Na lewicy ruchu-ruchu. Jak kawiorowa lewica szuka proletariatu zastępczego?

REKLAMA

Za okupacji krążył dowcip o klasycznym typie nordyckim: to blondyn jak Hitler, przystojny jak Goebbels i męski jak Göring (Hitler był ciemnym szatynem, Goebbels – kulawy, a Göring – pederastą). Jaki jest klasyczny typ współczesnego lewicowca? Szczupły jak Kalisz, ubogi jak Palikot, macho jak Biedroń? A może przystojny jak Urban, prawy jak Kwaśniewski, męski jak Magdalena Środa? Jakież bogactwo kombinacji! Ale wyjdzie na jedno: na kawiorową lewicę w poszukiwaniu proletariatu zastępczego.

Komuniści w okresie schyłkowym zajmowali się już tylko kręceniem własnych lodów na majątku państwa, proletariat musiał więc zorganizować się w „Solidarność”. Toteż dzisiaj SLD nie ma już żadnego związku z „masami”, a organizacją proletariatu zastępczego musiał zająć się delegat z Biłgoraja, co to zobowiązał się zachować w tajemnicy swe kontakty z SB, wskutek czego – jak sądzę – został bogatym człowiekiem. Jego ruch wykonał na razie jedno zadanie: dostał się do parlamentu, ale drugie zadanie dopiero przed nim. Tym zadaniem jest „zjednoczyć lewicę”.

REKLAMA

Jednoczenie lewicy ma już swą historię w III RP, ale po aferze Rywina stało się szczególnie trudne – pogłębiła ona wiecznie żywy podział tych środowisk na spadkobierców Natolina i spadkobierców Puław. Obydwie te lewice chętnie by się nawet zjednoczyły, sęk w tym, pod czyim przewodem i kto będzie trzymał kasę…

„Chamy” czy „Żydy”?

Oto jest pytanie! Z braku jedności lewica dołuje w kolejnych wyborach, nadto jaguar Kalisza, futro Sierakowskiej czy burżuazyjny styl życia Kwaśniewskich kłują klasowo nastawione oczy proletariatu zastępczego, dlatego do jego zorganizowania delegowano osiłka z Biłgoraja. Wspomagany medialnie skrzyknął partyjkę z 10-procentowym słupkiem wyborczym, który dodany do 8-procentowego słupka SLD dawałby nawet w sumie pokaźną siłę parlamentarną. Ale właśnie: „Chamy” czy „Żydy”? Dyskretne awanse czynione p. Kaliszowi w niektórych żydofilskich mediach skłaniają do przypuszczenia, że to on typowany był na tymczasowego kandydata do przewodzenia SLD do chwili ewentualnego zjednoczenia lewicy. Przewodnictwo Kalisza byłoby przychylne frakcji postpuławskiej, czego frakcja postnatolińska musiała mieć pełną świadomość. Dlatego szefem klubu parlamentarnego SLD wnet wybrano – zaporowo – Millera. Zjednoczenie – tak, ale żaden Kalisz czy Palikot nie podda Natolina dominacji Puław!

Na tę okoliczność prawdziwi autorzy „Ruchu Palikota” mają wariant awaryjny – mniej ambitny, ale też przemyślany. Po pierwsze – w ostatnich latach na czoło frontu zwalczającego Kościół i cywilizację chrześcijańską wysunęło się w Polsce lobby żydowskie ze swymi mediami, dystansując w tym względzie nawet SLD. Na wypadek gdyby nie udało się zjednoczyć lewicy pod przewodem Puław i na bazie „euro-Biłgoraja”, Ruch Palikota ma przebijać swym radykalizmem lobby żydowskie, które wejdzie w buty rozjemcy. Bo walka z Kościołem katolickim i chrześcijaństwem musi pozostać prawdziwą bazą rekrutacyjną każdej lewicy – obojętnie jakiej proweniencji i jakiego odcienia czerwieni. Na tle tak radykalnej lewicy biłgorajskiej nie tylko SLD, ale i lobby żydowskie będzie łatwiej uchodzić za lewicę umiarkowaną… i zyskiwać zdolność koalicyjną – in spe – z PO…

