Noworoczny przegląd polskiej sceny politycznej

REKLAMA

Początek nowego roku zachęca do podsumowań, a zatem: na scenie politycznej – „kaszana”! Postkomunistyczna lewica SLDowska porzuciła marksizm na rzecz pełnej kieski i najchętniej dołączyłaby do łże-liberałów z PO, którzy z kolei dla pełnej kieski porzucili liberalizm. Dwie bezideowe partie władzy, jak te dwie stare bladzie, które dawno już straciły niegdysiejszą cnotę ideowości, ale jeszcze stręczą się frajerom jako dziewice. SdPl, jeśli jeszcze istnieje, to już tylko jako kanapa starych politycznych wycieruchów, czekających na okazję, a to, co pozostało z Unii Wolności (Partia Demokratyczna – demokraci.pl), to żydowskie lobby polityczne, które jeszcze nie rozproszyło się po innych partiach; i tu, rzecz jasna, ideowości za grosz, poza żydowskim szowinizmem. Ba! – wystarczy za wszystkie ideologie… Przytulisko w kancelarii prezydenta Komorowskiego – owszem, wygodne do wyczekiwania lepszej okazji w ciepełku „miszpuchy”, niestety nie „cycełesowatej”, tradycyjnej, bo o tradycji raczej KPP-owskiej….

Cyrk Palikota – partia niedokształconych gołowąsów, pederastów, feministek i wszelkiej maści leninowskich „pożytecznych idiotów” w nowej edycji, skrzykniętych przez biłgorajskiego filozofa, co to zobowiązał się do zachowania w tajemnicy swych kontaktów z SB (skąd najprawdopodobniej wyrasta jego majątek i kariera) – ma zatem spore szanse zdystansować popularnością SLD, bo gdy SLD-owcy pilnują przede wszystkim kasy („kasy raz zdobytej nigdy nie oddamy”), biłgorajscy cyrkowcy dopiero do kasy chcą się dobrać. Cyrk Palikota to jednak pomysł polityczny z drugim dnem. Jeśli SLD będzie obumierać – a będzie, bo nowych pokoleń nie dopuści przecież do swego szmalu, a idą ciężkie czasy… – to cyrk Palikota będzie przechwytywał swym radykalizmem pożytecznych idiotów naszych czasów. A każda epoka ma swych pożytecznych idiotów (tu Lenin dobrze rozpoznał zjawisko), zaś państwowa edukacja (czytaj: indoktrynacja) dostarcza ich w bród.

REKLAMA

Biłgorajski gorzelniany filozof powyciąga i z SLD co bardziej niecierpliwych. Że jednak taka formacja nie może długo utrzymać się na scenie politycznej bez stałego „grzania pod kotłem”, spodziewam się, że biłgorajski cwaniak zechce w stosownym momencie sprzedać swą menażerię – i to bynajmniej nie SLD, a PD, na gwałt potrzebującej przecież elektoratu! Lobby żydowskie chętnie kupi ten cyrk, jeśli tylko w ramach transakcji biłgorajski filozof umieści autorytety powycinane z „Gazety Wyborczej” we władzach swego cyrku. Nie będzie to trudne, bo przecież zbieranina ta nie ośmieli się sprzeciwić wodzusiowi Ruchu ani tym bardziej „autorytetom moralnym” powycinanym z „Gazety Wyborczej”! I tak Partia Demokratów kupi sobie zapewne Ruch Palikota, na którego czele stanie, udając wreszcie z dawna oczekiwaną „zjednoczoną Nową Lewicę”.

