Państwo. Złodziej czasu

REKLAMA

Większość osób jest przekonana, że jedyną możliwą formą podatku jest płatność pieniężna. Niektórzy pamiętają może ze szkoły, że kiedyś daniny pobierano w naturze, lecz zupełnie niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że jednym z podstawowych sposobów pobierania podatku jest kradzież czasu.

Przeciętny człowiek żyje obecnie 60-70 lat, co stanowi całkiem pokaźny okres. Większość życia upływa jednak na cyklicznie powtarzanych zajęciach, takich jak praca i różnego rodzaju dobrowolnie podejmowane obowiązki. Ludzie na ogół narzekają, że wiecznie brak im czasu, ale zazwyczaj przypisują ten stan rzeczy postępowi cywilizacyjnemu. Wedle powszechnego mniemania nasi przodkowie (nawet ci z PRL-u) żyli w szczęśliwym świecie, który wprawdzie był mniej zaawansowany technologicznie i cywilizacyjnie oraz uboższy, lecz mniej konsumpcyjny, a przez to pozwalający ludziom na spędzanie ze sobą większej ilości czasu.

REKLAMA

Zaczerpnąwszy z marksizmu kategorię alienacji, współcześni naukowcy i filozofowie mówią nawet o nowoczesnej formie ludzkiego wyobcowania polegającego na tym, że nasza czasoprzestrzeń została zawładnięta przez konsumpcję oraz świat przedmiotów. Czyżby zapomnieli jednak o prawdziwej przyczynie naszych trudności z czasem? Znane powiedzenie głosi, że czas to pieniądz, ale niestety mało kto umie wyprowadzić z niego wszystkie konsekwencje. Gdyby bowiem wszyscy zrozumieli, jak wiele czasu kradnie nam państwo, pragnęliby jak najszybciej je znieść. Lewiatan czuje się bezpieczny tylko wówczas, gdy trzyma wszystkich pod kontrolą. Jako największa grupa przestępcza na danym terytorium pilnuje nieustannie, aby nikt nie miał zbyt dużo wolnego czasu, gdyż wolny czas można przekuć na pieniądz. Pieniądz zaś daje potęgę, a jedyną potęgą może być tylko samo państwo. Oto jak państwa rabuje nas z podstawowego bogactwa – czasu.

Nie ma chyba człowieka żyjącego w cywilizowanym świecie, który nie stałby kiedyś w korku. Liczba aut stale rośnie, lecz państwowych dróg przybywa niewspółmiernie mniej. Można byłoby ich zbudować więcej, ale Lewiatan przyznał sobie w tej dziedzinie monopol. Tymczasem uliczne korki są tak naprawdę odpowiednikiem PRL-owskich kolejek do sklepów: popyt jest znacznie większy niż podaż. Problem kolejek do sklepów rozwiązano prywatyzacją sklepów – dlaczego więc nikt nie prywatyzuje dróg? Cenne godziny tracimy także za sprawą państwowych lotnisk, portów żeglugi pasażerskiej, kolei, czy też samej infrastruktury komunikacyjnej miast. Wszystkie z nich należą do Lewiatana, który nie mając konkurencji, nie musi dbać o jakość swoich usług. Usługi transportowe są zupełnie nieelastyczne, gdyż nieelastyczny jest ich „właściciel”, który dba przede wszystkim o własną wygodę.

Wieloletnia odsiadka czeka także dziecko idące do szkoły. Państwo, ustalając minimum programowe dla całego kraju sprawia, że między szkołami nie ma prawdziwej konkurencji, lecz jedynie „wtórna” konkurencja w zakresie realizowania tego samego schematu. Dzieci siedzą w szkołach zbyt długo także dlatego, że o większą liczbę etatów walczą nauczycielskie związki zawodowe. Przy pełnym urynkowieniu usług edukacyjnych z pewnością okazałoby się, że nasze pociechy nie muszą spędzać za szkolnymi ławami nawet połowy obecnego czasu, lecz spędzać czas na zajęciach, które przygotowywałyby je do zarobkowania w życiu dorosłym. Kradzieżą czasu jest też sam obowiązek szkolny, który nakazuje wielu dojrzałym już osobom przesiadywać w miejscu, którego nie akceptują.

Jednym z największych rabunków dokonanych na naszym czasie są przepisy, które wymuszają na firmach utrzymywanie osobnych działów do spraw kontaktów z państwem. Za sprawą kaprysu państwa dziennie drukuje się miliardy faktur oraz wypełnia miliardy wniosków, których istnienie jest co najmniej zbędne. Nasze biurka toną w morzu deklaracji, umów oraz formularzy, których liczba i zakres na prawdziwie wolnym rynku pozbawionym państwa byłaby zaledwie ułamkiem stanu dzisiejszego. Niektóre dokumenty dublują się lub wymagają podania informacji całkowicie nieistotnych, a wszystko dlatego, że brak otwarcia się ze strony państwa na prawdziwy popyt na jego usługi zamiast stosowania przymusu uniemożliwia odpowiednie dopasowanie się do potrzeb obywateli. Osobna historia to same urzędy wymuszające wypełnianie wszystkich druczków – liczba godzinoabsurdów spędzonych w publicznych gmachach przekracza granice ludzkiego umysłu.

