Co siódme poczęte dziecko jest w Niemczech zabijane

REKLAMA

W Niemczech od połowy lat 70. można dokonać aborcji bez większych problemów – w landach zachodnich od roku 1976, a na obszarze byłej NRD od roku 1972. W roku 1975 Trybunał Konstytucyjny RFN uznał legalizację aborcji za sprzeczną z konstytucją Niemiec, jednak w roku następnym parlament przyjął nowelizację kodeksu karnego – dopuszczająca aborcję z racji medycznych, eugenicznych, a także „kryminalnych i socjalnych”.

Jedynym obecnie warunkiem prawnym, obowiązującym na mocy noweli ustawy od roku 1995, jest uzyskanie przez matkę zaświadczenia o odbyciu wizyty i rozmowy w specjalnej poradni. W praktyce okazuje się to zwykłą i niezbyt uciążliwą formalnością. Teoretycznie aborcji można dokonać tylko do 12. tygodnia życia dziecka, ale możliwe jest także legalne usunięcie „starszej ciąży” – w takiej sytuacji wymaga się jedynie okazania kilku dodatkowych, niezbyt trudnych do załatwienia zaświadczeń.

REKLAMA

W efekcie już co siódme poczęte dziecko jest w Niemczech zabijane. Od 15 lat liczba aborcji utrzymuje się u naszych zachodnich sąsiadów na wysokim poziomie – aż 115-120 tysięcy rocznie (!). Jest to co prawda i tak znacznie mniej niż w przodujących w Europie pod tym względem krajach: Rosji czy Wielkiej Brytanii (gdzie np. w roku 2004 w samej Anglii i Walii dokonano 185.41 legalnych aborcji), a nawet mniej niż w mniejszej od Niemiec Francji, ale i tak te liczby porażają swą grozą.

Niemieckie tzw. kasy chorych częściowo lub w całości refundują aborcje, a dopłaty do tych krwawych „zabiegów” wynoszą od 200 do 500 euro. Aby pieniądze zostały wypłacone, abortowana kobieta musi wykazać, że dochody w jej rodzinie nie przekraczają 940 euro na osobę miesięcznie. W latach 1996-2005 w Niemczech wydano na ten cel ponad 850 milionów euro (!).

Ks. Joachim Meisner – arcybiskup Kolonii – zarzucił Niemcom dwulicowość, ponieważ z jednej strony przejmują się oni nadzwyczaj mocno prawdziwymi lub urojonymi zagrożeniami wynikającymi z eksploatacji energii atomowej, a z drugiej zezwalają na to, aby w majestacie prawa codziennie zabijano setki poczętych dzieci. „Żyjemy w kraju, w którym dzieci są postrzegane jako zagrożenie” – ostrzegł kardynał na łamach dziennika „Die Welt”. Jego zdaniem, Niemcy żyją od lat w dobrobycie, należą do najbogatszych społeczeństw na świecie, wydaje się, że dobrze funkcjonuje tu demokracja, spada bezrobocie, niemieccy politycy zaś twierdzą, że przejmują się przyszłym losem wszystkich ludzi. „Wielkie poruszenie wywołała ostatnio pałeczka okrężnicy EHEC, jeszcze większe katastrofa zakładów atomowych w Fukushimie. Ale jak można rozmawiać o przyszłości, jeżeli zezwala się na zabijanie nienarodzonych dzieci?” – napisał ks. kard. Joachim Meisner.

Przypomniał, że rząd Niemiec postanowił ze względów bezpieczeństwa o stopniowej rezygnacji z produkcji energii atomowej, ale nawet nie pomyślał o tym, że codziennie podczas aborcji są zabijane liczne dzieci. „Zapomnieliśmy o tym, kto nas stworzył. Jestem głęboko przekonany, że śmierć milionów nienarodzonych dzieci nie pozostanie obojętna. Zabijając dzieci, sami niszczymy sens życia i przegryzamy pępowinę naszego bezpieczeństwa”, a „aborcja jest współczesną masową zagładą” – napisał arcybiskup Kolonii. I zaapelował do polityków i mediów: jeżeli ktoś poważnie myśli o przyszłości kraju, powinien zakazać aborcji.

REKLAMA