Chodakiewicz: Co mówią moi kapitaliści

REKLAMA

Patrzę na mój wykaz transakcji (statement) na indywidualnym ubezpieczeniu emerytalnym i się cieszę bowiem poziom konta stale wzrasta. Nie dość, że powrócił dawno do poziomu przedkryzysowego przed paru lat, ale znacznie go przewyższył, prawie dwa razy odrabiając straty. „No, no, no – pomyślałem sobie – ci moi kapitaliści wiedzą co robią.” W związku z tym postanowiłem przejrzeć makulaturę, którą przysyła mi T. Rowe Price, a którą ja sobie odkładam na kupkę specjalną z nadzieją, że w końcu będzie chwila wolna to poczytać i podzielić się z pp. Czytelnikami „NCz!”. Wybrałem rozmaite broszury, newsletters i raporty za 2011 rok, ale zobaczyć co się dzieje na rynku inwestycyjnym.

Nie znam się na polskiej nomenklaturze maklerskiej (ponoć jest francuska), a więc się mogę walnąć w tym co opisuje. Najważniejsze to to, że moja firma inwestycyjna jest bardzo konserwatywna. Ma już prawie 75 lat. Utworzono ją w bardzo trudnym klimacie Wielkiego Kryzysu, zaostrzonego i przedłużonego interwencjonizmem państwowym F.D. Roosevelta, który był wrogiem inicjatywy prywatnej. Przeszła rozmaite zawirowania na rynku, a działa dalej: T. Rowe Price.

REKLAMA

Otóż – ogólnie – chłopaki i dziewczyny z tej firmy opierają się na dalekosiężnej strategii, inwestując w wypróbowane tzw. firmy-lokomotywy. Te ciągną w górę inwestycje, oraz zwracają godziwy procent stale, na umiarkowanym poziomie. Ale oprócz tego moi kapitaliści uwijają się jak w ukropie wyzyskując krótkotrwałe koniunktury i pseudokoniunktury na rynku, napędzane propagandą i niepewnością inwestorów przestraszonych socjalistycznym uzurpatorstwem Baracka Obamy. Jestem pewien, że maklerzy T. Rowe Price robią też ryzykowne short sales (krótka sprzedaż), ale te nie przekraczają z góry założonego poziomu inwestycyjnego. Po prostu mały procent kapitału inwestycyjnego jest przeznaczony na takie igraszki z ogniem.

Kluczem do bezpieczeństwa jest strategiczna dywersyfikacja portfolio; nie wkładamy wszystkich jajek do jednego kosza. Ryzyko jest, ale jak się coś walnie, to konserwatywne podejście do takich transakcji oznacza, że straty są ograniczone, nie grożą zawaleniem się firmy. Jak powiedział jeden z głównych naszych maklerów: „There is never a time when something can’t go wrong. It’s virtually impossible to predict some events. You just have to be prepared to deal with them” (Nie ma takiego okresu gdzie coś złego może się nie stać. Jest właściwie niemożliwe przepowiedzieć niektóre sprawy. Trzeba po prostu być przygotowanym na poradzenie sobie z nimi.).
Przynajmniej na to wygląda i ja mam taką nadzieję. Taka też jest od 75 lat filozofia firmy, chociaż nie można wykluczyć, że znajdzie się filutek, czy też grupa przypakowanych własnym sukcesem, którzy nielegalnie zdecydują się zainwestować cudze pieniądze w ekstrawagancki sposób. To się też w kapitalizmie zdarza. Stąd stare amerykańskie przysłowie: „the only problem with capitalism is the capitalists; the problem with socialism is socialism” (Jedyny problem kapitalizmu to kapitaliści. Problemem socjalizmu jest socjalizm). Pierwszy człon pochodzi z przemówienia prezydenta Herberta Hoovera. Drugi to chyba bon mot Miltona Friedmana. Nota bene, Margaret Thatcher stwierdziła kiedyś, że „the problem with socialism is that eventually you run out of other people’s money” (problemem socjalizmu jest to, że w pewnym momencie skończą ci się pieniądze należące do innych ludzi).

Zresztą nie jestem paraliżująco skazany na moich kapitalistów. Mogę zmienić firmę; mogę też do nich albo dzwonić albo sam na internecie przerzucać akcje i inwestycje w moim własnym portfolio (czyli teczce inwestycyjnej). Wolny wybór. No ale aby to robić i znać się na tym, musiałbym wrócić do szkoły, wziąść parę kursów inwestycyjnych i bawić się codziennie w trzaskanie kasy. Czyli musiałbym się sklonować, bo po prostu nie mam czasu na takie zabawy. Zbyt dużo innych obowiązków, ważniejszych. W życiu trzeba sobie poukładać odpowiednio priorytety. Mnie rajcuje badanie, pisanie, wykłady, doradzanie i praca społeczna. Nie każdy jest stworzony do zabaw maklerskich, chociaż naturalnie pracowałem w banku i pewne sprawy znam domowo od podszewki. Ale to nie moja bajka.

