Pierwsze skutki zakazu ulicznych modłów i noszenia nikabu we Francji

REKLAMA

Media francuskie z dużym zainteresowaniem obserwowały, jak zostanie przyjęty wprowadzony przez francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zakaz ulicznych modłów dla muzułmanów. Reporterzy gazet i telewizji wylegli więc w piątek po południu na ulice francuskich miast. Okazało się, że zakaz generalnie jest przestrzegany, choć z małymi wyjątkami. Należałoby jednak potraktować je raczej jako chęć nacisku na władze w celu uzyskania dodatkowych lokali na meczety i sale modlitw. W Paryżu na rue Polenceau zebrało się około 200 modlących. Tutaj problem rozwiązało oddanie muzułmanom dwóch sal w dawnych koszarach XVIII dzielnic Paryża. Wkrótce ma tu też powstać Instytut Kultury Muzułmańskiej o powierzchni 4 tys. m2, którego otwarcie przewiduje się na rok 2013. Główne koszty budowy pokryje samo miasto Paryż, które przeznaczyło 23 mln euro na tzw. część kulturalną instytutu. Jest to sprytny wybieg, który omija zakaz finansowania przez laicką republikę gmachów religijnych. W leżącym na północ od stolicy Gennevilliers na ulicy znalazło się także około 200 muzułmanów. Tam chodziło jednak o to, że w mieście zbudowano nowy meczet, a stary przeznaczono do rozbiórki. Wyznawcy islamu zebrali się przed zamkniętym budynkiem starej sali, by modląc się na ulicy, zaprotestować przeciw tej decyzji. Ich zdaniem, w Gennevilliers potrzebnych jest i tak więcej meczetów. Do ulicznych modłów doszło także w centrum Nicei. Istniejąca w centrum sala jest niewielka i spora grupa nadal modliła się na ulicy. Miejscowi muzułmanie zaś niezbyt chętnie kwapią się, by jeździć na peryferie, gdzie mają dodatkowe miejsca do modlitwy.

W Marsylii muzułmanom miasto przyznało nowy lokal, a w kolejce czeka jeszcze dodatkowa sala (1000 m2). Powstał tam jednak problem, bo salę trzeba dostosować na potrzeby użytkowników, a merostwo twierdzi, że nie ma na to już pieniędzy, i chce, by remontem zajęły się władze centralne.

REKLAMA

Zaostrzanie przepisów, które godzą w wyznawców islamu, budzi także ich kontrreakcję. W Meaux ukarano po raz pierwszy dwie muzułmanki za noszenie zasłaniającego twarz nikabu. Od czasu wejścia w życie zakazu zasłaniania twarzy w miejscach publicznych na początku kwietnia policja ograniczała się do „pouczeń”. Tym razem jednak poszło o manifestację noszenia nikabów. Panie Hind Ahmas i Najate Nait Ali pojawiły się w maju specjalnie okutane w swoje stroje pod merostwem w Meaux. Merem tego miasta jest bowiem sekretarz generalny rządzącej UMP i jeden z pomysłodawców ustawy o zakazie zasłaniania twarzy (obok komunisty Guérina) – Jan Franciszek Copé. Kobiety zostały spisane, a policja skierowała odpowiedni wniosek do kolegium. Trybunał policyjny zdecydował się na ukaranie pani Ahmas mandatem w wysokości 120 euro, a pani Ali kwotą 80 euro (była mniej zakwefiona?). Wyrok nie jest wysoki, bo oskarżenie wnioskowało o mandaty w wysokości 150 euro i skierowanie dodatkowo obydwu kobiet na obowiązkowy „staż obywatelski”. Za kobietami ujęło się założone przez socjalistycznego działacza Nekkaza stowarzyszenie „Nie tykaj mojej konstytucji!”. Sprawę potraktowano jako precedens, a wynajęci przez stowarzyszenie adwokaci chcą, by sprawa znalazła się przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. W całej Francji nikaby nosi tylko około 2 tys. muzułmanek. Wg nieoficjalnych danych, po wprowadzeniu zakazu ich noszenia liczba ta spadła o połowę.

Przy okazji rozprawy w Meaux pojawiła się jednak w tym mieście nowa rzeczniczka tych strojów – pochodząca z Maroka 32-letnia Kenza Drider. Mieszka w Awinionie i nosi nikab od 13 lat. Pani ta oświadczyła, że zgłosi swoją kandydaturę na prezydenta Francji. Wspomniany Raszyd Nekkaz oświadczył zaś, że jego stowarzyszenie postara się zebrać od lewicowych merów i radnych odpowiednią liczbę podpisów poparcia. Plakaty wyborcze z zakwefioną kandydatką na prezydenta mogą mieć swój dodatkowy smaczek…

REKLAMA