których ginęli zupełnie niewinni ludzie, nie ukrywał, że będzie zabijał podstępnie i z ukrycia – więc zasada shoot to kill ma jak najbardziej oczywiste zastosowanie. Z tym, że On wcale nie został zabity. Nie został, bo nie żyje już od bardzo dawna. O czym wielokrotnie pisałem, podobnie jak tysiące innych myślących ludzi. Np. w bardzo poważnym „The American Spectator” p. Anioł M. Codevilla, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie w Bostonie, w dobrze udokumentowanym tekście z 2009 roku napisał: „Wszystko wskazuje na to, że Elvis Presley jest o wiele bardziej żywy niż Usama ibn Ladin. Ale powiedzcie to CIA i innym fałszerzom od wojny z terroryzmem”.
Jak już pisałem w „Dzienniku Polskim”, CIA nie wierzę. „Doskonale pamiętam, jak w trakcie napaści na Irak CIA podawała komunikaty: »Saddam Hussein ma broń masowego rażenia, ale zmagazynował ją na czarnym statku pływającym po Oceanie Indyjskim. Wiemy, gdzie jest, ale nie możemy zdradzić «. Tylko idiota by w to uwierzył. Tylko idiota mógłby też wierzyć w te niezdarnie fałszowane przez kilku niedobitków Al-Qaidy »Oświadczenia ibn Ladina«. Były to urywki jakichś Jego starych wypowiedzi. CIA »analizowała « je – i nieodmiennie oświadczała, że są autentyczne. Nic dziwnego – dzięki temu dostawała pieniądze na poszukiwanie tego oberbrodniarza!
A teraz kogoś zabito – finita la commedia! Ma to podbudować wizerunek JE Baracka Husseina Obamy. Oczywiście nikomu trupa nie pokazano, rzekomo pochowano czym prędzej. Kto chce – niech wierzy….
Po kilku dniach moje niedowiarstwo przemieniło się prawie w pewność. Nieboszczyka nie pochowano, lecz wrzucono do Oceanu Indyjskiego. Podano informację, że Ladinowicz (multimiliarder, wynajmujący rzekomo dom-twierdzę) miał zaszyte w ubraniu… 764 dolary przygotowane na ucieczkę! Kto w to uwierzy? Cały napad trwał podobno 38 minut. I w tym czasie komandosi ponoć zdobyli niesłychanie bogate archiwum terrorystów. To wielka posiadłość. Trzymał to na wierzchu, na podłodze?!? Ktoś w to wierzy? W dodatku okazało się, że akcja komandosów była nagrywana, ale… dziwnym przypadkiem najważniejsze 25 minut się nie nagrało!
Dla mnie sprawa jest jasna: CIA – niejako do spółki z kilkoma osobnikami udającymi ważniaków z Al-Qaidy (która bez pieniędzy Ladinowicza już dawno przestała istnieć) – od lat udawała, że książę Usama, który zginął podczas bombardowań Tora Bora, żyje i ogłasza oświadczenia. Dziwnym trafem te oświadczenia były zawsze ogólnikowe, zapowiadały „starcie Dużego Szatana i Małego Szatana z powierzchni Ziemi” itd., itp… Żadnego wideo z pokazaniem aktualnej gazety na przykład. Możliwe zresztą, że CIA sama je preparowała ze starych nagrań i podrzucała. W każdym razie inkasowała grubą forsę na ściganie Usamy.
I teraz postanowiła efektownie zakończyć tę zabawę. Niedobitki Al-Qaidy wykorzystały to, by zakończyć i swoje mistyfikacje – bo przecież liczba taśm z których można było kopiować i montować „nowe” nagrania była ograniczona. Z taśmami audio są zresztą inne problemy. Rzekomy ibn Ladin mówi z nich nie jak wahabita i mówi co innego niż poprzednio – przedtem np. twierdził, że zachęcał do ataków na USA, ale sam ich nie organizował. Na niektórych taśmach po 2001 roku utrzymuje natomiast, że to On był organizatorem 11 września. Co więcej – szwajcarski Instytut Sztucznej Inteligencji „Dalle Molle”, wykonujący rozpoznawanie głosu na rzecz systemów bankowych, porównał 15 oryginalnych nagrań Usamy ibn Ladina z 15 nagraniami po 2001 roku oraz z 15 nagraniami dwóch imitatorów ibn Ladina. Analitycy nie wiedzieli, które są które. Wszystkie (poza jednym) uznali za fałszywe. Natomiast CIA wszystkie sklasyfikowała jako „niewątpliwie prawdziwe”.
Zapewne oszukała również JE Baracka Husseina Obamę, p. Hilarię Clintonową, p. Józia Bidena i innych, którzy zebrali się w Białym Domu, by obejrzeć na żywo relację z tej egzekucji – i dowiedzieli się, że niestety coś się akurat zepsuło. Ale p. Prezydent nie powinien protestować – słupki popularności Mu przyrosły. W dodatku ta informacja trafiła – oczywiście przypadkiem – akurat w moment, kiedy na serio zakwestionowano prawdziwość Jego metryki urodzenia. I tyle.
Oczywiście mogę się mylić. Ale w takim razie trzeba powiedzieć, że CIA bardzo się starała, by oświadczenie o śmierci Usamy ibn Ladina było niewiarygodne. Istnieje też możliwość, że CIA była pewna, iż książę Osama zginął był w Tora Bora, kultywowała te fałszerstwa… a potem dowiedziała się nagle, że żyje – i postanowiła Go zamordować. Jedno drugiego nie wyklucza.
Warto jednak zauważyć, że jeśli nawet Ladinowicz żył do 1 maja 2011 roku, to kompletnie nic nie robił! Wszelka działalność Al-Qaidy zamierała, rozmaite akcje podejmowane były przez ludzi twierdzących wprawdzie, że działają z inspiracji Al-Qaidy, ale posługujących się bombami domowej produkcji i nie znających żadnego członka tej mitycznej organizacji. Bo też jej rola – i rola samego księcia Osamy – była od początku mocno przeceniana przez dziennikarzy. W świecie arabskim (poza ludźmi o umysłach terrorystów) był uważany raczej za pomylonego dziwaka – a nawet za amerykańskiego agenta.
Tym bardziej że w 2001 roku, już podczas operacji afgańskiej, był leczony na nerki w… amerykańskim szpitalu wojskowym w Pakistanie (co prawda przez muzułmańskich lekarzy). Gdyby rzeczywiście miał takie wpływy i tylu wiernych terrorystów, to ze swoimi miliardami mógłby organizować trzy zamachy dziennie w krajach Zachodu. Nic takiego nie miało miejsca. Dlatego nie wierzę.
Obecnie „antyterroryści” straszą „odwetem Al-Qaidy”. P. Grzegorz Napieralski straszy również Polaków! „Podobno” na tę okazję czeka już przygotowana bomba atomowa… Nic takiego nie nastąpi. Bo Al-Qaidy po prostu NIE MA.