But I digress. Wracając do moich kapitalistów. Szczegóły ich sukcesów z moimi funduszami emerytalnymi są w Capital Appreciation Fund: Annual Report; oraz w Capital Appreciation Fund: Advisor Class. No ale przecież tabeli statystycznych i wykresów nie będę opisywać bo nawet ToSo zaśnie. Osobno dostałem broszurkę jak sobie poradzić z podatkami. Wszystko naturalnie legalne. To co biurwa fiskusowa wymyśli, to T. Rowe Price pobije i obejdzie.

Porady inwestycyjne, podatkowe i inne są też w T.Rowe Price Investor (mam numery z marca i czerwca 2011, inne posiałem). Ogólnie opłaca się inwestować na długi dystans. Powoduje to wielkie oszczędności podatkowe. Młodsi inwestorzy powinni bawić się jak najbardziej akcjami; starsi – zbliżający się do emerytury — powinni zacząć powiększać zasób swoich obligacji. Nie dać się spanikować, nie zwracać uwagi na huśtawkę giełdową. Solidne, długoterminowe inwestycje zawsze powracają do normy i prawie zawsze ich wartość wzrasta. Nie sprzedawać, a inwestować.

Spójrzmy szczegółowo na raporty kwartalne (T. Rowe Price Report). Numer 110 z zimy 2011 r. obiecuje, że odbijamy się coraz lepiej od dna, a gospodarka się wzmacnia. Mimo tego tak jak w ostatnie dziesięć lat, również „w nadchodzącej dekadzie nerwówka rynkowa (market volatility) pewnie będzie nadal trwała.” Trzeba zachować zimne nerwy i wtedy zwroty będą tak jak trzeba – od 7% do 10%. Ceny akcji pójdą w góre równomiernie do wzrostu gospodarczego: rocznie od 2% do 4%. Pamiętać mamy o inflacji, która będzie się kształtować na poziomie od 1% do 3%.

Lepiej inwestować w akcje (stocks) niż obligacje państwowe (bonds). Te ostatnie dadzą tylko rachityczne zwroty inwestycyjne, o ile wogóle pójdą. Oprócz tradycyjnych operacji w amerykańskich (czyli globalnych) firmach-lokomotywach pchających gospodarki rozwinięte (developed markets), nasi eksperci zachęcają do inwestycji w tzw. wschodzących rynkach (emerging markets). Te ostatnie są bardziej ryzykowne, ale warte świeczki bo od jakiegoś czasu ostrożne gra na nich przynosi stałe, choć skromne zyski. Wskazanie jest szczególnie na Amerykę Łacińską.

Wszędzie w świecie korporacji (corporate world) widać dość zdrowy powrót do zysków. Pozytywem jest duży poziom zarobków firm, a co z tego wynika bardzo wielkie zasoby gotówkowe. Złym znakiem jest to, że korporacje chomikują gotówkę, całe góry złota. Wynika to z tego, że nie ma dobrego klimatu inwestycyjnego. Zabawy Obamy w socjalizm przestraszyły kapitalistów wszędzie. Firmy się nie rozwijają, zwlekają z inwestycjami kapitałowymi, infrastrukturalnymi, technologicznymi i innymi. Czekają aż sytuacja się zmieni zanim znów zaczną inwestować. To powoduje, że pełny powrót do zdrowia gospodarczego odwleka się do następnych wyborów prezydenckich w USA.
W następnym raporcie (nr. 111, wiosna 2011), T. Rowe Price reklamuje „nową erę inwestycji internetowych.” Szansa na zarobek wyłania się na rynku nowych technologii. Jest hossa od 4 lata conajmniej. Wtedy to pojawił się iPhone łączący komputeryzację z komunikacją. Odwrotnie niż pierwsze szaleństwo inwestycyjne internetowe, które oparte było na propagandzie i zachłystnięciu się anarchicznym, pozornie permanentnym rozrostem firm sieci oraz na nierealistycznie wyśrubowanych cenach akcji przedsiębiorstw tego nowego przemysłu, obecnie wytworzony pozytywny klimat inwestycyjny oparty jest na dużo bardziej zdrowych podstawach. Firmy operujące na giełdzie mają strukturę i model rozwojowy jak trzeba. Wygrywają na systemach scalonych bezprzewodowych (wireless networks). Niektóre rosną niezwykle szybko.
Chodzi tu szczególnie o tzw. media społeczne: LinkedIn, Facebook czy Twitter. Myspace wypada z gry. Szczególnie dużą nadzieję pokłada się w zw. społecznościach internetowych i miejscowych przedsięwzięć e-handlu. Te pierwsze to na przykład społeczności amatorów-historyków czy graczy w gry elektorniczne (choćby Zynga). Te drugie łączą głównie lokalne przedsiębiorstwa i sklepy w małych i średnich miastach, oraz w poszczególnych dzielnicach dużych konglomeracji. Konsumenci nie tylko mogą się szybko skrzyknąć i znają się doskonale, ale często ufają bardziej lokalnym businessom niż odległym firmom wysyłkowym (e.g., Angie’s List). Ponadto widzi się zdrowe zwroty z inwestycji w książki elektroniczne (e-books). Kindle i iPad to żyła złota. To samo nowe programy i technologie takie jak Google Android, który konkuruje z Apple. Ale samo Google musi się strzec Facebook bowiem reklamodawcy coraz chętniej się tam przenoszą.

