Co dalej z projektem „europejskiego rządu”?

REKLAMA

Od kilkunastu dni niemieccy politycy i media mocno spierają się o zasadność ewentualnej emisji euroobligacji – tj. wspólnych zobowiązań finansowych z krajami-bankrutami. Spierają się także o warunki dalszego poręczania i finansowania długów tych państw przez RFN i instytucje UE. A projekt „europejskiego rządu gospodarczego”, uroczyście ogłoszony przez rządowy Berlin i Paryż, nie nabiera konkretnych kształtów. Najwyraźniej służy głównie – przynajmniej w bieżących tygodniach – jako propagandowe lekarstwo na uspokojenie spanikowanych międzynarodowych spekulantów i lichwiarzy, czyli „rynków finansowych”.

Przypomnijmy: 16 sierpnia w Paryżu prezydent Francji Nicolas Sarkozy i kanclerz rządu RFN Angela Merkel ogłosili zamiar utworzenia „prawdziwego europejskiego rządu gospodarczego”, wprowadzenie obowiązkowego, prawnego limitu zadłużenia we wszystkich państwach strefy euro do lata roku 2012 (na czym bardzo zależało Berlinowi) oraz powszechnego podatku od transakcji finansowych (na czym bardzo zależało Paryżowi). Ten eurorząd miałby odpowiadać za całą politykę monetarną i fiskalną krajów politycznej waluty UE.

REKLAMA

Sarkozy i Merkel odrzucili natomiast, wskutek oporu rządowego Berlina i szefów FDP i CSU, wiodący postulat eurokomisarzy i niemal wszystkich lewicowych polityków – prowadzenia emisji wspólnych euroobligacji, czyli wspólnego długu. Ponadto okazało się, że rządy w Berlinie i Paryżu chcą wprowadzić od początku roku 2013 – w przedsiębiorstwach francuskich i niemieckich – wspólną podstawę i zasady obliczania podatku CIT. Celem tego jest ujednolicenie zasad obliczania tego podatku, a potem ujednolicenie stawek podatkowych w obu krajach. Nad przygotowanymi budżetami narodowymi Berlin i Paryż chcą w przyszłości głosować na wspólnych posiedzeniach rządowych gabinetów. Szefowie obu rządów zapowiedzieli też regularne konsultacje dwustronne w tych i innych sprawach finansowo-gospodarczych.

Berlin i Paryż projektują również wyłączenie krajów pozostających poza unią walutową, takich jak Czechy czy Polska, z ważnych procesów decyzyjnych w UE (ale nie z ponoszenia przez nie unijnych kosztów tzw. finansowego kryzysu). Ponadto w liście przesłanym 18 sierpnia do przewodniczącego Rady UE, Hermana van Rompuya, prezydent Sarkozy i kanclerz Merkel postulowali, aby państwa UE, których bieżący deficyt budżetu jest większy niż trzy proc. PKB, a ich dług nie jest systematycznie obniżany do poziomu poniżej 60 proc. PKB, zostały pozbawione tzw. unijnych funduszy strukturalnych i funduszy spójności.

Wydaje się wątpliwe, czy te europostulaty i projekty spotkają się z akceptacją władz Włoch i paru mniejszych państw. Rząd Irlandii mówi np. otwarcie, że nigdy nie zgodzi się na „harmonizację”, czyli euroujednolicenie i podwyższenie swojego podatku od firm (wynoszącego w tym kraju tylko 12,5 proc.). Rządy Finlandii czy Włoch nie chcą się zgodzić na zapisanie w konstytucji ścisłego limitu budżetowego deficytu i długu, a np. władze Holandii, Austrii i Luksemburga bardzo niechętnie patrzą na francusko-brukselskie zamiary powszechnego opodatkowania transakcji finansowych. Plany dalszego finansowania spłaty długów Grecji i innych krajów spotykają się natomiast z wyraźnym oporem rządu Finlandii, a mniej wyraźnym – władz Włoch, Holandii, Austrii czy wielu polityków niemieckich.

Jeszcze więc oczywiście nie wiadomo, które z tych projektów i kiedy zostaną w UE przeforsowane i wprowadzone w życie, a które nie. Wydaje się jednak, że każdy upływający dzień zwiększa rozmaite polityczne napięcia i przybliża nas do dnia faktycznego rozpadu strefy euro. A co za tym idzie – do powrotu przynajmniej kilku państw Europy do swych dawnych walut narodowych i do znacznego rozluźnienia lub zerwania dalszej i powszechnej eurointegracji w ramach całej UE. Albo też przybliża Europę do mniej lub bardziej formalnego i oficjalnego podziału UE na dwie grupy państw: tych dążących do dalszej integracji i budowy centralnie zarządzanego europaństwa i grupy pozostałych – z Wielką Brytanią, Szwecją, Danią, Czechami, a może też np. i z Finlandią, Węgrami czy Bułgarią.

REKLAMA