Zaskakujące – również wielu Niemców – przemówienie ministra Sikorskiego na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w Berlinie (28 listopada) spotkało się z licznymi i pozytywnymi reakcjami niemieckiej prasy. Ten swoisty eurohołd lenny ministra spraw zagranicznych RP wobec RFN i UE oraz gotowość podporządkowania im polskiej suwerenności doczekały się oczywiście przychylnych niemieckich recenzji.
Tekst obszernego przemówienia szefa warszawskiego MSZ pt. „Polska i przyszłość Europy” opublikował m.in. berliński dziennik „Die Welt”. Komentarz zamieszczony na pierwszej stronie stwierdzał, że wystąpienie polskiego ministra było „pełnym pasji apelem o zdecydowane pogłębianie integracji europejskiej”. Radosław Sikorski „odważył się na historyczny krok”, mówiąc, że mniej obawia się siły Niemiec niż niemieckiej bezczynności w Europie w dobie kryzysu. Z uznaniem spotkały się też opinie ministra z Warszawy o konieczności znacznie bliższej niż do tej pory współpracy Polski, Niemiec i innych państw w ramach Unii Europejskiej, a także jego apel do władz RFN, aby koniecznie broniły strefy euro – nie tylko dominując w niej, ale też przewodząc „reformom”. Sikorski przypomniał zebranym o rozpadzie Jugosławii i tamtejszej wojnie – rozpadzie, który ponoć rozpoczął się od kryzysu wspólnej jugosłowiańskiej waluty. Opowiedział się zdecydowanie za federacyjnym, scentralizowanym ustrojem UE, do czego większość polityków niemieckich czy francuskich dąży od dawna. Stwierdził m.in. że największym zagrożeniem dla Polski byłby upadek strefy euro (!), więc instytucje UE powinny mieć więcej władzy niż dziś, bo Europę czeka albo „głębsza integracja”, albo „załamanie”, „upadek” (Zusammenbruch).
Niektórzy niemieccy komentatorzy podkreślali, że przemówienie ministra Sikorskiego, skierowane do kilkuset przedstawicieli niemieckich elit politycznych, wyraźnie odstawało od „standardowych” wystąpień zagranicznych polityków w Berlinie. Było bowiem pozbawione dyplomatycznych deklaracji, natomiast obfitowało w propozycje reform UE i emocjonalnych wezwań Niemców do aktywniejszego przejęcia odpowiedzialności za los Europy.
Lepszy komisarz UE niż suwerenne decyzje
Z kolei np. komentarz „Frankfurter Allgemeine Zeitung” stwierdzał m.in., że władze w Warszawie najwyraźniej obawiają się nie tylko rozpadu strefy euro, ale też coraz głębszego faktycznego podziału politycznego i gospodarczego na państwa ze wspólną walutą i te pozostałe – bez waluty UE. Właśnie dlatego minister Sikorski nalegał na wzmocnienie instytucji UE, a nie tylko współpracy międzyrządowej. Wręcz domagał się od władz Niemiec, aby nie pozostawiły Polski na uboczu spraw europejskich. W zamian obiecał wsparcie Warszawy przy forsowaniu przez Berlin niezbędnych w UE reform traktatowych i innych. Na pytanie o przywileje i ryzyko związane z funkcją postulowanego przez Berlin europejskiego „superkomisarza” (nadzorcy finansowego), który mógłby mieć wgląd w budżety i prawo kontroli finansów krajów członkowskich, minister Sikorski odpowiedział zaskakująco, że taki „unijny komisarz stanowi lepsze rozwiązanie niż niektóre decyzje podejmowane przez poszczególne państwa”. Zasugerował, że taki nadzór władz UE byłby lepszy niż suwerenne decyzje finansowo-budżetowe.
Wydaje się, że największe zdziwienie niemieckich komentatorów wywołały jednak słowa ministra o tym, że kraj będący elementem postulowanej nowej federacji europejskiej „powinien mieć co najmniej tyle autonomii, ile mają stany USA” (a przecież amerykańskie stany mają pełną autonomię budżetowo-finansową i nie mają w tej dziedzinie jakichś komisarzy-nadzorców z Waszyngtonu). „FAZ” stwierdził, że Sikorski opisał przyszłą Unię Europejską jako federację na wzór USA, nazwał ją „superwładzą” i określił walkę o finansowy system UE jako wybór między ratunkiem a upadkiem. Sikorski wyraźnie dał do zrozumienia, że państwa członkowskie UE powinny zrezygnować przy tym ze znacznej części swej narodowej suwerenności – pisał frankfurcki dziennik.