Moi kapitaliści stawiają na tzw. 3rd Generation Networks. Ale też ostrzegają aby nie przesadzić bo może być „Bąbel Internetowy 2.0”. A jednocześnie zachęcają do inwestycji w wyłaniających się rynkach w strefie post-sowieckiej: szczególnie w Polsce, Czechach i na Węgrzech. T. Rowe Price chwali Polskę za brak recesji, ale podkreśla, że na warszawskiej giełdzie „akcje są wśród bardziej kosztownych w regionie.”

Naturalnie trzeba pamiętać, że 60% wszystkich transakcji rynkowych w tym regionie dotyczy Rosji. Kraj ten pozostaje dobrym miejscem aby inwestować w firmy energetyczne. Właciwie nic ponad to, przynajmniej na razie. Wszystko zależy od tego, czy Rosja się wzbogaci i zacznie konsumować. Są pierwsze znaki pozytywne. Stąd zachęcanie do eksperymentowania z akcjami takich firm jak X5 czy supermarkety Magnit. Ale należy traktować to raczej eksperymentalnie. Można też inwestować w Gruzji, Kazachstanie, czy na Ukrainie – ale to dla wielkich ryzykantów, chociaż potencjalne zyski są nie złe.

Wieści z lata 2011 r. (nr. 112) były mniej optymistycznie. Ekonomia znów poleciała w dół. Wpływ na to miały podwyższone ryzyko kredytowe, kryzys fiskalny w Europie, zwrot na gorsze w gospodarce w Ameryce Północnej, potężny dług państwowy w USA, inflacja oraz ograniczenie kredytu dla wyłaniających się rynków. Rada jest ograniczyć inwestycje w obligacje do krótkoterminowych. I przerzucić część funduszy inwestycyjnych na rynek rolniczy. Na całym świecie odczuwa się rosnący popyt na produkty rolnicze. A przy okazji inwestować w związane z tym sektorem gałęzie: nasiona, technologię, wodę, jak również nawozy. Koniecznie należy nadal dywersyfikować portfolio bowiem jest to jedyny sposób na ochronę zysków przed inflacją.

W ostatnim raporcie (nr. 113, jesień 2011) znów ostrzeżenie, że „wzrost spada, ryzyko się zwiększa, ale możliwości inwestycyjne w akcjach pomyślne.” Po prostu inwestorzy uciekają od ryzykownego topienia pieniędzy w globalne firmy, szczególnie w rynkach wschodzących. Gospodarka człapie, niektórzy widzą pogłębienie recesji, inni nie. Ale zarobki mogą osiągać niższy poziom niż niedawno przewidywano. Chociaż nie koniecznie. Mimo małego zwrotu trzeba wypracować strategię obrotu obligacjami. Lepiej inwestować w obligacje municypalne niż federalne (Treasuries) w USA. Na wyłaniających się rynkach pojawiły się obligacje walutowe kilkunastu krajów. Można zaryzykować tutaj chwilowo inwestując w nie licząc na to, że niskie stopy procentowe promowane przez USA doprowadzą do wzrostu wartości tych walut vis-a-vis dolar. A potem uciekać.

Ale ostrożnie z przygodami inwestycyjnymi w Azji! Co prawda wygląda, że Chiny i Indie wychodzą z dołka, jednak większość zysków zjada inflacja. Ponadto brak dobrych wieści z Ameryki, a to powoduje kontynuację zapaści globalnej gospodarki. W związku z tym gospodarka Chin zwalnia i Indii też. Są to na razie korekty przez interwencjonizm państwowy. Pekin zaczyna stawiać też coraz bardziej na konsumpcję wewnętrzną jako czynnik napędzania gospodarki.

REKLAMA