Co łączy polskich homosiów w polityce?

REKLAMA

Oni nie rozumieją, że każdy Oscar Wilde może być pedałem, ale nie każdy pedał może być Oscarem Wildem (Waldemar Łysiak)

– Transmarszałku, Wysoka Izbo – być może w taki sposób zaczynałyby się przemówienia posłów na Sejm najbliższej kadencji, gdyby wicemarszałkiem sejmu została transseksualista Anna Grodzka z Ruchu Palikota (jej kandydatura była przez Ruch Poparcia poważnie brana pod uwagę) Problem nie polega na tym, że do parlamentu dostali się zboczeńcy, lecz na tym, że zdobyli oni mandaty tylko dlatego, że są zboczeńcami. I nie mają do zaoferowania nic więcej niż manifestowanie własnej seksualności.

REKLAMA

Jak można skompromitować Roberta Biedronia? Wystarczy pozwolić mu mówić – taki dowcip pojawił się w internecie tuż po czwartkowym wywiadzie „Kwadrans po ósmej” w Radiu Zet. 20 października gościem Moniki Olejnik był Robert Biedroń – okrzyknięty niedawno „naczelnym gejem Rzeczypospolitej”, od 9 października poseł Ruchu Poparcia Palikota. W wywiadzie z Moniką Olejnik Biedroń zaliczył kilka spektakularnych wpadek, z których najbardziej kompromitującą było to, iż nie wiedział, co to jest Konwent Seniorów. – Jestem młodym politykiem, dopiero się uczę – próbował wybrnąć Biedroń, jednak podobnych wpadek zaliczył podczas siedmiominutowego wywiadu jeszcze trzy. Jedną z nich była wypowiedź na temat liderów ugrupowań politycznych. Mówiąc o przewodniczących partii, Biedroń podzielił się uwagą, iż kierowanie jakimkolwiek ugrupowaniem wymaga „silnego lidera” i „mocnej osobowości”. – Wiem to, bo sam byłem liderem wielkiej organizacji: Kampanii przeciw Homofobii – podkreślił Biedroń. Tym samym dał do zrozumienia, iż sam jest silną osobowością i doświadczonym liderem. Być może jest to sygnał, iż Biedroń w przyszłości sam będzie chciał zająć miejsce lidera ugrupowania, z którego dostał się do Sejmu. Niczego to nie zmieni, bo z Biedroniem jako liderem partii albo nawet wicemarszałkiem Sejm z pewnością nie upadnie już niżej.

Pierwszy raz w dziejach Poseł Biedroń miał twórczy wpływ na wyłonienie Konwentu Seniorów. Oto bowiem już na pierwszym posiedzeniu Sejmu posłowie wybierali marszałka i jego zastępców. Ruch Poparcia Palikota wahał się między dwiema osobami: ultrafeministką Wandą Nowicką (to ona ostatecznie została zastępcą marszałka) oraz … transseksualistą Anną Grodzką. Anna Grodzka wcześniej miała na imię Ryszard i urodził(a) się 16 marca 1954 roku w Otwocku pod Warszawą. W jej (jego) biografii dostępnej internecie można wyczytać, że zakochał(a) się najpierw w chłopcu, a później w dziewczynie. Efektem tego ostatniego „związku” były narodziny syna. W 2007 roku zdecydował(a) o rozwodzie, a później o zmianie płci. W 2010 roku, po udanej operacji w Bangkoku, stał(a) się już formalnie kobietą – i to według standardów eurosocjalistycznych. Klinika wystawiła bowiem dokument poświadczający zmianę płci. I tak Ryszard Grodzki stał się Anną Grodzką i nawet ma to urzędowo poświadczone. Teraz przed Anną Grodzką wielkie wyzwanie. Będzie nie tylko reprezentować osoby o podobnej do niej orientacji – jak sama deklaruje – ale także być może będzie miała realny wpływ na politykę.

Fatalny trend

Co łączy Annę Grodzką i Roberta Biedronia? Osoby te postępują według metody od dawna znanej w Unii Europejskiej: zajmują stanowiska polityczne tylko dlatego, że są odmiennej od normalnej orientacji seksualnej. Robert Biedroń znany był tylko z tego, że manifestował swój homoseksualizm, gdzie tylko się dało, przy czym nie przeszkadzało mu to, że obraża poczucie dobrego smaku innych osób. Zresztą wypowiedzi Biedronia na tematy inne niż homoseksualizm próżno szukać. Zdumiewające jest, iż ów „pierwszy gej Rzeczypospolitej” na żaden inny temat nie ma absolutnie nic do powiedzenia. Podobnie jak transseksualista Anna Grodzka. Tymczasem w Sejmie ludzie ci będą musieli zmierzyć się ze sprawami poważnymi, będą zasiadać w komisjach, kontrolować rząd i – co najgorsze – współtworzyć prawo. Najbardziej pesymistyczną perspektywą jest to, że zboczeńców najbardziej ciągnie do komisji zajmujących się sprawami społecznymi, czyli m.in. ustawami normującymi życie rodzinne. Strach sobie wyobrazić, jakie przywileje dostanie planowany urząd odbierający dzieci rodzicom, jeśli regulującą jego działanie ustawę tworzyć będzie pan Biedroń. Terror fiskalny i inwigilacja ze strony służb specjalnych to przy tym pestka.

