W kontekście krytycznej (i ostrej w formie) wypowiedzi Grzegorza Brauna na temat ŚP Abp. Józefa Życińskiego oraz związanej z nią antylustracyjnej nagonki przypominamy wywiad dot. lubelskiego Metropolity. Rozmowa Roberta Wit Wyrostkiewicza z dr Sławomirem Cenckiewiczem ukazała się w numerze 47/2008 „Najwyższego CZAS!-u”.
„Arcybiskup przez 13 lat był zarejestrowany jako TW „Filozof”, więc to nie mogła być incydentalna historia kontaktów sprowadzonych do kwestii kieliszków albo paszportu – jak o tym mówi sam Życiński”
Ujawnił Pan dokumenty świadczące o wieloletniej współpracy abp. Józefa Życińskiego ze Służbą Bezpieczeństwa. Czy te materiały znajdują się w IPN wyłącznie w dziale akt zastrzeżonych?
– Dokumenty dotyczące abp. Życińskiego pochodzą ze zbioru jawnego, ogólnego. Można je podzielić na dwie części. Są to różnego rodzaju materiały o charakterze ewidencyjnym, czyli karty rejestracyjne, zapisy komputerowe. Do pseudonimu „Filozof” przypisane jest tam nazwisko Józefa Życińskiego. Z tych materiałów wynika jednoznacznie, że wydział IV Służby Bezpieczeństwa w Częstochowie w latach 1977-1990 miał „na swoim kontakcie” – jak mawiano w służbach – Józefa Życińskiego zarejestrowanego jako tajny współpracownik o pseudonimie „Filozof”. W styczniu 1990 roku teczka pracy i teczka personalna TW „Filozofa” zostały zniszczone. Druga część tych materiałów to teczka lokalu kontaktowego, do którego był wprowadzony TW „Filozof”. Chodzi o lokal obsługiwany przez IV wydział SB w Częstochowie, ale – co jest ciekawostką – lokal ten fizycznie mieścił się w Krakowie przy ulicy Józefitów. Istnieje informacja, że do tego lokalu został wprowadzony TW „Filozof”.
Co dokładnie wynika z dostępnych materiałów?
– Tak jak powiedziałem, teczki pracy i teczki personalnej nie ma. Została zniszczona – jak wiele innych w 1990 roku. Trudno więc dzisiaj podsumować charakter współpracy abp. Życińskiego z SB. Jedno jest pewne: abp Życiński przez 13 lat był zarejestrowany jako TW „Filozof”, więc to nie mogła być incydentalna historia kontaktów sprowadzonych do kwestii kieliszków albo paszportu – jak o tym mówi sam Życiński.
Co zatem miało z tej współpracy SB i arcybiskup?
– Zniszczono teczkę. Pozostałe dokumenty nie mówią o gratyfikacjach i konkretnych działaniach. Jednak musiała istnieć dla SB jakaś solidna podstawa skoro tak traktowano Życińskiego przez 13 lat. Trzeba pamiętać, że nie ma współpracy bez szkodzenia komukolwiek. W zasadzie nie można było współpracować, nie donosząc na kogokolwiek.
Co jeszcze udało się Panu ustalić?
Udało się ustalić trzech oficerów prowadzących „Filozofa” (ppłk Alojzy Peliceusz, kpt. Stanisław Boczek i por. Zbigniew Kalota). Peliceusz był tym oficerem, który zwerbował „Filozofa”. W 1978 roku wyjechał z Częstochowy do Piotrkowa, gdzie był naczelnikiem wydziału IV – i tam piął się w esbeckiej karierze.
Przecieki o tym, że abp Życiński był „tewiakiem”, trwają już dwa lata…
– Tak, to prawda. To jest związane z tym, że komisje kościelne – zarówno lubelska, jak i komisja episkopatu, czyli komisja historyczna ds. badania Służby Bezpieczeństwa w kontekście Kościoła – moim zdaniem, posiadają w szczegółach te wszystkie informacje, o których ja jako historyk jako pierwszy napisałem w swojej książce.
Jak trafił Pan na trop współpracy „Filozofa” z bezpieką?
– Generalnie nie prowadzę badań związanych z Kościołem. Co prawda razem z moją koleżanką, Marzeną Kruk, wydałem książkę dotyczącą wizyty Jana Pawła II w Trójmieście w 1987 roku, gdzie ujawniliśmy nazwiska kilkudziesięciu księży – agentów SB. Poza tym trójmiejskim wyjątkiem nie zajmowałem się i raczej nie zamierzam się zajmować badaniami dotyczącymi Kościoła w okresie PRL. Życińskim zainteresowałem się, ponieważ już przed publikacją mojej książki bardzo brutalnie mnie atakował. Do tego stopnia, że w trakcie procesji Bożego Ciała, podczas uroczystości, abp Życiński zamiast o Eucharystii mówił o historykach, którzy próbują zniszczyć Wałęsę. W innym miejscu powiedział coś nieprawdopodobnego, czyli to, że dzieci i wnuki Gontarczyka i Cenckiewicza będą wstydziły się swoich nazwisk. Zastanawiałem się, jak duszpasterz i biskup może mówić takie słowa. Zaintrygowało mnie to, że arcybiskup zaczął coraz dobitniej podkreślać, że istnieli fikcyjni agenci, że zapiski SB nic nie znaczą. Pomyślałem wtedy: czy on przypadkiem nie mówi o sobie. No i tak się po prostu stało.
Dziękuję za rozmowę
Grzegorz Braun podczas wizyty na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim stwierdził, że Józef Życiński jako uczestnik życia publicznego w Polsce był „kłamcą i łajdakiem”: – Łajdactwem nazywam przyczynianie się do szerzenia zamętu wśród bliźnich i rodaków, zamętu w sprawach kluczowych w płaszczyźnie politycznej, społecznej, w świeckim wymiarze dziejów. Łajdactwem było perfidne oszukiwanie opinii publicznej w sprawach lustracyjnych”. Powyższa wypowiedź rozpętała w tzw. „salonie” burzę (również antylustracyjną)