Małkowski i Popiełuszko. Legendy walki o niepodległość

REKLAMA

Publikujemy fragment wywiadu-rzeki z ks. Stanisławem Małkowskim, legendą polskiej walki o wolność, najbardziej znanym spośród żyjących księży – opozycjonistów. Jako student Uniwersytetu Warszawskiego x. Małkowski brał udział w strajkach w marcu 1968 roku za co został usunięty z Wydziału Filozofii UW. Od lat 70. XX w. współpracował z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela i Komitetem Obrony Robotników oraz czołowymi przywódcami polskiej opozycji m. in. Andrzejem Czumą, Leszkiem Moczulskim, Wojciechem Ziembińskim, Adamem Michnikiem i Jackiem Kuroniem. Przyjaźnił się z błogosławionym ks. Jerzym Popiełuszką (fragment wspomnień x. Małkowskiego na temat zamordowanego kapłana poniżej).

NCZ!: Kiedy Ksiądz po raz pierwszy spotkał albo usłyszał o księdzu Jerzym Popiełuszce?

REKLAMA

X. MAKŁKOWSKI: Znajomość z księdzem Jerzym, obecnym błogosławionym, rozwijała się stopniowo, prowadząc do współpracy i przyjaźni. Zaczęło się od sporadycznych kontaktów kleryckich, gdy wyszedł z wojska po dwuletniej służbie w jednostce kleryckiej. Miał opinię kleryka niezłomnego, z charakterem, umiejącego sprostać tym wyzwaniom, jakie w postaci różnych represji i nacisków, a także propozycji współpracy agenturalnej były kierowane wobec kleryków-żołnierzy. Ja widziałem Go jako człowieka skromnego, prostego, w sensie fizycznym nawet drobnego, kruchego, natomiast duchem mocnego, o dużym poczuciu honoru, godności osobistej. Dobra opinia szła za nim od czasu służby wojskowej. Wiedziałem, że pochodzi ze skromnej rodziny wiejskiej z Podlasia. Może chodziliśmy na jakieś wspólne wykłady w seminarium, chociaż był dwa lata wyżej ode mnie. Ja wtedy uczęszczałem na zajęcia trzeciego roku – On trafił na piąty po powrocie z wojska. Wyświęcony był dwa lata wcześniej niż ja, w 1972 roku. W tym okresie ani nie mieszkałem z nim w jednym pokoju, ani nie prowadziłem żadnych dłuższych rozmów. Przypominam sobie modlitwy w intencji Jego zdrowia, gdy było ono zagrożone i klerycy podjęli taką intencję. Później, gdy już zostałem księdzem, pamiętam działalność ruchu Wiara i Światło, nazwanego potem „ruchem muminków”.

Wspólnoty muminków powstały najpierw we Wrocławiu, potem w Warszawie. Tworzyły się pod koniec lat 70. Opiekunami byli moi znajomi i młodzież z warszawskiego KIK-u. W każdym razie spotkania muminków odbywały się w domach, a później już w kaplicach i salach parafialnych. Połączone były z modlitwą i Mszą Świętą. Kończyły się kolacją. Poproszono mnie, żebym został nieformalnym kapelanem muminków. Chętnie się zgodziłem. Taką propozycję otrzymał też ksiądz Jerzy Popiełuszko. Zetknęliśmy się podczas jakiegoś spotkania z biskupem Władysławem Miziołkiem. Ksiądz Jerzy stał obok biskupa, ja trochę dalej. Biskup zawsze bardzo życzliwie traktował księdza Jerzego. Podobnie biskup Zbigniew Kraszewski. W postawie tych dwóch biskupów ksiądz Jerzy miał zrozumienie, szacunek i oparcie. Jednak z powodu różnych swoich zajęć nie mógł się w ruch muminków w pełni zaangażować, tak jak Mu proponowano. Ja pozostałem w ruchu, potem już inni księża się pojawili. I tak do roku 1990-1991, czyli przeszło 10 lat.

