Stany Zjednoczone Europy czyli Związek Socjaldemokratycznych Republik Europejskich

REKLAMA

W cieniu bieżącej europolityki i sporów dotyczących finansowego ratowania władz Grecji i innych socjalistycznych eurobankrutów dojrzewa do rozstrzygnięcia kwestia projektu przyszłego „europejskiego rządu”.

W ostatnich tygodniach kilku niemieckich polityków, pod pretekstem aktualnego finansowego „kryzysu” (a w istocie dość naturalnej zapaści systemu politycznej waluty UE), postuluje utworzenie „Stanów Zjednoczonych Europy”. Tak czyni m.in. były kanclerz rządu RFN – Gerhard Schröder. W wywiadzie dla lewicowego tygodnika „Der Spiegel” stwierdził on m.in., że obecny kryzys stwarza wielką szansę utworzenia prawdziwej unii politycznej w Europie. W jego opinii, propozycja kanclerz Merkel i prezydenta Sarkozy’ego z 16 sierpnia, aby tworzyć europejski rząd gospodarczy, to właściwa droga – pod warunkiem, że taki rząd otrzymałby duże kompetencje, w tym władzę europejskiego ministra finansów – zwierzchnika polityki finansowej całego eurolandu. Zdaniem byłego szefa SPD, kraje strefy euro będą musiały liczyć się z koniecznością rezygnacji z części swych suwerennych kompetencji.

REKLAMA

„Należy pozostawić prawo inicjatywy w zasadniczych sprawach finansowo-gospodarczych Komisji Europejskiej albo europejskiemu ministrowi finansów, ale jednocześnie zdemokratyzować kontrolę. Nie może być tak, że narodowe parlamenty zaakceptują utratę swej suwerenności, jeśli chodzi o prawo budżetowe, a jednocześnie nie będzie innej parlamentarnej kontroli. To, czego zrzekną się narodowe parlamenty, musi przejść w kompetencje Parlamentu Europejskiego jako instancji najwyższej. Można sobie wyobrazić, że ten Parlament utworzy specjalną komisję, która będzie złożona z przedstawicieli krajów członków strefy euro i przejmie funkcję kontrolną” – stwierdził były kanclerz.

I oznajmił, że w dłuższej perspektywie należy przekształcić Komisję Europejską w rząd europejski, który będzie kontrolowany przez Parlament Europejski. A to oznacza „Stany Zjednoczone Europy” – dodał. Schröder uważa, że w tym celu będą konieczne zmiany traktatu UE z Lizbony.

Również w tygodniku „Der Spiegel” podobną wypowiedź złożyła federalna minister do spraw rodziny, kobiet i młodzieży, Ursula von der Leyen z CDU. Opowiedziała się za przekształceniem Unii Europejskiej w „Stany Zjednoczone Europy”. Jej zaskakujący postulat wywołał sporo kontrowersji u niemieckich chadeków, a szczególnie w bawarskiej CSU. Liderzy tej partii zdecydowanie odrzucili ewentualność przekazania władzom UE jakichkolwiek dotychczasowych kompetencji władz RFN i landów w dziedzinie polityki gospodarczej i finansowo-budżetowej.

Natomiast kanclerz Merkel, w reakcji na postulaty tworzenia takich „Stanów”, wypowiedziała się 9 września powściągliwie. ale nie krytycznie. Wolę posługiwać się terminem „unia polityczna” – oświadczyła szefowa CDU.

Podobne do wyżej wspomnianych postulaty utworzenia „Stanów Zjednoczonych Europy” głoszą od lat dość liczni inni europolitycy – nie tylko ci z Francji czy krajów Beneluksu, jak były premier Belgii Guy Verhofstadt czy Jean-Claude Juncker z Luksemburga. Ale w o tworzeniu „Stanów Zjednoczonych Europy” nie mówił do początku września br. żaden aktualny minister rządu RFN czy były kanclerz i nadal wpływowy polityk – taki jak Gerhard Schröder. Co takiego się stało, że akurat teraz mówi o tym kilku wpływowych niemieckich polityków, również niektórych z FDP? Czyżby niektórzy niemieccy politycy chcieli wykorzystać finansową zapaść eurolandu, bankructwo Grecji i już sondowali reakcje na ewentualność przyspieszonego tworzenia scentralizowanego europaństwa?

A może to tylko jakaś ideologiczna prowokacja skrajnie lewicowego w swej istocie, wpływowego tygodnika z Hamburga? Należy zauważyć, że postulowana przez Schrödera „demokratyzacja” przyszłego europaństwa ma polegać głównie na pomnożeniu faktycznych czy papierowo-fikcyjnych kompetencji Europarlamentu przy jednocześnie postępującej centralizacji i kumulacji decyzji politycznych i finansowo-gospodarczych w unijnej Brukseli, Paryżu i Berlinie. A także przy coraz większym socjalizmie i stopniowym pozbawianiu krajów UE ich suwerenności. Prowadziłoby to niechybnie bardziej w stronę budowy jakiegoś europejskiego Związku Sowieckiego, nowoczesnego Eurosojuza, niż „Stanów Zjednoczonych Europy”.

Dla pierwszych lat budowy Stanów Zjednoczonych Ameryki ich cechą podstawową była bowiem niemal pełna wolność polityczna i gospodarcza poszczególnych Stanów i całkowita dobrowolność umów między nimi. Ich bazą ustrojową nie był też jakiś ówczesny eurosocjalizm czy europrotekcjonizm, lecz przywieziony przez kolonistów z Anglii czy Holandii kapitalizm i wolny rynek (wolny handel). Jedynym poważnym czynnikiem ograniczającym te swobody i wymuszającym zrzeszanie się poszczególnych państewek Ameryki Północnej w wolnościowo-konserwatywną federację USA było ówczesne zagrożenie imperialne i handlowo-protekcjonistyczne ze strony Wielkiej Brytanii. Czemuż to więc coraz mniej wolnościowy, a coraz bardziej socjalistyczny i bankrutujący euroland chce się nazwać „Stanami Zjednoczonymi Europy”, a nie np. „Związkiem Socjaldemokratycznych Republik Europejskich”?

REKLAMA