Kaczyńskiego zdradza „punkt widzenia każdego patrioty, któremu droga jest suwerenność”

REKLAMA

Nareszcie wiemy, jaki jest „punkt widzenia każdego patrioty, któremu droga jest suwerenność”! A któż inny mógłby nas w tym zakresie oświecić, jeśli nie sam pan prezes Jarosław Kaczyński? Jego wykładnia ma charakter wykładni autentycznej, bo większego patrioty od pana prezesa Kaczyńskiego u nas nie ma, a kto wie, czy kiedykolwiek był albo i będzie?

Jak powiada Pismo Święte, „z obfitości serca usta mówią” – toteż i pan prezes Kaczyński z obfitości serca gorejącego szczerze nam to wyjaśnił. Właśnie ta szczerość sprawia, że deklaracja prezesa Kaczyńskiego więcej wyjaśnia niż mówi, zwłaszcza gdy ją z należnym uszanowaniem i uwagą rozbierzemy. W wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej”, również zatytułowanej cytatem „Propozycje Sikorskiego grożą rozpadem obecnej Unii”, scharakteryzował stanowisko przedstawione w berlińskim przemówieniu ministra Sikorskiego jako „przedwczesny akt hołdowniczy i to zanim pojawiła się cena za taką usługę”. Wynika z tego, że akty hołdownicze bywają „przedwczesne”, ale też bywają dokonane we właściwym czasie, to znaczy ani za wcześnie, ani za późno, czyli w samą porę. No dobrze, ale skąd wiadomo, czy na akt hołdowniczy nie jest za wcześnie albo – dajmy na to – za późno? Kiedy – mówiąc wprost – jest odpowiednia pora na dokonanie aktu hołdowniczego? Z bezcennej wskazówki, którą odtąd powinien kierować się każdy patriota, „któremu droga jest suwerenność”, wynika to bardzo jasno: odpowiednia pora jest wtedy, kiedy pojawi się cena za taką usługę – to znaczy za akt hołdowniczy. Ani minuty wcześniej, bo akt hołdowniczy dokonany minutę wcześniej dowodzi zdrady i zaprzaństwa, podczas gdy taki sam akt hołdowniczy, ale dokonany minutę później, to znaczy kiedy pojawiła się „cena za taką usługę”, dowodzi płomiennego patriotyzmu i heroicznej obrony suwerenności.

REKLAMA

Jaki z tego płynie wniosek? Ano taki, że każdy patriota, któremu droga jest suwerenność, powinien zaopatrzyć się w zegarek – oczywiście specjalny zegarek patriotyczny, dzięki czemu potrafi z dokładnością do pół sekundy dokonać aktu hołdowniczego we właściwym momencie, a następnie zainkasować „cenę za tę usługę”, która mu się słusznie i zgodnie z prawem moralnym należy – bo cóż wynagradzać w tych zepsutych czasach, kiedy króluje zdrada i zaprzaństwo, jeśli nie płomienny patriotyzm, któremu droga jest suwerenność? Nie jest tedy wykluczone, że stąd właśnie płynie obawa prezesa Kaczyńskiego przed „rozpadem obecnej Unii”, jaki może nastąpić na skutek propozycji Sikorskiego. I słusznie, bo o ile „obecna Unia” otwiera przed patriotami nieskończone możliwości dokonania – oczywiście za odpowiednią cenę – mnóstwa aktów hołdowniczych, o tyle to, co mogłoby wyłonić się z propozycji Sikorskiego, nie jest jeszcze znane w szczegółach, mimo zakończenia unijnego szczytu.

Wiadomo tylko, że jego uczestnicy uzgodnili, że wszystko uzgodnią w marcu, a na razie zrzucą się, ile tam który może, żeby do Międzynarodowego Funduszu Walutowego przekazać 200 mld euro, które on następnie pożyczy dla ratowania odpornej na kryzysy unii walutowej. Wygląda na to, że premier Tusk nie tylko nie dostanie spodziewanych 300 miliardów, ale będzie musiał do interesu dołożyć. To znaczy: do interesu będą musieli dołożyć obywatele.

Tak to kończą się marzenia o darmosze. Okazało się, że róg obfitości, po którym wszyscy, a zwłaszcza większość naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, spodziewali się, że za usługi hołdownicze sypnie szmalem i znowu będzie jak za Gierka – że ten róg trzeba dopiero napełnić. Łatwo powiedzieć: napełnić – ale nie bardzo wiadomo, kto to ma zrobić i czym. „Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce” – przestrzegał Bertold Brecht. „Ale czy forsę ma? Niestety, nie!” W takiej sytuacji trzeba zwierać szeregi – i to nie tylko szeregi płomiennych patriotów, którym droga jest suwerenność, ale również, a może nawet przede wszystkim szeregi autorytetów moralnych i tych, którzy wprawdzie może specjalnymi autorytetami moralnymi nie są, ale jako „ludzie przyzwoici” tworzą „elitę III Rzeczypospolitej”. W sytuacji braku forsy bardzo wiele bowiem zależy od tego, co autorytety i przyzwoici powiedzą mniej wartościowemu narodowi tubylczemu. Czy, dajmy na to, powiedzą mu, że został skrzywdzony („Który skrzywdziłeś człowieka prostego…”), czy też przeciwnie – że to, co odczuwa jako krzywdę, to tylko zwyczajne na tym etapie rozwoju dziejowego „trudności wzrostu”, przeciwko którym próżno wierzgać, niczym przeciwko ościeniowi. Ma się rozumieć, nie zrobią tego za darmo; co to, to nie, a zresztą – całkiem słusznie, bo cóż wynagradzać w tych zepsutych czasach, jeśli nie przyzwoitość? Wiec niezależnie od rekompensat finansowych, które nasi Umiłowani Przywódcy dla przyzwoitych obmyślili i obmyślą, elity III Rzeczypospolitej właśnie zostały wynagrodzone prestiżowo. Może w niezbyt dobrej walucie, ale kiedy mamy kryzys, to nie pora na grymasy.

REKLAMA