Czy jednak aby na pewno filozof z Biłgoraja zaproponuje swą partię akurat lobby żydowskiemu, „neo-Puławom” – a nie Millerowi, neo-Natolinowi?… Wydaje się, że lepszą cenę da jednak filozofowi z Biłgoraja lobby żydowskie: SLD musiałby zapłacić ze swoich pieniędzy, podczas gdy lobby żydowskie – niekoniecznie. B’nai B’rith pomoże zebrać fundusze (już wkrótce nakładem wydawnictwa „Wektory” ukaże się ciekawa książka poświęcona tej organizacji – smakowita lektura!)?… Na takie dictum większość działaczy SLD wnet przepisałaby się do tej Nowej Lewicy. Kto wie, czy ostatecznie nie „poznamy mężczyzny po tym, jak kończy”, czyli oglądając Millera w historycznej roli chorążego: sztandar SLD wyprowadzić?…

Co do PSL: wydaje się z grubsza, że póty PSL-u, póki Pawlaka (co to jeszcze „czyścił sobie UOP” za Wałęsy), a potem – równia pochyła. Ale kto wie, czy ten skansen ludowej mądrości („pokorne cielę dwie matki ssie”), co to „może z każdym” i ma zawsze stuprocentową „zdolność koalicyjną”, nie przetrzyma SLD… Pokorne ssanie dwóch wymion to dobry przepis na funkcjonowanie w demokracji.

W centrum sceny politycznej (ale bardziej na lewo) mamy trzy ugrupowania, mocno na wyrost nazywające się „prawicowymi”: PiS, PJN i to, co urodzi się z „ziobrystów” – najwyraźniej „Solidarną Polskę”. Od prawicy dzieli je wszystkie „grzech pierworodny” – akceptacja (dawniej, pod innym szyldem) akcesji Polski do UE i akceptacja traktatu lizbońskiego, nie licząc pomniejszych grzechów politycznego koniunkturalizmu. Jarosław Kaczyński spekuluje najwyraźniej na wzrost popularności PiS w kryzysie gospodarczym, jaki już się zaczął. Na co spekulują „rozłamowcy”, nie wiem, bo żaden z nich nie wygląda mi na takiego, co by potrafił nawiązać łączność polityczną z prawicą polską – przecież żaden nawet nie wypowiedział się w sprawie eliminacji Nowej Prawicy z wyborów parlamentarnych bandyckim numerem PKW i podobnym orzeczeniem SN!…

PiS i jego „pączki” („wypisy”) doświadczają właśnie skutków koniunkturalnie spóźnionego refleksu: zamiast przypodchlebiać się wcześniej żydokomunie i unijnym europejczykom, trzeba było już wtedy popierać UPR-owskie postulaty. Bo czy dzisiejszy dystans tych ugrupowań do UE jest wiarygodny?…

A co do polskiej prawicy: poparcie dla niej będzie rosnąć, ale będzie się też nasilać się wobec niej taka polityka rozmaitych koalicjantów, jaką wyrażają właśnie wspomniane decyzje PKW i SN. Już się nasila: wydarzenia z 11 listopada, udział policji państwowej w prowokacji, medialna reakcja żurnalistów-niezlustrowańców robiących za gwiazdy… Ta nagroda im. Stefana Kisielewskiego dla Poradowskiej – mój Boże, czy „Kisiel” nie przewraca się w grobie? Strach przed rosnącą (nie tylko w kryzysie) popularnością prawicy podyktuje naszej głęboko przechylonej na lewo scenie politycznej głęboką wspólnotę i priorytet jednego tylko interesu: zwalczania prawicy. Czyż nie jest to zresztą jedyny „ideowy” fundament III Rzeczpospolitej, jeszcze spod „okrągłego stołu”?…

Że szansę rozpadu Związku Sowieckiego establishment III RP raczej zmarnował – to widać. Traktat Lizboński pokazuje to nawet ślepym. Kolejna szansa – to chyba rozpad Unii Europejskiej? Ale taki „establishment” – i ją zmarnuje.

Właśnie minister Sikorski – (w dbałości o swój przyszły social?) już nadstawił się Niemcom, i to za nic mając sobie Sejm, Senat, opinie publiczną i Trybunał Stanu. Widać, że poczuł się bardzo pewnie. Niektóre media dociekają, kto też napisał mu to kuriozalne przemówienie. Przypomnę wiec, że od dwóch mniej więcej lat w polskim MSZ rezyduje już oficjalnie przedstawiciel niemieckiego MSZ. Najwidoczniej z roli „przyzwoitki” przeszedł już do roli głównej…

REKLAMA