Zmierzch Prawa i Sprawiedliwości

REKLAMA

Stało się. Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski i Tadeusz Cymański zostali usunięci z szeregów Prawa i Sprawiedliwości. Dopełnia się przed nami obraz klasycznej partii rewolucyjnej, gdzie rewolucja pożera własne dzieci, gdzie Robespierre morduje Dantona, a Stalin Trockiego. Wydarzenia w PiS pobudzają mnie do trzech refleksji.

Po pierwsze – oznacza to, że Zbigniew Ziobro i jego koledzy zostali skazani na założenie własnej partii. Niektórzy sądzą, że będzie ona bardziej prawicowa niż PiS, bardziej „konserwatywna” i „narodowa”. Na czym by miała ta różnica polegać, tego nie wiemy, ale śmiem przypuszczać, że ziobryści będą licytować się z PiS na radykalizm w tradycyjnych pisowskich tematach: zagrożenie rosyjskie, mgła 10 kwietnia, walką z agenturą i WSI. Skąd to przypuszczenie? Ano stąd, że była to grupa pisowskich radykałów, która miała spory udział w usunięciu z partii grupy Kluzik-Rostkowskiej, której zarzucono umiarkowanie, czyli w języku jakobińskim – „moderantyzm”. Zresztą wszelkie próby budowania czegoś między PiS a PO nie powiodły się. Dlatego Ziobro i jego koledzy budować będą „na prawo”. Powiedzmy dokładniej: w tym miejscu, gdzie powinna być konserwatywna prawica, miałby powstać projekt jeszcze radykalniejszego PiS.

REKLAMA

Jeśli tak ma wyglądać „alternatywa” dla Kaczyńskiego, to ja z góry dziękuję. Jeśli tak ma wyglądać polska „prawica”, to z góry proszę o wykreślenie mnie ze zbioru, który określa się tą nazwą.

Nie wiążę z grupą Ziobry większych nadziei. Na Facebooku jeden z moich kolegów – niegdyś działacz UPR, potem PiS, który z partii tej czy to został wyrzucony, czy też musiał odejść „spontanicznie” i „dobrowolnie” (już nie pamiętam) – tłumaczy innemu koledze, który (jeśli dobrze rozumiem) w PiS nadal tkwi czy to faktycznie, czy to mentalnie: „Ci ludzie nie odeszli z PiS, bo różnili się poglądami, tylko dlatego, że nie mogli znieść atmosfery wewnątrz i stylu zarządzania”. Owi „ci ludzie” to różnego rodzaju rozłamowcy z szeregów Kaczyńskiego.

I tu jest istota rzeczy: Marek Jurek, Paweł Kowal, Elżbieta Jakubiak, Ludwik Dorn, a teraz Zbigniew Ziobro nie odchodzą z PiS dlatego, że są ludźmi prawicy, konserwatystami, którzy dostrzegli, że PiS to nie partia prawicowa, lecz jakobińsko-rewolucyjna, posługująca się tylko prawicową frazeologią. Oni wszyscy odeszli z powodu „atmosfery wewnątrz i stylu zarządzania”, w związku z czym nigdy nie marzyli o niczym więcej jak o zbudowaniu PiS-bis, czyli PiS bez nieomylnego Prezesa. Ani Marek Jurek, ani Paweł Kowal, ani Zbigniew Ziobro nie są alternatywą dla PiS. To tylko – jako rzecze Ludwik Dorn – „pisowcy na wygnaniu”. Dlatego też z mojej strony poparcia nie dostaną.

Nie chodzi o „demokratyzację” PiS, o zmiany personalne. Chodzi mi o partię prawicową, konserwatywną, katolicką, afirmującą porządek, własność prywatną i opartą na tradycyjnej geopolityce. A PiS czymś takim nigdy nie było, nie jest i zapewne nigdy nie będzie. To nie prawica, lecz prawicowo-podobna demagogia.

Po drugie – usunięcie ziobrystów zwiastuje zmierzch PiS. To nie jest schizma Jakubiakowej i Kluzik-Rostkowskiej, czyli osób drugorzędnych. Tym razem jakobińska maszyna robienia czystek doprowadziła do eksterminacji Zbigniewa Ziobry, który był przez lata symbolem „kaczyzmu”. To postać sztandarowa, symbol walki z „korupcją” i „układem”.

Mam na Facebooku prawie 900 znajomych, wielu to zwolennicy PiS. Przed wyborami byli rozgrzani do czerwoności. Byli pewni zwycięstwa, widzieli już Kaczyńskiego jako premiera, a ten hipnotyzował ich każdym słowem. Łykali i powtarzali każde jego hasło, jakby pochodziło z porządku objawionego. Oto ogłoszono wyniki wyborcze i… pisowski Facebook milknie. Nakręceni do czerwoności nagle dostali wiadro zimnej wody na rozgrzane czoła. Widać wyraźnie zniechęcenie i brak wiary w kolejny sukces. I do tego doszło teraz wyrzucenie Ziobry – sztandaru partii. Skutkiem będzie powszechna demobilizacja.

Ci ludzie już wiedzą, że ani PiS, ani partie Kaczyńskiego i Ziobry żadnych wyborów nie wygrają. To zmierzch „niepodległościowej” formacji politycznej.

Po trzecie – nietrudno zauważyć, że w tym zmierzchającym PiS więcej rozłamów już nie będzie. W tym ugrupowaniu nikt już nie został. Nieomylny Prezes teraz może już być absolutnie pewny swojej despotycznej władzy. Usunął z partii wszystkich, którzy intelektualnie mogli się z nim równać, którzy spiskowali lub umysłowo byli zdolni do spiskowania. Jest teraz otoczony całym stadem Hofmanów, Suskich, Błaszczaków, Szydłów, Brudzińskich. Ci ludzie już się nie zbuntują. Wszelki możliwy ruch w PiS już się skończył. Został nieomylny Prezes i tłumek przeciętniaków. Nie ma liderów, nie ma następców. Partia będzie się zmniejszać i zmierzchać. Ale do samego końca nieomylny Prezes będzie dzierżył ster władzy niczym orientalny satrapa.

Nie, nie oznacza to, że nikogo już z PiS nie wyrzucą. Usuwanie dyscyplinarne ma miejsce w PiS po każdych wyborach. To bardzo sprytne posunięcie. Gdy partia piąt i szósty raz z rzędu przegrywa wybory, pojawia się naturalne pytanie: kto za to odpowiada? I pojawia się naturalna odpowiedź: Prezes. Co więc robi sprytny socjotechnik (tego Kaczyńskiemu nie sposób odmówić)? Aby wyborcy i członkowie partii nie zdążyli sobie tego pytania nawet zadać, natychmiast ogłasza „listę zdrajców i agentów”. Następuje mobilizacja członków i zwolenników przeciwko „zdrajcom”, przez których partia przegrała wybory. Zamiast polaryzacji Prezes – doły partyjne, mamy natychmiastową mobilizację szeregów partii przeciwko „zdrajcom”, a na czele „ortodoksji” stoi… Prezes.

W ten sposób Jarosław Kaczyński po każdych przegranych wyborach umacnia swoją wszechwładzę nad partią, która właściwie stała się jego prywatną własnością, taką orientalną satrapią z eunuchami, dworem itd. Ziobro szczęśliwie nawinął się Hofmanowi – gdyby nie to, że Cymański coś głupiego powiedział w telewizji, to dziś Hofman wylatywałby z PiS jako „odpowiedzialny” za porażkę.

REKLAMA