Bruksela będzie namawiać do wprowadzenia parytetu w radach nadzorczych

REKLAMA

Jak podała Rzeczpospolita już w lipcu tego roku Europarlament rozpoczął akcję uświadamiającą problem dyskryminacji kobiet, które w… radach nadzorczych spółek stanowią mniejszość. Urzędnicy doszli do wniosku, że zwłaszcza prywatne firmy mają na sumieniu „brak poszanowania dla idei równości”. W ramach badania gruntu pod ewentualne zmiany Europarlament rozesłał do rządów państw członkowskich zapytanie czy są skłonne poprzeć narzucenie stosownego parytetu.

Posłom marzy się ustawowo zagwarantowane 30% miejsc w radach dla kobiet do 2015 r, a do 2020r. 40% miejsc. Co ciekawe Bruksela zapewnia, że przymusowe obsadzenie stanowisk menadżerskich kobietami „usprawni zarządzanie firmami” a nawet „pomoże w przezwyciężeniu skutków kryzysu finansowego z 2008 roku”. Wychodzi więc na to, że właściciele firm to szowinistyczni idioci, którzy świadomie rezygnują z doskonałych pracowników płci pięknej (więc i większych zysków) w imię męskiej solidarności…

REKLAMA

Mały procent kobiet w radach nadzorczych zaniepokoił również Komisję Europejską, której urzędnicy zadali sobie trud przygotowania kompleksowych statystyk. Wynika z nich m.in., że w Polsce udział kobiet w radach nadzorczych spółek giełdowych wynosi 11 proc. co jest wynikiem tylko o 1% gorszym od europejskiej średniej,

Całe szczęście w Polsce pomysł kolejnego parytetu przynajmniej na razie nie zyskał poparcia rządu. Według Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, która na zalecenie ministerstwa sprawiedliwości zrecenzowała pomysł Europarlamentu „narzucanie składu władz prywatnej spółki jest głęboką ingerencją w jej autonomię, w wolność gospodarczą oraz prawo własności” dlatego „nie powinno być takiej prawnej ingerencji zwłaszcza na poziomie Unii”

REKLAMA