Nade wszystko jednak współczesny człowiek jest ofiarą wywoływanej przez państwo i stworzony przez niego system bankowy celowej inflacji. Chcąc spokojnie myśleć o przyszłości, nie możemy nigdy ulokować zarobionego przez siebie złota złożyć w bezpiecznym miejscu i poświęcić czas na upragnione przez siebie rozrywki lub inne zajęcia. W zamian mamy do czynienia z papierowymi biletami, których istotą jest to, że nieustannie tracą na wartości. Wymusza to na nas ciągłe pozostawanie w obiegu oraz wrzucania zdobytych przez siebie oszczędności do „inflacyjnego młyna”, który co rusz tworzy nową kastę bogaczy z państwowego nadania.

System prawa pracy wymuszony przez państwo wpływa także na zawieranie całkowicie nieelastycznych umów o pracę. W przeciwieństwie do umów regulujących wykonywanie konkretnych usług (dziś znanych nam pod postacią umów o dzieło i zlecenie), umowa o pracę polega często na ośmiogodzinnym rytuale odgrywanym wzajemnie między pracodawcą a pracobiorcą jedynie w celu korzyści, jakie obie strony odnoszą z racji narzuconych przez państwo przepisów. Państwowe prawo pracy krępuje także dowolność umów, jakie zawierać może pracodawca i sprawia, że zajęcia, które z lepszym skutkiem mogłyby wykonywać osoby usuwane z rynku poprzez ustawodawstwo pracy minimalnej, muszą być wykonywane przez pozostałych pracowników. Cierpi na tym organizacja pracy, co ma przełożenie na niemożliwość optymalnego wykorzystania dostępnego czasu.

Jakby tego było mało, obywatele są przez państwo wzywani co jakiś czas na rozmaite kursy i szkolenia, których celem jest rzekomo utrzymywanie odpowiednich standardów, a tak naprawdę w wielu wypadkach sprowadzają się jedynie do nabicia kabzy właściwych osób. A ponieważ wszelkiego rodzaju kursy branżowe nie odpowiadają na realne zapotrzebowanie ze strony rynku, lecz są organizowane jedynie z racji odpowiedniego zapisu w ustawie, czas ich trwania oraz sposób organizacji pozostawia nader wiele do życzenia. Sale konferencyjne w Polsce są nieustannie świadkami teatrzyków odgrywanych przez szkolonych i szkolących, w których ci pierwsi odgrywają rolę pasjonatów tematu, a ci drudzy udają, że chodzi im o coś więcej niż certyfikaty lub zdobywane punkty.

Wprawdzie państwowy system usług medycznych nosi nazwę „opieki zdrowia”, lecz do zdrowia obywateli się bynajmniej nie przyczynia. Sprawując monopol w leczeniu wielu chorób, państwo udostępnia usługi o zaniżonym poziomie. Nie będąc skonfrontowane z żadną konkurencją tak naprawdę nieustannie przyczynia się do stosowania gorszych metod leczniczych. W następstwie tego ludzie więcej chorują, częściej zdarzają się błędy lekarskie oraz następuje więcej zgonów niż by to miało miejsce na wolnym rynku leczniczym. Pod rządami państwa ludzie spędzają więcej czasu w szpitalach oraz żyją krócej, także ze względu na większe niebezpieczeństwo spowodowane brakiem konkurencji na rynku usług ochronnych.

Każdy, kto wyjeżdżał za granicę, wie na pewno, ile czasu pochłania niekiedy uzyskanie wizy wjazdowej lub też jak długo można stać na granicy czekając, aż urzędnik służby granicznej raczy łaskawie przepuścić nas dalej. Każdy, kto był w wojsku wie, ile cennego czasu swego życia stracił na całkowicie pozbawionych sensu czynnościach wykonywanych jedynie z kaprysu dowódcy. Każdy, kto był w placówce Poczty Polskiej wie, ile godzin minęło mu na oczekiwaniu na bycie obsłużonym. Każdy, kto żyje na tym świecie, powinien mieć sobie na tyle uczciwości żeby przyznać, że największym złodziejem czasu (i nie tylko) jest państwo.

W przeciwieństwie do oficjalnych zestawień budżetu państwa oraz wszystkich podległych mu jednostek, rachunek zabranego czasu jest niemożliwy do sporządzenia. Marnotrawstwo czasu zarządzone przez Lewiatana dzieje się nieustannie i na każdym kroku. Faktem tragicznym pozostaje jednak to, że niemal nikt nie chce tego widzieć. W modzie jest dziś uczone rozprawianie o tym, jak to rynek i „wyścig szczurów” konsumuje nasz czas albo wskazywanie na wszechobecny konsumpcjonizm, który nakazuje nam poświęcać czas na zakupy. Cóż jednak powiedzieć o miliardach ukradzionych godzin, które odbierane są nam na każdym kroku?

Czas to nie tylko pieniądz, ale i okazja do przemyśleń. Państwo boi się jednak możliwości, że jego poddani mogliby dojść w wolnym czasie do zbyt mądrych wniosków. Kosztem wzrostu zamożności i wydajności woli więc zabrać swym niewolnikom jak najwięcej chwil, które mogłyby się obrócić przeciw niemu. Warto więc zatrzymać się na chwilę i zrozumieć, jak bardzo jesteśmy okradani.

REKLAMA