Ile pieniędzy dostaje Kościół? Jak finansować religię?

REKLAMA

Z prostych obliczeń wynika, że przeciętny polski ksiądz dysponuje kwotą 20 razy mniejszą niż przeciętny urzędnik państwowy.

Portal Money.pl przedstawił raport, z którego wynika, że Kościół katolicki w Polsce dysponuje kwotą rzędu 3 miliardów złotych rocznie, która – jak można przeczytać między linijkami – mu się nie należy. Czy rzeczywiście sumy te – jak sugeruje autor opracowania – są tak ogromne na przykład w porównaniu do wydatków budżetowych? Jeśli przyjrzymy się wyliczeniom podanym przez autora raportu, Andrzeja Zwolińskiego, to możemy dojść do przeciwnych wniosków.

REKLAMA

Z raportu Money.pl wynika, że od wiernych Kościół katolicki w Polsce otrzymuje 1,22 miliarda złotych – są to pieniądze przekazywane dobrowolnie na konkretny cel, więc wara od nich fiskusowi, lewakom i antyklerykałom! Kwotę 21 milionów złotych Kościół dostaje z budżetu państwa na wynagrodzenia dla kapelanów w służbach mundurowych. Państwo potrzebuje pewnej specyficznej usługi, więc za nią płaci. To chyba normalne. Największa podana przez portal Money.pl suma – 1,63 miliarda złotych – przekazywana jest z budżetu na religię w szkołach oraz na dotacje dla szkół, przedszkoli i uczelni prowadzonych przez Kościół.

Czy ona się Kościołowi nie należy? Przecież prywatne szkoły i uczelnie również uzyskują dotacje od państwa. Kościół otrzymuje je na tych samych zasadach. Z kolei jeśli chodzi o 100 milionów złotych, które Kościół dostaje średnio rokrocznie w ramach dotacji unijnych, to są to pieniądze w znacznej mierze przeznaczone na remonty czy renowację świątyń. Księża nie mają w tym zakresie żadnych przywilejów i na tych samych warunkach, co inni beneficjanci, stają do unijnych konkursów. Same zaś remonty są bardzo drogie właśnie przez państwo, które w przypadku zaliczenia takiego obiektu sakralnego do zabytków szczegółowo reguluje warunki restauracji. W wyniku tego specjalistyczne ekipy konserwatorów zabytków mają możliwość sztucznego zawyżania kosztów remontów, czasem do niebotycznych rozmiarów. Czy w takiej sytuacji Kościół ma zrezygnować z unijnych dotacji, by XIV-wieczne czy XVIII-wieczne świątynie popadały w ruinę – jak szlacheckie dworki i magnackie pałace za czasów PRL? Czy może jednak słusznie księża starają się o dotacje unijne, by ratować te zabytki, skoro państwo nie daje odpowiednich środków finansowych na remonty tych dóbr kultury?

Pozostają 94 miliony złotych Funduszu Kościelnego. Fundusz ten powołano w 1950 roku jako formę rekompensaty dla kościołów za znacjonalizowane nieruchomości ziemskie, a jego główne cele to wspomaganie kościelnej działalności charytatywnej, kościelnej działalności oświatowo-wychowawczej i opiekuńczo-wychowawczej, inicjatyw związanych ze zwalczaniem patologii społecznych oraz remonty i konserwacja zabytkowych obiektów sakralnych, a także finansowanie składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne duchownych. Czyżby niektórzy obecni politycy i niektóre media były bardziej antykościelne niż komuniści, którzy byli na tyle uczciwi w swej zbrodniczej działalności, że utworzyli Fundusz Kościelny po zrabowaniu kościelnego majątku, który nota bene w komunistycznym bałaganie został roztrwoniony?

Na fali antyklerykalizmu Ruchu Palikota swoje antyklerykalne punkty chce zdobyć także „Gazeta Wyborcza”, która opublikowała artykuł na podstawie raportu Money.pl, pisząc o miliardach złotych, które Kościół katolicki ma rzekomo dostawać od państwa w ramach różnych dotacji i ulg podatkowych. Krytykuje te ulgi podatkowe, a nawet to, że Kościół odzyskuje zrabowaną mu przez komunistów własność!

Jak podawał w połowie zeszłego roku portal Forsal.pl, w Polsce mamy 724 tysiące urzędników. Mają oni do dyspozycji wydatki publiczne, które w 2010 roku wynosiły prawie 650 miliardów złotych, a w roku obecnym jest to prawie 700 miliardów złotych. Oznacza to, że w tym roku na jednego urzędnika przypada 967 tysięcy złotych. Tymczasem księży Kościoła katolickiego w Polsce jest około 30 tysięcy, a dysponują oni kwotą około 1,4 miliarda złotych (nie licząc dotacji do nauki religii i do szkół katolickich). Oznacza to, że na jednego księdza przypada niecałe 47 tysięcy złotych. To aż 20 razy mniej niż na jednego urzędnika. Nawet gdyby uwzględnić dotacje do nauki religii oraz do szkół i uczelni katolickich, na jednego księdza przypada około 100 tysięcy złotych, czyli 10 razy mniej niż na jednego urzędnika. Czy ktoś uważa, że urzędnik lepiej wydaje pieniądze niż ksiądz?