W latach 70. z księdzem Jerzym spotykałem się też sporadycznie, gdy był wikariuszem w różnych parafiach. Częstsze spotkania, jak i zaproszenia ze strony księdza Jerzego, abym wygłosił prelekcje na temat obrony życia dzieci poczętych do studentów medycyny, pojawiły się, gdy pracował jako duszpasterz akademicki i kapelan średniego personelu służby zdrowia. Zapraszał mnie do kościoła św. Anny, tam Go odwiedzałem i połączyła nas sprawa obrony życia dzieci poczętych. Zrozumienie i troska z Jego strony bardzo mnie ujęły.

Później, gdy znalazł się od maja 1980 roku u św. Stanisława Kostki, został bardzo życzliwie przyjęty przez ówczesnego proboszcza, księdza prałata Teofila Boguckiego. Ksiądz Bogucki wspierał ruch obrony życia „Gaudium Vitae”, którego byłem współzałożycielem. Moje odwiedziny u księdza Teofila Boguckiego łączyłem też zwykle z wizytą u księdza Jerzego. Latem 1983 roku ksiądz Jerzy zaproponował mi współpracę w parafii św. Stanisława Kostki. Ksiądz prałat Bogucki to zaproszenie potwierdził.

Powierzono mi Msze Święte w niedziele o 19.00. Słynne Msze za Ojczyznę w ostatnią niedzielę miesiąca kilkakrotnie z księdzem Jerzym koncelebrowałem. Ksiądz Bogucki wprawdzie sam był ich inicjatorem, ale szybko przekazał prowadzenie tych mszy księdzu Jerzemu. Wiedział oczywiście, że ks. Jerzy włączył się w ruch solidarnościowy, zaproszony do niego w sierpniu 1980 roku, gdy tworzyła się „Solidarność”, przez hutników z Huty Warszawa. Podjął tę posługę. Przyznam, że wtedy trochę patrzyłem na niego jako na takiego nowicjusza w sprawach „Solidarności” i opozycji antykomunistycznej w Polsce. Moje własne doświadczenia, gdy chodzi o kontakty z opozycją zarówno KOR-owską, jak i Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela, były przecież znacznie wcześniejsze i intensywniejsze.

Tak samo moje wejście na solidarnościowy grunt było odrobinę wcześniejsze. Dokonało się poprzez wyjazd do Stoczni Gdańskiej w czasie sierpniowego strajku w 1980 roku. W każdym razie obserwowałem odważne, dzielne i konsekwentne poczynania księdza Jerzego w duchu służby kapłańskiej. Widziałem też i rozumiałem, że ta opozycyjna działalność była prowadzona wyraźnie na zaproszenie z tamtej, solidarnościowej strony i odbywała się za pozwoleniem księdza prymasa Wyszyńskiego.

Po okresie sporadycznych odwiedzin w parafii św. Stanisława Kostki nasza bardziej intensywna współpraca nawiązała się dopiero w lecie 1983 roku. Z tej współpracy wynikło coś więcej niż koleżeństwo. Można powiedzieć o przyjaźni i mam poczucie, że ta przyjaźń rośnie po męczeńskiej śmierci księdza Jerzego. Dalsza moja posługa kapłańska pozostawała i pozostaje w duchu współpracy z księdzem Jerzym, chociaż On już jest z drugiej strony, po swoim męczeństwie.

Odczuwałem pewne sygnały jakby z Jego strony, z nieba, że aprobuje mnie jako współpracownika i przyjaciela i chce, żebym jakoś kontynuował Jego posługę. Właśnie w duchu kontynuacji posługi księdza Jerzego włączyłem się w obronę krzyża na Krakowskim Przedmieściu, sądząc że ksiądz Popiełuszko duchowo jest tam obecny i chce, żebym w sensie widzialnym Go reprezentował.

Jak Ksiądz postrzegał przedsięwzięcia prowadzone przez księdza Jerzego? W jaki sposób ksiądz Jerzy podchodził do tych przedsięwzięć? Szeroko je uzgadniał czy raczej był indywidualistą w różnych swoich projektach?

