Donald Tusk. Pierwszy do postawienia przed sądem za zadłużanie kraju

REKLAMA

Odkąd Viktor Orbán został premierem Węgier, już kilka razy dowiódł, że tzw. europejską opinię publiczną ma tam, gdzie jego socjalistyczny poprzednik na stołku premiera miał swoich wyborców (jednak były premier Ferenc Gyurcsány zdobył się na chwilę podsłuchanej szczerości, wypowiadając sławne już słowa: „Przez cztery lata nie zrobiliśmy nic. Absolutnie nic. Ostatnie półtora roku czy dwa lata były jednym wielkim kłamstwem. Sp*** sprawę – i to strasznie. Żaden z europejskich krajów nie zrobił tylu głupstw co my”). Właśnie wpadł na kolejny genialny pomysł, który rozsierdzi europejskich socjalistów, i chce postawić zarzuty karne trzem swoimi poprzednikom za nadmierne zadłużanie kraju. W Polsce po wyborach (ale nie wiadomo, czy tych najbliższych) obowiązkowo trzeba wziąć przykład z naszych bratanków.

Orbán w przedwyborczej kampanii do parlamentu obiecywał rozprawić się z osobami odpowiedzialnymi za doprowadzenie kraju na skraj bankructwa. Rozpasanie socjalne w poprzedzającej kadencję Orbána ośmiolatce doprowadziło do zwiększenia długu publicznego z 55,6% w stosunku do produktu krajowego brutto do 80,2%. Stało się to jedną z przyczyn powołania specjalnej parlamentarnej komisji śledczej, która miała zająć się aferami poprzedników.

REKLAMA

Trzech do kryminału

Komisja zakończyła swoje obrady pod koniec lipca tego roku specjalnym raportem, w którym zaleca się pociągnięcie trzech byłych premierów do odpowiedzialności karnej. Głównym powodem jest akceptowanie korupcji i pilnowanie tylko swoich (czyli partyjnych) interesów, co doprowadziło do nadmiernych wydatków państwa. Co jeszcze bardziej zaskakujące w całej sprawie, prawnicy na Węgrzech orzekli, że nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby formalnie takie zarzuty postawić. Szczególnie socjaliście Gyurcsányowi, który jest wyjątkowo perfidną personą. Będąc już uczestnikiem życia politycznego, zbijał kapitał na styku z państwem (między innymi politycy opozycyjni wykryli, że wynajął za grosze od państwa ośrodek wczasowy, który później podnajął państwowej firmie za znacznie wyższe stawki, a cały proceder trwał aż dwa i pół roku). Wsławił się również swoim poparciem dla rosyjskiego projektu rury South Stream, który polega na tym samym co Nord Stream – z tą różnicą, że miała ominąć w tranzycie Ukrainę (tak jak rura północna Polskę). Zatem ten socjalista nie powinien liczyć na przychylność węgierskiej opinii publicznej.

Jeżeli faktycznie uda się Węgrom postawić trzech byłych premierów przed sądem i zakończyć rozprawę postawieniem zarzutów kryminalnych, będzie to precedens na skalę europejską. Ale tego właśnie potrzebuje obecna demokracja – by politycy zaczęli brać odpowiedzialność za swoje czyny. Wydarzenia na Węgrzech warto obserwować, dlatego że socjaliści w całej Europie mają pewne zasługi w doprowadzeniu swoich państw na skraj bankructwa, rozgrzeszając się wzajemnie tłumaczeniem, że „przecież wszyscy tak robią”.

U nas też się paru znajdzie

Patrząc zazdrośnie na Węgrów, należy stwierdzić, że i u nas znalazłoby się parę osób, które nadawałaby się do pociągnięcia do odpowiedzialności karnej. Wprawdzie nasze zadłużenie publiczne wynosi obecnie ok. 56% PKB (co przy 80% na Węgrzech wydaje się naprawdę niską wartością), ale sądząc po dynamice, to jeszcze jedna kadencja Platformy i będziemy musieli sięgnąć do wzorców z Budapesztu. A lista do postawienia zarzutów mogłaby być wcale niekrótka i objąć musiałaby co najmniej kilka osób. Wydaje się, że to obecny premier, który zadłużył kraj na ok. 300 miliardów złotych, powinien dzierżyć palmę pierwszeństwa.