„Bo jestem gejem”

W 2010 roku start w wyborach na prezydenta Warszawy rozważał Krystian Legierski – ciemnoskóry radny stolicy, zadeklarowany gej, obrońca mniejszości seksualnych, oficjalnie przedstawiciel partii Zieloni 2004. W działalności Legierskiego próżno szukać jakichkolwiek innych akcentów niż sprawy seksualne. To, że homoseksualiści i transseksualiści idą w politykę, samo w sobie jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że kapitał polityczny takie osoby zbijają tylko i wyłącznie na otwartym manifestowaniu swojej orientacji seksualnej. „Bo jestem gejem” nie jest wystarczającym uzasadnieniem dla ludzi, którzy marzą o politycznej karierze. Mówiąc językiem prostego człowieka: „Złe nie jest to, że pedał zostaje politykiem. Złe jest to, że pedał staje się politykiem tylko dlatego, że jest pedałem”. Prawdziwa polityka to odpowiedzialność za ludzi. Środowiska gejowskie, z których wywodzą się i Legierski i Biedroń, słowa „odpowiedzialność” nienawidzą jak diabeł święconej wody. Trudno zresztą oczekiwać, aby było inaczej w przypadku osób, które nigdy za nikogo żadnej odpowiedzialności nie ponosiły, a dla których jedynym celem życia jest własna przyjemność – nawet kosztem innych ludzi.

Jako konserwatywny liberał mógłbym oddać swój głos na homoseksualistę. Oczywiście pod warunkiem, że nie wiedziałbym, iż jest to homoseksualista. Guzik mnie obchodzi,
czy we własnym domu ktoś uprawia seks z kobietą, z mężczyzną czy z samym sobą. Sprawa seksualności jest prywatną, intymną sprawą każdego i nie powinno się o niej mówić, a tym bardziej publicznie. Bardziej od orientacji seksualnej interesują mnie zasady danej osoby, jej poglądy, program polityczny, wrażliwość społeczna – czyli to
wszystko, czego u Biedronia, Legierskiego i Grodzkiej próżno szukać. Rzecz ciekawa: gdyby ktokolwiek chodził ulicami i wołał do ludzi: „Zagłosujcie na mnie, bo jestem hetero”, to zostałby wyśmiany i wygwizdany jako wariat (i słusznie). Jednak pedał chodzący i nawołujący nawet w publicznych mediach (opłacanych z pieniędzy podatników), by głosować na niego ze względu na jego orientację, niczyjego zgorszenia nie budzi.

Trend, który polityce nadają Biedroń, Legierski i Anna Grodzka, będzie niestety się nasilał i zapewne doprowadzi do tego, że pojawią się postulaty (jak w Niemczech czy Holandii), aby po obowiązkowych parytetach dla kobiet wprowadzić „parytety” dla gejów, transwestytów itd.. Jedyna nadzieja w kryzysie gospodarczym i w nieuchronnym bankructwie tego chorego systemu politycznego. Jeśli on nie zamorduje tego systemu, gnić w tym g***ie będziemy przez wiele lat.

ZNANI HOMOSIE W POLITYCE

Jóhana Siguroardottir – islandzka polityk, członkini skrajnie lewicowej partii Sojusz, obecna premier tego kraju, wcześniej minister polityki społecznej. Zdobyła miejsce w parlamencie wskutek rozgłosu, jaki wywołała otwartym manifestowaniem swojej orientacji homoseksualnej. Ma dwóch synów urodzonych ze związku z mężczyzną, z którym się rozwiodła. Jej obecna partnerka ma jednego syna ze związku z innym mężczyzną.

Klaus Wowereit – burmistrz Berlina, organizator Parad Równości. Przez wiele lat jego partnerem był Polak, co komentowano jako „polski” wkład w rozwój Unii Europejskiej.

Guido Westerwelle – minister spraw zagranicznych Niemiec, karierę polityczną zrobił dzięki manifestowaniu swojego homoseksualizmu.

Volker Becker – deputowany do Bundestagu z ramienia partii Zielonych. Zajmuje się głównie walką o równouprawnienie związków homoseksualnych.

Ole von Beust – burmistrz Hamburga, wywodzący się z CDU, jeden z głównych autorów katastrofalnej polityki finansowej miasta.

REKLAMA