Czy 1,4 miliarda złotych to dużo? Warto porównać do pozycji budżetowych w ustawie budżetowej na ten rok: obsługa długu publicznego – ponad 38,4 miliarda złotych; szkolnictwo wyższe – prawie 11,8 miliarda złotych; pomoc społeczna – prawie 15,6 miliarda złotych; kultura i ochrona dziedzictwa narodowego – prawie 1,5 miliarda złotych; administracja publiczna – prawie 12,2 miliarda złotych, dotacje na wydatki związane z obowiązkowymi ubezpieczeniami społecznymi (ZUS, KRUS) – prawie 72,3 miliarda złotych, a łączne wydatki kancelarii Sejmu, Senatu, Prezydenta RP, Prezesa Rady Ministrów wraz z subwencjami na partie polityczne – około miliarda złotych.

Kościół katolicki to nie tylko kwestie wiary i edukacji. To także działalność charytatywna. Tymczasem – w wyniku zmiany ustawy o działalności leczniczej przygotowanej przez Ministerstwo Zdrowia – państwo wtrąca się nawet w tę dziedzinę działalności Kościoła, która od wieków służyła biednym, próbując ją ograniczyć nowymi podatkami. Zgromadzenia zakonne i organizacje pożytku publicznego prowadzące zakłady opieki długoterminowej zostaną obciążone dodatkowym podatkiem od nieruchomości.

Jak zaznaczają dyrektorzy placówek, ustawa odbiera zgromadzeniom czy też organizacjom pożytku publicznego możliwość prowadzenia tak jak dotychczas – w formie działalności statutowej niegospodarczej, czyli działalności non-profit – zakładów opiekuńczo-leczniczych, pielęgnacyjno-opiekuńczych – czytamy w „Naszym Dzienniku”.

W międzyczasie pojawił się pomysł, by jeden procent z podatku od dochodów osób fizycznych – podobnie jak ma to miejsce obecnie w przypadku tzw. organizacji pożytku publicznego – był przeznaczany na dowolny kościół, wybrany przez podatnika. „Gazeta Wyborcza” od razu rozpoczęła wielkie larum, że byłoby to znacznie więcej niż kwota aktualnych dotacji do Funduszu Kościelnego. Tabloid z pewnością najbardziej byłby zadowolony, gdyby zlikwidowano Fundusz Kościelny i nie wprowadzano w zamian żadnych rozwiązań. A Ruch Palikota dołożyłby do tego jeszcze opodatkowanie kościelnej tacy.

Wydaje się, że najsensowniej cały problem skomentował dr Robert Gwiazdowski, prezes Centrum im. Adama Smitha. – Kościół powinni utrzymywać wierni, a partie polityczne – ich członkowie. Wtedy będziemy mogli mówić w Polsce o równowadze – powiedział Gwiazdowski portalowi Fronda.pl, który jednocześnie słusznie zauważył, że obowiązkowe przekazywanie jednego procenta z PIT na Kościół nie wyszłoby mu na dobre. Ludzie nie lubią bowiem, gdy się ich do czegoś zmusza. Wolą wspierać dobrowolnie niż pod przymusem. Dlatego tak bardzo znienawidzone są urzędy skarbowe, a wierni, nawet jak mają niewiele pieniędzy, są w stanie wrzucić grosik w niedzielę na tacę.

Należy przy okazji sprostować popularne lewackie powiedzenie, że Kościół katolicki w Polsce nie płaci podatków. Otóż płaci – i to podobnie wysokie jak zwykli ludzie. Księża płacą nie tylko kwartalny zryczałtowany podatek w wysokości od 384 do 1374 złotych. Płacą także VAT zawarty w cenach towarów i usług, wszelkie akcyzy, składki na ZUS czy tzw. podatek Belki. Nie zmieniajmy status quo. Zostawmy w spokoju i kościelną tacę, i dotacje – zarówno te budżetowe, jak i te unijne – które przysługują Kościołowi. Nie wprowadzajmy 1-procentowego odpisu na wyznania religijne, bo Polacy zniechęcą się do wiary. Jeśli zaś chodzi o Fundusz Kościelny, to lepszym rozwiązaniem byłoby jego zlikwidowanie, a w zamian jednorazowe i uczciwe zrekompensowanie szkód, jakich Kościół katolicki doznał od komunistycznego państwa, gdyż w aktualnym rozwiązaniu w pewnym sensie Kościół jest uzależniony od państwa, bo to państwo co roku jednostronnie ustala wysokość dotacji do Funduszu.

Czy państwo musi się wszędzie wtrącać i we wszystko ingerować? Niech ostoją wolności pozapaństwowej zostanie chociaż Kościół katolicki, bez jednego procenta z PIT, bez opodatkowania tacy oraz działalności charytatywnej i opiekuńczej. Aktualna sytuacja, gdy Kościół w głównej mierze utrzymuje się z datków na tacę, jest optymalnym rozwiązaniem.

REKLAMA