Na co pieniądze podatników wydają unijni komisarze?

REKLAMA

W opublikowanym niedawno przez Biuro Dziennikarstwa Śledczego specjalnym raporcie przypatrzono się nieco uważniej niektórym wydatkom unijnych komisarzy, tak żarliwych w nawoływaniu innych do oszczędności. Na same prywatne podróże europejskich komisarzy wydano w latach 2006-2010 ponad 7,5 miliona euro. A że komisarze to ludzie światowi, poza konferencjami, seminariami naukowymi czy spotkaniami na politycznym lub gospodarczym szczycie chętnie witali też w luksusowych kurortach i na towarzyskich, elitarnych cocktail parties. Z jednego krańca świata na drugi przemieszczali się odrzutowcami, eleganckimi limuzynami. Nocowali w pięciogwiazdkowych hotelach i przyjmowali bądź też rozdawali obfite dary.

Baronessa Catherine Margaret Ashton, szefowa unijnej dyplomacji, znalazła się pod obstrzałem krytyki już na początku sprawowania swego urzędu. Nie zdążyła się nawet na dobre zagnieździć w Brukseli, gdy w marcu ubiegłego roku zażądała dla siebie prywatnego odrzutowca. Później jej rzecznik zaprzeczał, by Wysoka Przedstawicielka Unii Europejskiej ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa rzeczywiście marzyła o własnym samolociku, ale przyznał też, że jest ona częstą klientką „powietrznych taksówek”, którymi lat wszędzie tam, gdzie nie ma stałych komercyjnych połączeń lotniczych. Niedawno baronessa ponownie doprowadziła Brytyjczyków do istnej furii, gdy zażądała od rządu dodatkowych 23,5 miliona funtów na prowadzenie swej dyplomatycznej misji. Zbyto ją pod byle pretekstem, bo i tak jej urząd dysponuje funduszem przekraczającym 400 milionów funtów, a ona sama jest najlepiej opłacaną kobietą na świecie. Zarabia blisko 230 tys. funtów rocznie, więc dalsze wyciąganie ręki po prośbie wyśmiano jako „niedorzeczne”.

REKLAMA

Dziesiątki tysięcy euro wydano z unijnego budżetu na zakwaterowanie komisarzy w pięciogwiazdkowych hotelach w egzotycznych kurortach Papui-Nowej Gwinei, Ghany czy nawet Wietnamu. A nie są to chyba kierunki, którymi żywotnie zainteresowana jest zjednoczona Europa. Ponadto Komisja wystawiała europejskim podatnikom rachunki opiewające na przeszło 300 tys. euro za wystawne rauty, przyjęcia i kolacje. Jedno z takich wieczornych szaleństw, wyprawione nawet nie za siódmą górą czy rzeką, ale w sąsiadującym z Brukselą Amsterdamie, kosztowało blisko 75 tys. euro. Ale chyba było warto, skoro owo towarzyskie przyjęcie przedstawiono jako „noc pełną uroku i zachwytu, jak żadna inna”.

Kolejne tysiące euro wyrzucono na wynajęcie najlepszych orkiestr tanecznych przygrywających na tych ekskluzywnych przyjęciach, na opłacenie błyskotliwych konferansjerów czy najbardziej wziętych DJ-ów. Zaproszonych gości szczodrze obdarowywano. Sprezentowano m.in. spinki do mankietów, wieczne pióra, biżuterię od Tiffany’ego.

Komisarze europejscy szastają nie swoimi pieniędzmi na lewo i prawo. Wśród wydatków wzbudzających emocje znalazł się też rachunek, jaki za pobyt w nowojorskim hotelu Peninsula zapłacił sam przewodniczący Komisji – José Manuel Barroso. Cztery noce spędzone tam podczas oenzetowskiego szczytu klimatycznego we wrześniu 2009 roku kosztowały europejskich podatników 28 tys. euro. Barroso zatrzymał się w Peninsuli, gdzie dobę w luksusowym apartamencie wyceniono na 780 euro, podczas gdy w rozporządzeniu dla personelu Komisji górny limit opłaty za hotele wyznaczono na 275 euro. Na dodatek przewodniczący Komisji zakwaterował się tam wraz z ośmioma asystentami, wynajął salę konferencyjną i sprzęt audiowizualny. Jednak podczas przesłuchania w związku z tą sprawą Komisja rozgrzeszyła swego szefa z rozrzutności. Przekroczenie budżetu uznano za uzasadnione ze względu na „wzrost kosztów zakwaterowania w Nowym Jorku podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ”.

No dobrze, ten wydatek od biedy można usprawiedliwić. Ale już wojaż 44 wysokiej rangi urzędników unijnych do kurortu Palm Garden w Wietnamie nie da się chyba prosto zbyć argumentem, że służył on „ułatwieniu wzajemnej współpracy”. Podobnie jak wyjazd komisarzy z rodzinami do Papui-Nowej Gwinei czy też podobnej rodzinnej wycieczki do Ghany w 2009 roku…

REKLAMA