Wyłożony w Berlinie przez Radosława Sikorskiego plan Stanów Zjednoczonych Europy, zrealizowany kilka dni później przez szczyt unijny, wzbudził w Polsce słuszne kontrowersje i sprzeciwy. Problem tylko w tym, że zasiadająca w Sejmie „prawicowa” opozycja nie była (tradycyjnie) intelektualnie zdolna zaproponować czegokolwiek innego.
Obrona europejskiego status quo od początku była iluzją, bowiem stan, którego broni PiS, jest już passé. Unii Europejskiej z Lizbony nie ma – została zjedzona przez kryzys zadłużenia. W związku z tym nie da się trwać na tej pozycji i można albo pójść do przodu w integracji (plan Sikorskiego), albo cofnąć się (stanowisko Camerona). Tertium non datur.
Parlamentarna polska „prawica” – zarówno PiS, jak i Solidarna Polska – wydaje się tego kompletnie nie rozumieć i dlatego broni Unii sprzed kilku miesięcy, której już nie ma i nigdy już nie będzie. Tak Jarosław Kaczyński, jak i Zbigniew Ziobro wydają się tego kompletnie nie dostrzegać lub też nie rozumieć. To porażka konceptu tej formacji, aby wejść do UE, ale niezbyt głęboko – brać pieniądze unijne, ale bez wasalizacji wobec Berlina i Brukseli, zachowując status jawnej agentury amerykańskiej w Europie.
Osobiście myślę, że Kaczyński od samego początku błędnie postrzegał UE jako antyrosyjską i antykomunistyczną organizację międzynarodową. Stąd jego wypowiedzi przedakcesyjne, że integracja z UE to będzie mocny krok przeciwko postkomunistom, czy inna jego słynna wypowiedź: „Stworzenie wspólnej armii przez Unię Europejską dałoby Brukseli status supermocarstwa porównywalnego z Waszyngtonem”.
Dziś jednak Angela Merkel „skróciła smycz” i postawiła nas przed wyborem totalnym: albo federacja europejska, albo fora ze dwora. Donald Tusk natychmiast wybrał federację, podczas gdy Kaczyński naiwnie wierzy, że można bronić mirażu, którego już nie ma.
PiS i SP atakują dziś rząd Tuska z pozycji absurdalnych: sprzeciwiamy się federalizacji i wszystko ma zostać tak, jak do tej pory było, czyli w formule, w jakiej „Lizbonę” podpisał Lech Kaczyński. Do tego dochodzi radykalna krytyka rządu z pozycji socjalno-socjalistycznych. Dotyczy to także Solidarnej Polski. Partia ta różni się od PiS brakiem tematyki smoleńskiej (zmonopolizowanej przez brata bliźniaka nieżyjącego Prezydenta) i bodaj jeszcze bardziej radykalną socjalną demagogią. Wróbelki ćwierkają, że pomysł Zbigniewa Ziobry na odróżnienie się od PiS to jeszcze bardziej socjalny program. Niestety, to nie jest alternatywa dla planu Sikorskiego.