Szef warszawskiego MSZ zastrzegł, że w gestii członków UE nadal powinny jednak pozostać sprawy dotyczące tożsamości narodowej, kultury, moralności, religii, stylu życia oraz wysokości podatków. W UE mogą funkcjonować obok siebie kraje różniące się godzinami pracy czy prawem rodzinnym – zaznaczył minister Sikorski.
Zadowolenie polityków niemieckich
Te minimalne, jedynie „autonomiczne”, a właściwie półautonomiczne wymagania szefa warszawskiego MSZ najwyraźniej mile zaskoczyły niemieckich obserwatorów, w tym obecnych na sali: szefa niemieckiej dyplomacji (Guido Westerwelle) i dwóch byłych prezydentów Niemiec. Jeden z nich, od lat konserwatywny i często odważny w swych publicznych poglądach i zasadach Horst Köhler, powiedział do zgromadzonych na sali między innymi: „Jak Państwo wiedzą, urodziłem się w Polsce. Jestem szczęśliwy, że pan jako polski minister wygłosił do nas takie przemówienie”. Natomiast minister Westerwelle stwierdził, że cieszy go, iż „polski minister nie obawia się mocnej roli Niemiec w Europie, lecz wręcz jej oczekuje”. Zdaniem szefa niemieckiego MSZ, przemówienie ministra Sikorskiego „dowodzi proeuropejskiego kursu Polski w Europie” („Deutsche Welle”).
Nic dziwnego, że za takie wyżej wspomniane i inne opinie i propozycje polski minister został w Niemczech wyraźnie pochwalony, również przez kanclerz Merkel. – To dobrze, jeśli nie tylko przedstawiciele Niemiec mówią, że potrzebujemy unii fiskalnej, unii stabilizacji i większej koordynacji – powiedziała nazajutrz dziennikarzom Angela Merkel w Urzędzie Kanclerskim.
Niektórzy inni komentatorzy i politolodzy niemieccy nazwali zaskakujące wystąpienie szefa warszawskiego MSZ „głosem nowej Polski”, mogącej pochwalić się osiągnięciami w dziedzinie „transformacji” ustrojowej i gospodarczej i już mającej „jasną wizję Europy” – jeszcze mocniej zintegrowanej i bardziej jednolitej niż obecnie. Uznali, że jest to tym bardziej pozytywne, że dotychczasowe stanowisko rządowej Warszawy w sprawie przyszłości Unii Europejskiej – w dobie finansowego kryzysu – nie było wyraźne. Opinie Sikorskiego z 28 listopada pasują Niemcom tym bardziej, że na najbliższym „szczycie” UE (8-9 grudnia) zamierzają oni przeforsować kilka swoich priorytetowych projektów.
Niemcy gwarantem braku zmian w Polsce?
Co było powodem przedstawienia przez ministra Sikorskiego niemieckim elitom tej „jasnej wizji” i swoich wielce kontrowersyjnych, rzekomo tylko „autorskich” tez? Przyczyn było z pewnością co najmniej kilka. Jedną z bardziej istotnych mogła być coraz bardziej pusta kasa rządowej Warszawy i ZUS oraz narastający od miesięcy strach polityków PO/PSL i innych ludzi władzy, tych jawnych i tych tajnych, przed zbliżającą się koniecznością jakichś faktycznych, antybiurokratycznych reform ustroju, systemu finansowego i gospodarki Polski. A jak trwoga, to być może uznali, że trzeba już pilnie udać się do europejskiego hegemona, aby oddać się w jego opiekę. Oddać Niemcom i władcom UE władzę w sprawach zewnętrznych i zasadniczych dla Polski, zachowując przy tym gwarantowaną przez Berlin i Brukselę swoją „autonomiczną” władzę nad wielkim biurokratycznym aparatem i polityką wewnętrzną polskiego państwa? Nad jego licznymi urzędami, agencjami, telewizjami, funduszami czy „instytutami filmowymi”, nad tym całym krajowym żerowiskiem – dla sprawy dalszego „kręcenia lodów” i wesołego „grillowania”? Przy niemieckich, a właściwie niemiecko-rosyjskich gwarancjach politycznych, finansowych i kredytowych, zapobiegających jakimkolwiek większym zmianom aktualnego porządku w Polsce? A także groźbie jakiejś niekontrolowanej rewolty ogłupionego wprawdzie już dawno (przez telewizję i propagandę), ale w przyszłości może głodnego i wściekłego polsko-pokomunistycznego ludu? Rewolty, która mogłaby gwałtownie przerwać to wesołe „grillowanie”, spokojne rozkradanie i marnowanie kraju, jego zasobów i finansów?
O tak, ta groźba jest dla niektórych z Warszawy, Gdańska czy Wrocławia – nie tylko z partii aktualnie rządzących – z pewnością warta oddania się pod długotrwałą „opiekę” Niemiec, coraz bardziej neosowieckiej UE czy Moskwy.