By wytypować czołowych zadłużaczy Polski, trzeba cofnąć się o parę lat wstecz i zaproponować swoistą metodologię. Po pierwsze – przyjmijmy, że finanse samorządów oraz funduszu ubezpieczeń społecznych nie zależą bezpośrednio od rządu (a są to składowe długu publicznego). Zatem należy pod uwagę wziąć tylko zadłużanie się rządu. Po drugie – nie ma co porównywać liczb bezwzględnych. Dzisiejszy miliard nie jest wart tyle samo, co miliard 15 lat temu, więc przyjmijmy powszechny wskaźnik relacji zadłużenia do PKB. Do sprawdzenia swoistego rankingu trzeba wziąć pod uwagę tylko premierów sprawujących władzę co najmniej przez pełny rok, przyjmując, że rok kończący kadencję zapisujemy na konto odchodzącego premiera (jako że nowa ekipa zwykle zaczyna swoją pracę w listopadzie, nie mając już żadnego pola do popisu). No i ponieważ wiarygodne statystyki (to znaczy akceptowane przez międzynarodowe instytucje) pojawiły się dopiero od 1992 roku, dopiero od tegoż roku należy sprawdzić poszczególnych premierów. Warto również wspomnieć, że w latach 90. ubiegłego wieku dług w relacji do PKB generalnie spadał, co wynikało po pierwsze z dość dobrej dynamiki wzrostu PKB, a po drugie z wprowadzenia nowego podatku (VAT), który znacznie podreperował kasę państwa (oczywiście kosztem podatników).

Po wprowadzeniu danych do tabeli według powyższej metodologii, okazało się, że budżet centralny (a więc ten, na który największy wpływ ma premier) najszybciej zadłużał Donald Tusk. Tuż za nim uplasował się drugi socjalista Leszek Miller, a na podium swoje miejsce znalazła również Hanna Suchocka (patrz tabela).

[nggallery id=19]

Premierem, który zwiększał zadłużenie i sprawował co najmniej przez pełny rok kalendarzowy władzę, jest jeszcze Marek Belka. Nieprawdopodobnym wynikiem może się wręcz pochwalić Waldemar Pawlak, któremu udało się zmniejszyć zadłużenie budżetu centralnego w relacji do PKB o 19,2%. Nie jest to jednak tylko jego zasługa. Po pierwsze – w trakcie jego kadencji udało się umorzyć trochę długów u zagranicznych wierzycieli (co załatwiał prezydent Wałęsa), a po drugie – trafił na niebywały wzrost dochodów do budżetu z tytułu właśnie VAT, który to podatek zaczął coraz lepiej funkcjonować (tzn. zapewniać coraz wyższy wpływy do kasy państwa, kosztem oczywiście kieszeni podatnika). Spadek zadłużenia zanotował również Jarosław Kaczyński. Oczywiście w trakcie sprawowania przez niego rządów dług wzrósł, ale PKB rosło jeszcze szybciej, więc w ramach statystyki w relacji do PKB udział zadłużenia spadł. Co jeszcze bardziej dziwne, na ośmiu premierów, którzy mieli możliwość sprawowania władzy przez co najmniej jeden pełny rok, aż czterem z nich udało się obniżyć zadłużenie budżetu centralnego.

Tym większa pała za skuteczność dla Tuska, który nie tylko ma najwięcej kasy do wydania (w liczbach bezwzględnych), ale jeszcze cała masa problemów mu uciekła (dosłownie – wyjazd wielu młodych za granicę w poszukiwaniu pracy). To tylko pokazuje, jak bardzo nieudolnym jest on premierem, całkowicie nie radzącym sobie z zarządzaniem państwem. Jaką by kasę dostał, to i tak, chcąc wszystkim dogodzić, wyda o wiele więcej. Byłby to pierwszy kandydat do postawienia przed sądem na wzór węgierski.

Węgrzy dają przykład

Węgrzy dają doskonały przykład, co trzeba zrobić z niekompetentnymi politykami. Czas skończyć myślenie o państwie jako o własnym podwórku, gdzie można wszystko robić, a zapłacą i tak podatnicy. Nic zatem dziwnego, że w socjalistycznej Europie Orbán ma tak niskie notowania. Idąc tą drogą, w każdym kraju można by znaleźć kilku byłych premierów, którym dałoby się postawić zarzuty karne. Polska niestety nie jest chlubnym wyjątkiem.

Panowie politycy, czas zacząć brać odpowiedzialność za swoje czyny!

REKLAMA