Czy Miller zrobi z posłami Ruchu Palikota to, co Jarosław Kaczyński chciał zrobić z posłami „Samoobrony” – włączy ich do swego klubu? Bo jeśli Palikot nagle „przęziębi się” albo zostanie skompromitowany – dokąd pójdą te sieroty? O, jednoczenie lewicy dostarczy nam jeszcze niejednej uciechy…

Tymczasem młodzi na świecie zaczynają wreszcie kumać, że to ani wolny rynek, ani religia niszczy ich perspektywy i szanse życiowe, ale sojusz złodziei rządowych ze złodziejami bankowymi. Zaczynają kumać, że już „w kołysce” sprzedawani są jako „niewolnicza siła robocza” nie żadnym tam kapitalistom czy klerowi, ale rządom i zblatowanym z rządami bankom, emitentom „złych kredytów”, które rządy rekompensują im potem w dwój-, trój-, a nawet czwórnasób, produkując inflacyjny pieniądz. Ten pieniądz, zanim po długim procesie dystrybucji trafia do „młodych, wykształconych z dużych miast” (często w postaci śmieciowych pensji albo już tylko zasiłku dla bezrobotnych), utraciwszy po drodze wartość nabywczą – w pierwszej kolejności, gdy jeszcze nie podkręca inflacji, trafia właśnie… no, do kogo? Ano, do biurokracji państwowych (programy rządowe!), więc do rządów socjalistów, socjaldemokratów czy „łże-liberałów” i ich agend oraz do „dofinansowanych” banków. Jakże więc nierówności społecznie mają się nie powiększać?

I gdzież tu jakie szanse czy perspektywy dla młodych? Gdy zatem co bystrzejsza młodzież zaczyna pojmować, kto i w jaki sposób jest prawdziwym sprawcą jej nieszczęść – światowa lewizna wylezie wprost ze skóry, żeby odwrócić spojrzenie młodych od tej prawdy, a podetkać im pod nos „prawdy zastępcze”: nie mają perspektyw i szans, bo jeszcze nie wszędzie wolno zabijać poczęte dzieci… bo nie wszędzie jeszcze wolno zabijać niedołężnych starców… bo nie wszędzie jeszcze pederasta może „poślubić” pederastę… bo nie wszędzie jeszcze wolny rynek jest należycie reglamentowany… bo nie wszędzie jeszcze edukacja jest bezpłatna… bo nie wszędzie jeszcze króluje świeckie państwo… I tak dalej.

Ach, wepchnąć czym prędzej ten autentyczny, światowy ruch protestu młodych w stare, doktrynerskie schematy lewicy! W lewicowej reakcji na budzenie się z intelektualnej śpiączki „młodych, wykształconych z dużych miast” nie zabraknie i szerokiego spektrum działań pozornych, zwłaszcza ze strony rozmaitych karierowiczów, co to na swym oportunizmie zjedli zęby. Klasyczny przykład: przewodniczący Komisji Europejskiej, Józef Emanuel Barroso. Ten „wieśniak brukselski” (co to zawsze, jak pokorne cielę, „dwie matki ssie”) najpierw optował gorliwie za bilionami „pomocy” dla wielkich eurozłodziei, ale zaniepokojony protestami młodzieży już zapowiedział nowe przepisy o… kontroli banków! Przypomina tego Grynszpana z amerykańskiej Rezerwy Federalnej, co to nie dostrzegł kryzysu finansowego, zanim nie wyfutrował hojnie „swoich” banków…

I w Polsce co inteligentniejsza młodzież zaczyna już rozróżniać „pułki w tej piechocie” (bo, jak wiadomo, „żeby rozróżnić pułki w tej piechocie, trzeba mieć bystry wzrok naturalisty, który, pochylony i po kostki w błocie, i segreguje, i nazywa glisty”…), tylko młodzież z liceum im. Jacka Kuronia, coś jakby opóźniona w rozwoju, pomstuje na wolny rynek. No cóż, tresura to jednak ani wykształcenie, ani wychowanie…

REKLAMA