Posiadanie dzieci jako inwestycja

REKLAMA

Kampania „Z rodziną trzeba się liczyć”, promowana przez Komisję Nadzoru Finansowego, zamiast edukować, wpisuje się w niechętną rodzinie politykę Unii Europejskiej. Komisja Nadzoru Finansowego jest państwową instytucją, która w założeniu ma dbać o stabilny i bezpieczny rynek finansowy w Polsce. Urząd wydaje rekomendacje dla uczestników rynku kapitałowego, prowadzi także działalność edukacyjną.

Kampania społeczna skierowana do rodzin, sprowadzająca dziecko do roli bardzo drogiego w utrzymaniu kaprysu, może przynieść więcej szkód niż pożytku. Jednym z głównych elementów kampanii jest wyliczenie „Ile kosztuje utrzymanie dziecka?”. W opracowaniu czytamy, że „to właśnie obawa o możliwość podołania kosztom wychowania dziecka jest jedną z przyczyn niskiego poziomu dzietności w Polsce”. Przedtem następuje wyliczenie, że „koszt wychowania jedynaka w polskiej rodzinie (do dwudziestego roku życia) wynosi 190 tys. zł”, dwójki dzieci – 322 tys., trójki 436 zł. Jeśli chcemy wysłać dziecko na studia, trzeba do tego dołożyć jeszcze 60 tys. zł na każde dziecko, a przecież „dzieci niestety chorują”, a w dodatku trzeba rozwijać jego pasje, zapewniać rozrywki, a to wszystko kosztuje.

REKLAMA

Jaki komunikat otrzymuje odbiorca kampanii? Jeśli decyduje się na potomstwo, powinien mieć na koncie jakieś pół miliona złotych, a skoro nie ma, to przynajmniej musi mieć pomysł, jak tę kwotę odłożyć. Blisko połowa Polaków nie posiada żadnych oszczędności. Dlatego informacja, że do założenia rodziny konieczne jest pół miliona złotych, rzeczywiście może ubezpłodnić!

Dziecko jako dar

Model rodziny bez dzieci (określany z angielska DINKS – double income, no kids – „podwójna pensja, zero dzieci”) stosunkowo rzadko jest wynikiem egoistycznej decyzji obu rodziców, częściej natomiast jest wynikiem przeżywanych boleśnie problemów z płodnością. Pragnienie dziecka jest tak naturalne, a przez to silne, że rodzice raczej nie rozmawiają o potomstwie w kategorii wydatków, co widać w desperacji nieliczących się z konsekwencjami finansowymi par mających problem z poczęciem. Zmienia się natomiast otwartość na życie. W Europie coraz mniej małżeństw decyduje się na tradycyjny model rodziny wielodzietnej. Doskonale widać, jak podejście „kosztowe” odbija się na wskaźniku dzietności. Polska, wraz z Litwą i Słowacją, posiada najniższy wskaźnik rozrodczości w Unii Europejskiej, wynoszący 1,3 dziecka na kobietę. Oczywiście w przypadku posiadania dzieci należy liczyć się z większymi wydatkami i odpowiedzialnym planowaniem finansów. Jednak sprowadzania posiadania potomstwa jedynie do kategorii finansowych jest nieporozumieniem. Zwłaszcza jeśli firmuje to wiarygodna instytucja.

Sprowadzanie posiadania potomstwa do pozycji kosztu w budżecie rodziny to skandal. Dla mniej jako katolika każde dziecko jest Darem Bożym, a jego poczęcie – cudem. Posiadanie dzieci jest celem każdego małżeństwa. Tymczasem rodziny wielodzietne – jak dokumentują świadectwa – coraz częściej spotykają się z nietolerancją i agresją ze strony społeczeństwa.

Dziecko jako skarb

Wyliczenia kosztów utrzymania dziecka w przyszłości to już czysta inżynieria społeczna. Człowiek, który nie może przewidzieć, czy obudzi się następnego dnia, i na dobrą sprawę nie może wiedzieć, ile będzie miał dzieci w przyszłości, na pewno nie jest w stanie przewidzieć, ile wyda na ich utrzymanie. Publikowanie 20- czy 25-letnich prognoz ekonomicznych, tak charakterystyczne dla minionej epoki socjalizmu, jest po prostu niepoważne. Nie tylko dlatego, że w takich obliczeniach występuje zbyt wiele zmiennych, ale z powodu czysto logicznego – przyszłości nie da się przewidzieć ani tym bardziej zaplanować, także w pozycji „wydatki”.

Każda rodzina wie, że zwykle horrendalne wydatki „na dzieci” okazują się mitem, wyciągającym na światło dzienne nasze egzystencjalne lęki, a czasami będącym przykrywką dla zwykłego wygodnictwa. W praktyce w ponoszeniu kosztów wychowania dzieci pomagają: rodzina, znajomi, zresztą w tak bogatym z perspektywy globalnej kraju jak Polska, gdzie kilogram kurczaka kosztuje równowartość jednego euro, nie powinno w ogóle się o tym dyskutować. Często posiadanie większej liczby dzieci wyzwala w rodzinie przedsiębiorczość, a wielodzietność okazuje się kluczem do dobrobytu materialnego.

Jednak dyskutowanie o dziecku wyłącznie w kategoriach ekonomicznych jest czystym nieporozumieniem. Posiadanie potomstwa jest bezcenne. Dziecko od zarania dziejów jest największym szczęściem każdego rodzica i nie zmienią tego nawet współcześni ideolodzy, którzy są wrogami tradycyjnej rodziny.

Dziecko jako inwestycja

Jeśli utrzymają się obecne tendencje, w 2050 roku ludność świata będzie wynosiła 9 mld, z czego 2 mld będą stanowili ludzie starzy (w tym 10 proc. powyżej 80 lat). Według prognoz OECD, w 2050 roku odsetek ludzi w wieku powyżej 65 lat w takich krajach jak Grecja, Hiszpania, Włochy, Czechy, Słowacja i Polska może przekroczyć nawet 30 procent. Według obliczeń Cezarego Mecha i Dariusza Gontarka, przy obecnym zadłużeniu państwa na poziomie 138 proc. PKB i dramatycznie niskim poziomie dzietności jedynym ratunkiem dla obecnego systemu socjalnego byłoby przyjmowanie 600 tys. imigrantów rocznie. W naszej kulturze praktycznie trudno sobie to wyobrazić. Z tego powodu dziecko – jeśli rozmawiamy już o posiadaniu potomstwa w kategoriach wyłącznie ekonomicznych – powinno być traktowane nie jako „koszt” (a jak wiadomo, w budżecie domowym dąży się do redukcji kosztów), ale jako „inwestycja”. Inwestycja niezbędna i konieczna dla przetrwania rodziny, wspólnoty, narodu.

Najbardziej kuriozalny jest fakt, że instytucja, która powinna zajmować się edukowaniem sektora finansowego, za pieniądze podatnika firmuje akcję społeczną ostrzegającą przed bardzo wysokimi kosztami zakładania rodziny, bo – nie oszukujmy się – taki będzie wydźwięk kampanii, która na dobre jeszcze się nie rozpoczęła.

W epoce bankructwa socjalnego państwa dobrobytu, które chwieje się w posadach na naszych oczach, inwestycja w rodzinę, i to w rodzinę wielodzietną, jest najpewniejszym sposobem zabezpieczenia swojego losu. Bez względu na wydumane koszty. Dzieci wnoszą zdecydowanie coś więcej, co wykracza poza kategorie ekonomiczne. Szczęście i spełnienie, które nie mają żadnej ceny i które są warte każdych pieniędzy.

REKLAMA