Uważał, że skoro Msza Święta za Ojczyznę jest Jemu powierzona, to On
jest za nią odpowiedzialny, On powinien przygotować homilię, powinien organizować oprawę artystyczną. Inni księża przyłączali się do koncelebry sami. Nie było tak, że ksiądz Jerzy mówił: to teraz ty prowadź, ty powiedz homilię. W pewnym sensie były to msze autorskie, choć organizowane spontanicznie. Ale poparte szerokimi kontaktami, jakie ksiądz Jerzy umiał nawiązać z bardzo różnymi ludźmi. Umiał wybrać
pośród nich prelegentów, umówić się z aktorami, powierzyć im jakieś śpiewy i recytacje. Także jako organizator i taki przyjaciel ludzi z różnych środowisk, wreszcie inspirator spisywał się świetnie. Wielu ujęła ta Jego prostota, łatwość w kontakcie i taka duża odpowiedzialność za to dzieło, które zostało Jemu powierzone. Wykazywał zarazem głęboką
pokorę. Miał poczucie, że to zadanie Go przerasta, bo przecież w pewnym okresie właśnie te żoliborskie Msze za Ojczyznę stały się najbardziej znanym i docenianym znakiem firmowym „Solidarności”, ale zarazem ks. Jerzy czuł, że powinien mu sprostać, nie wycofywać się.

Msze za Ojczyznę stały się swoistym azylem dla opozycji oraz jedynym miejscem w Polsce, gdzie można było otwarcie wyrazić swój sprzeciw wobec socjalistyczno-komunistycznej władzy. Jak były traktowane przez opozycję, ludzi nastawionych patriotycznie?

To, że opozycja nie jest monolitem, zacząłem zauważać dopiero po męczeństwie księdza Jerzego. Wcześniej jakoś nie zwracałem uwagi na te podziały. Najbardziej znani opozycjoniści jakoś nie eksponowali swojej obecności na tych mszach, o ile pamiętam, jeżeli w ogóle tam byli. Natomiast tłumnie przybywali zwykli ludzie z całej Polski, z bardzo różnych stron. Widzieć ich wszystkich razem – to było to takie piękne odczucie. Stojąc i modląc się tam w te ostatnie niedziele miesiąca, mieliśmy pewność, że tutaj jesteśmy wolni, tutaj słowo Bożej prawdy podnosi nas na duchu, karmi, budzi nadzieję. Taki nastrój uniesienia, religijnego i patriotycznego, czasem bardziej patriotycznego, czasem bardziej religijnego, czasem jednego i drugiego łącznie, nam się udzielał.

Bardzo różni ludzie przychodzili na te uroczystości, a ksiądz Jerzy ich wszystkich przygarniał, akceptował, ale Msze Święte odprawiał przecież jako kapłan, a nie działacz społeczny czy polityczny.

Czy ksiądz Jerzy w rozmowach z Księdzem jakoś opisywał, przedstawiał zainteresowanie władz, zainteresowanie służb Jego osobą? Czy obawiał się komunistów? Czy miał poczucie zagrożenia?

Robił swoje, chociaż wyraźnie czuł się osaczony i zdawał sobie sprawę z
działań, jakie przeciwko Niemu podejmowali komuniści. Interesował się na przykład techniką, którą się posługiwali esbecy przeciwko Niemu czy innym działaczom. Chętnie o tym mówił i ja Go słuchałem, ale mnie to akurat mało interesowało. Sądziłem, że te wszystkie pomysły ubeckie są po to, aby „figuranta” zaabsorbować, żeby wzbudzić niepokój, zainteresowanie sprawami w gruncie rzeczy nieistotnymi – po prostu
moim zdaniem ubecji chodziło przede wszystkim o rozbudzenie paranoicznych podejrzeń. Starałem się to ignorować. Z drugiej strony byłem już wcześniej inwigilowany, choć w znacznie mniejszym stopniu i nie tak ostentacyjnie jak ksiądz Jerzy, więc nie dziwiłem się temu Jego zainteresowaniu i temu przejęciu rosnącym zagrożeniem Jego osoby. Ja nie doświadczałem takiego zagrożenia jak on. Bardzo Mu współczułem, ale nie wiedziałem, w jaki sposób mógłbym Mu pomóc, tym bardziej że wielu działaczy „Solidarności” gromadziło się koło Niego, co tworzyło pozór bezpieczeństwa.

Miał ochronę. W tej ochronie znaczącą postacią stał się Waldemar Chrostowski, do którego ksiądz Jerzy miał duże zaufanie – wbrew ostrzeżeniom, jakie kierowali do Niego różni ludzie.

Waldemar Chrostowski, zwłaszcza w ostatnim okresie, był ciągle obecny blisko księdza Jerzego, więc koledzy, którzy odwiedzali księdza Jerzego, siłą rzeczy widzieli Chrostowskiego. Chrostowski przywoził księdza Jerzego, wchodził z nim na jakiejś spotkanie, uczestniczył w jakiejś rozmowie. Szybko wyszedł z roli kierowcy czy ochroniarza Jerzego i stał się kimś w rodzaju asystenta księdza Jerzego, wtrącając się we wszystkie sprawy. Koledzy księdza Jerzego mówili mi, że postawa Chrostowskiego wzbudzała ich nieufność, uważali Go za człowieka nieszczerego i ostrzegali księdza przed nim. Ksiądz Jerzy dosyć długo tych ostrzeżeń nie przyjmował.

Natomiast gdy w końcu ksiądz Jerzy zaczął się niepokoić i podejrzewać, czy Chrostowski nie działa przypadkiem na Jego szkodę, to wtedy ubecy, jak wiadomo, zastosowali manewr operacyjny w postaci uwiarygodnienia Chrostowskiego przez podpalenie jego mieszkania. Ksiądz Jerzy uznał, że skoro nieznani sprawcy – w domyśle ubecy – podpalili Chrostowskiemu mieszkanie, to on nie może być ich człowiekiem. I nawet przyjął go do swojego mieszkania na jakiś czas.

Ubecja wygrała tę sprawę podwójnie: rozproszyli nieufność księdza Jerzego i sprawili, że Chrostowski był Mu jeszcze bliższy niż poprzednio.

A czego, według oceny Księdza, władze komunistyczne najbardziej obawiały się w działalności księdza Jerzego? Co było takim najbardziej niepokojącym elementem działań, który doprowadził w końcu do decyzji o Jego zamordowaniu?

Tak samo wtedy, w latach PRL-u, jak i dzisiaj, w latach III RP, władze boją się prawdy głoszonej konsekwentnie, odważnie, z mocą Słowa Bożego i społeczną akceptacją. Akceptacją ze strony tych ludzi, których słowo prawdy gromadzi, jednoczy, solidaryzuje, pobudza sumienie, budzi honor, wyzwala i daje poczucie wolności. Tak działo się z licznymi ludźmi, którzy wspólnie gromadzili się na Mszach Świętych za
Ojczyznę. I to było dla ówczesnych władz i esbeków zagrożeniem. Zagrożeniem dla systemu zła i kłamstwa, systemu bezbożnego i nieludzkiego zarazem…

Książka do kupienia w wersji elektronicznej (tutaj) oraz w ciągu kilku dni w wersji papierowej (tutaj)Tomasz Sommer (wieloletni redaktor naczelny tygodnika NCZ!) oraz Rafał Pazio (dziennikarz NCZ! oraz działacz społeczny znany m.in. ze starań o upamiętnienie życia i śmierci zamordowanego przez SB w 1989r. ks. Sylwestra Zycha) wysłuchali i spisali nie tylko historię życia x. Małkowskiego ale prawie połowę książki poświęcili sprawom współczesnym m.in. obronie krzyża na Krakowskim Przedmieściu, problemowi lustracji księży, relacjom władza państwowa – Kościół itp. Książka w wersji elektronicznej.

REKLAMA